W klatce (Orzeszkowa)/XIV
I widziały stare drzewa jodłowskiego ogrodu, jak często, codziennie niekiedy, piękna Klotylda przechadzała się pod ich sklepieniem, wsparta na ręku młodego doktora.
A mirty i cyprysy strojące ganek jodłowskiego domu, ciekawie zaglądały wieczorem w głąb wschodniego gabinetu i widziały, jak, pod szafirowém światłem lampy, oparta na otomance postać kobiety, wdzięcznie rysowała się śród barwnego tła draperyi, i słyszały stłumiony głos mężczyzny, mówiący do niéj o czémś długo, długo...
I widziała figlarna Marylka, jak na przezroczystéj twarzy jéj pani, wykwitał rumieniec, ile razy stopy dzielnego gniadosza zatętniały przed gankiem domu; i widział stary Ignacy, jak młody jeździec drżącą z niecierpliwości ręką, oddawał mu cugle wierzchowca; a sam jednym skokiem przesadzał wschody gankowe, aby się coprędzéj znaleźć obok pani domu.
I śród głębokiéj ciszy wiejskiéj, śród jasnéj majowéj pogody, owiana wonią kwiatów i szumem drzew starych, zwolna i słodko snuła się dwojga serc sielanka, w tém tylko różna od innych na ziemi, że na dnie jéj leżało snać cierpienie i były łzy; bo często wieczorem, gdy tętent konia unoszącego Lucyana umilknął w oddali, malowana twarz Madonny widziała kornie schyloną przed sobą głowę kobiety i załamane smutnie jéj ręce, a z po-za jodeł, otaczających dziedziniec, wychodziło dziewczę młode i smutne, smutno patrzyło w niebo, z którego gwiazdy nocne przeglądały się w łzach drżących na jéj źrenicach.
I było tak miesiąc cały ........
................
Boże mój, Boże! gdyby spisać historyą wszystkich na świecie miłości, jakżeby mało w niéj było radosnéj treści! A jednak ludzie upornie gonią te szybko gasnące iskry, które zbyt często niestety wiodą za sobą szereg mar ciemnych ..........
................