Dobrze to dawne powiada przysłowie, Że koń nie skoczy nad siły. Jeśli niebiosa komu odmówiły Wdzięku w postaci, układności w mowie,
Ten zgrabnym i dowcipnym nigdy nie zostanie.
Szukać, czego Bóg nie dał, daremne staranie:
Człek wtedy, zamiast pieszczot, śmiech zyska niewieści,
I wyjdzie na zalotach, jak Osioł z powieści,
Co zazdroszcząc Pieskowi, chciał go naśladować,
I jak on, swego pana głaskać i całować. «Bodaj to psem być! mówił sam do siebie; Jak się to licho z państwem pobratało! Jak się to spasło na próżniaczym chlebie! A ja tymczasem, za swą pracę całą Mam garstkę siana i plag, co się zmieści. Zkąd Psu ta łaska? Ot, łapę podaje; Wielka mi sztuka!... A pan za to pieści, Pani całuje i daje przysmaki. Dalipan, dziwne zwyczaje!
Ja, com nie pies, lecz Osioł, i nie ladajaki,
Do łask pańskich tem większe prawo rościć mogę.»
Tak myśląc, i dowcipem własnym zachwycony,
Skoczył do pana, podniósł zabłoconą nogę
I kopytem po twarzy głaskać go zaczyna,
Czule przytem oślemi przemawiając tony. «Tfu! w imię Ojca i Syna! Co to ma znaczyć?» pan woła zdumiony;
«Hej, kija!» Wnet parobków zbiegła się gromada,
Ten Osła batem kropi, ów drągiem okłada:
Srodze zbity powrócił do swojej roboty,
I na tem się skończyły Osiołka zaloty.