Plemię Łasic, jak wiecie,
Od lat przeszło tysiąca
Spokój Szczurów zamąca.
Nie stałoby na świecie
Dzielnych rycerzy onych,
Myszeidą wsławionych
Twarogusów, Szperkasów
I Parmezanidasów,
Gdyby nie to, że nory
Z wąziutkiemi otwory
Jako tako ich chronią
Przed łasiczą pogonią.
Lecz, gdy pewnego lata
Był urodzaj na Szczury,
Król ich, mężnej natury,
Zebrał z całego świata
Hufce liczne i zbrojne,
I podążył na wojnę.
Walecznych Łasic rzesza
Przeciw wrogom pospiesza,
I wszczęła się rozprawa,
Wielce sroga i krwawa.
Z równym zapałem pono
Z obudwu stron walczono:
Tysiące mężnych padły;
Niejeden Szczur zajadły
Wieczną okrył się chwałą;
Ale płoche zwycięztwo
Hufcom Łasic sprzyjało.
Daremne było męztwo
Gryzandra, Schabowicza,
Słonino-Lizowicza
I innych pułkowników,
Co okryci kurzawą
Biegali w lewo, w prawo
I wśród groźnych okrzyków
Wiedli szeregi swoje
Na ostateczne boje:
Dzielne Łasic attaki
Zniosły wszelkie zapory,
I Szczury nieboraki
Jęły zmykać do nory.
Udało się hołocie
Unieść życie i zdrowie,
Lecz w bezładnym odwrocie
Wyginęli wodzowie;
Bowiem każdy na grzbiecie
Dźwigał różne rupiecie
Jako znak dostojeństwa,
I broń — dla bezpieczeństwa.
Na te stroje i zbroje
Ciasne Szczurów podwoje!
Więc z wodzów mało który
Mógł się zmieścić do dziury;
Krwawą cierpiąc pokutę
Za tchórzostwo i butę,
Legli na bojowisku:
To im strój przyniósł w zysku.