[20]
W POSĘPNY ZMROK.
CZŁOWIEKOWI W IMIĘ MOJEJ UMARŁEJ.
Olbrzymi, nagi, siedzę w posępny zmrok na wirchu skały,
Zaryłem stopy w ziemię, o silne kolan mych wiązania
Oparłem ciężko dłonie i patrzę w głąb, co wyotchłania
Mej duszy lęk skłębiony, w rozpaczy dzikiej oszalały.
Ściągnąłem brwi w ponury, kamienny fałd i patrzę twardo,
Jak myśli me się tłoczą, jak w dal ramiona chude dłużą,
Litości skądeś żebrząc, jak grożą wściekłych przekleństw burzą
I wiją się, rwą włosy i plwają pełną jadu wzgardą.
Spokojnie, zimno patrzę i z tego miejsca się nie ruszę,
Choć przyszłoby mi nigdy nie zawrzeć ciężkich trudem powiek
I widzieć tak po wieczność w zamęcie dzikim swoją duszę.
Sam siadłem tu i czekam — spiżowej w Moc swą pełen wiary:
Nie lękam się! Niech idzie, wyrosły w niebo olbrzym-Człowiek
Dłoń zeprzeć na mej głowie i ciężar kolan wgnieść mi w bary!