[149]W NOCY
[151]I.
Na niebie świecą gwiazdy: jedne przez mgłę mętno,
Inne jasno i zimno; jak szafir migoce
Wielki Syryusz i złota lśni Gwiazda Polarna.
Jestem sam — — serca mego dziwnie bije tętno — —
Zdaje mi się, że takie znam już dawno noce,
Dawno — — nim pierwsze roślin padły w ziemię ziarna...
[152]II.
Jest coś, co duszę wprost z piersi wyrywa!...
Na niebie świecą mglistych gwiazd myryady,
Koło księżyca krąży złoto-blady
Ruch mgieł, jak puchy zdmuchnięte z przędziwa.
W górach wiatr. Wzdęta, olbrzymia chmur grzywa
To się podnosi, to nakształt kaskady
Potwornej spada, lub w skał kolumnady
Jak rozwełniona ława rzeki wpływa.
I wszystko, widne pod krysztalno-szarą
Gazą i w ciemnie błękitne wtopione:
Zda się swym własnym cieniem, własną marą...
I mnie się zdaje, że nie patrzę wzrokiem,
Lecz że me zmysły na przestrzeń rzucone
Są wichrem, światłem, błękitem, obłokiem...
[153]III.
I gdy patrzę na niebo, dziwny w duszę moją
Spływa spokój i cisza... Zda mi się, że łono
Jakieś bezdenne ku mnie się zbliża, gdzie toną
Gwiazdy, w którego wnętrzu mgły i góry stoją.
Jestli to Bóg? Ta dziwna Powieść, którą roją
Od wieków wieków ludzie?... Ten Bóg, z utajoną
Wiecznie twarzą?... O którym tyle już prześniono,
Że więcej snów jest o Nim, niż gwiazd, co się roją?...
Dziwna, ogromna Powieść, Baśń, od której mdleje
Serce w piersiach... Bóg... Słowo jedno bez pojęcia,
Bóg, ku któremu rączki wznoszą się dziecięcia,
Który wytknął czas bytów i światów koleje...
Bóg — zwierciadło jeziora i burza powodzi —
Wieść święta, co się w gwiazdach w takie noce rodzi.
[154]IV.
Kędyś w tę noc z łóżeczek patrzą w niebo dzieci — —
Widzę je, jak unoszą główki od poduszek;
Na szybach kwiaty z lodu, śniegu srebrny puszek,
A na niebie, za oknem, gwiazd tłum złoty świeci.
Bóg chodzi po niebiosach. Czasem anioł zleci,
Przemknie szybko i zniknie... Może którą z duszek
Niesie w górę?... Cyt!... Kładą na ustach paluszek,
Tam — anioł — płynie anioł w obłoków zamieci...
A ponad wszystkiem Bóg jest. Trzyma w ręku kwiaty,
Ale ich siać nie będzie, aż zima przeminie,
A teraz śnieg strzepuje z swej gwieździstej szaty,
I dmucha na obłoki i w róg księżyc winie,
I bawi się na niebie, lepiąc złote światy,
Które tuła po niebios błękitnej równinie.
[155]V.
Świat cały się napełnia jakiemś życiem dziwnem,
Jakimś ruchem powietrznym, jakiemś dziwnem drganiem,
Czemś, co jest całej naszej naturze przeciwnem,
Lecz nie naturze ziemi. Zda się, jakby z łkaniem
I zawodzeniem wyszły ku gwiazdom pod bory,
Istot w epok praczasie wygasłych upiory.