W pamiętniku (Norwid, 1907)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł W pamiętniku
Pochodzenie Chimera
Redaktor Zenon Przesmycki
Wydawca Zenon Przesmycki
Data wyd. 1907
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda i Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Józef Mehoffer
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zeszyt 28-29-30
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W pamiętniku.

Nietylko, pierw się najadłszy Mandragor,
Błądziły w Limbach szalone kobiety;
Nietylko Dante i trzeźwy Pythagor —
Byłem i ja tam... pamiętam, niestety!

Że byłem? tomów dwunastu na dowód
Pisać?.. sił nie mam, bo myśl mię udławia;
Jestem zmęczony! wolę jechać do wód —
Nie na wyjezdnem się o piekle mawia!


Wolę — gdzieś jechać, w pilnym interesie,
Patrząc przed siebie z obłędu wyrazem,
Wieki potrącać, jako grzyby w lesie,
Ludzi, Epoki!.. mieszać wszystko razem

Być tam i owdzie — w on czas, dziś i potem,
Jako się wyżej albo niżej rzekło;
A nie równiejszym wracać kołowrotem,
A nie odpomnić, że zwiedziłem Piekło!..

Lecz pytasz: „owdzie, co tak wielce trudzi,
I które z bliskich spotkałem postaci? —“
— Tam braci niema, ni bliźnich, ni ludzi,
Tam tylko studia nad sercami braci!..

Tam uczuć niema, tylko ich sprężyny

Zdające z siebie wzajemny rachunek,
Do nieużytej podobne machiny,
Puszczonej w obieg przez pęd lub trafunek.

Tam celów niema, lecz same rutyny
Pozardzewiałe — i niema tam wieków —
Dni — nocy — epok — tam tylko godziny
Biją, jak tępych utwierdzanie ćwieków.

Nieokreślone pierwej cyfrą stalą,
Lecz fatalności pchnięte raz ostrogą,

Nie znaczą wcale, co? kiedy? się działo —
W godzinę, wybić liczby jej, nie mogą!

Rzekłbyś — w Tytańskim z wiecznością zapasie
Mniejsza! czy biją minuty? czy lala?
I t każda wątpi o sobie i czasie —
Każda dogania się, lecz nie ulata...

Jakby wcielonej ciągle puls Ironii:
Słysząc, wiesz naprzód i wiesz ostatecznie,
Że z godzin żadna siebie nie dogoni!
Że nie wydzwoni siebie, dzwoniąc wiecznie!

A ten systemat sprężyn, bez ich celu,
Jakby tragedya bez słów i aktorów,
Jak wielu nudów i rozpaczy wielu
Muzyka gwałtem szukająca chórów:

Raz w raz porywa spazmem za wnętrzności,
Jak niezwykłego do morza człowieka;
Tylko nie spazmem nudy, lecz wściekłości,
Który, sam nie wiesz, zkąd? i po co? wścieka.

Wtedy to próba jest, wtedy jest waga,
Ile? nad sobą wziąłeś panowania;
Wartość się twoja ci odsłania naga —

I oto widzisz, ktoś-ty?.. bez pytania.


I ileś zwał się tym lub owym w Czasie?..
Lub byłeś zwany imieniem twych dziadów, —
Widzisz — i ile? nabrałeś sam na się
Z tragedyi? tonu? stylu? lub przykładów?

Co raz, to z ciebie jako z drzazgi smolnej
Wokoło lecą szmaty zapalone;
Gorejąc, nie wiesz, czy stawasz się wolny,
Czy to, co twoje, ma być zatracone?

Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
Co idzie w przepaść z burzą? — czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyament,
Wiekuistego zwycięztwa za ranie!..

Lecz — prawić o tem i prawić na dowód.
Ze byłem owdzie? — myśl sama udławia!
Jestem zmęczony... wolę jechać do wód,
Nie na wyjezdnem o Piekle się mawia.

Wolę wsiąść na koń z jakim drabem, który,
Prócz ze swoimi, nierad bywać z nikiém,
Historyi nie zna, ni architektury.
Milczy jak pomnik, będąc sam pomnikiem!

Na dwukrańcowe wolę ruszyć szlaki
Krajów i wieków, gdzie przestrzeń granicą,

Granica? — czasem... i gdzie, z nad kulbaki
Patrząc, firmament cały?.. okolicą!


[Z prologu do fantazyi:
ZA KULISAMI.]
Cypryan Norwid.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.