[66]W ZWIERCIEDLE.
Gorączka w oczach, — wciąż więdnący,
O twarzy, w której niema krwi,
Dwudziestoletni trup żyjący:
To ja mam być? Zwierciadło drwi…
Potworze!… Tak upadłeś nizko!
Gdzie, bratku, złote sny młodości?
Kto ideałów splwał ognisko?
Gdzie serce czyste? gdzie zdolności?
Wszak tyś wybrańcem był natury —
Tyś dzisiaj straszny, smutny waryant
Samego siebie… cień ponury!…
Cóż to za skrucha? co za płacze?
Woskowem czołem bijesz ściany
I obiecujesz żyć inaczej?!
Ach, nie dziw!… Tyś — na śmierć skazany!
A jednak żal mi ciebie szczerze,
Nieletni starcze z drżącą ręką!
[67]
Te szczapy widzę — litość bierze! —
I ten twój lęk przed śmierci męką.
Nieodwołalnie legniesz w grobie
Bez żadnej łzy i bez westchnienia:
Wszak nie zostawiasz nic po sobie —
Ni źdźbła, ni śladu, ani cienia…
Dziesiątki dwa twych lat — cóż warte?
Nie zapisałeś w nich nazwiska
Na wiecznej chwały białą kartę…
Tak samo giną chore psiska!
Więc giń! Już bije twa godzina,
Wydzwania ją grabarza stal —
Tyś potwór! bydlę! wstrętna glina!
A jednak żal mi ciebie, żal!