Wazowie (Niewiadomska)/Piotr Skarga Pawęski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wazowie |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1921 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
»Nad ludem twoim zapanuje obcy!
Rządzić cię będą słudzy a parobcy!
Z dawnej purpury odartej i nagiej
Na barkach twoich żebrackie biesagi!
Płaciła będziesz z własnych domostw myto,
O matko moja! o Rzeczpospolito!...«
»Rzeczpospolito! Bych był Izajaszem,
Rąbałbych ciebie słowem jak pałaszem!
Zdobyte skarby i wygrane boje
Zaliż okupią nieprawości twoje?
Zaliż zadzierżą ony wichr, co zlata,
Aby cię zetrzeć z obliczności świata?«
(Włosy srebrzyste, rozwiane u czoła,
Lśnią na pomroku jak glorja anioła,
Nieziemska bladość natchnionego lica,
Wargi-płomienie, oko-błyskawica,
A rozpaczliwie wyciągnięte dłonie
Świat podtrzymują, co w potopie tonie!)«
Or-Ot.
Znamy wszyscy tę postać z obrazu Matejki.
Przemawia z kazalnicy do króla, senatu, posłów, rycerstwa, całego narodu. W oczach wyraz natchnienia, podniesione ręce zda się gromy rzucają na słuchaczy, a z ust padają wyrazy prorocze: przepowiednie strasznej przyszłości.
»Ziemie i księstwa wielkie, które się z Koroną złączyły, odpadną od was dla waszej niezgody. Odbieżą was, jako chałupki przy jabłkach, gdy owoce pozbierają, którą lada wiatr rozwieje. Wy, coście drugie narody rządzili, ku pośmiechu będziecie i urąganiu nieprzyjaciołom waszym.
Będziecie nietylko bez pana waszego, ale też bez ojczyzny i królestwa, wygnańcy, nędzni, wzgardzeni, ubodzy, włóczęgowie, które popychać nogami będą tam, gdzie was pierwej poważano.
Gdzie taką drugą ojczyznę zdobędziecie, w którejbyście taką sławę, takie dostatki, skarby i rozkoszy mieć mogli? Urodzi się wam i synom waszym taka druga matka? Jako tę stracicie, już o drugiej nie myśleć!
Będziecie służyli nieprzyjaciołom waszym w głodzie, pragnieniu, niedostatku, — jarzmo żelazne włożą na szyje wasze, żeście nie chcieli służyć Bogu w radości serdecznej, gdyście mieli wszystkiego dostatek«.
Straszne to słowa, które się spełniły, choć zdawały się niepodobnemi do prawdy w owych chwilach potęgi i znaczenia.
Ale dlaczego tak okropną karą grozi swoim rodakom ten mąż sprawiedliwy? Czem zasłużyli na nią?
O, nie ukrywa tego. Śmiało i wyraźnie wyrzuca wszystkie winy, które w braciach spostrzega!
»Pyszni jesteście, dumni, krzywdziciele ludu, niesprawiedliwi sędzie, niemiłujący się wzajem, chciwi i obojętni dla ojczyzny.
Ona dała wam dostatek, wolność, bezpieczeństwo i wszelkiego dobra tak wiele, że nie macie już pragnąć czego; a wy nienasyceni, nie pamiętacie nawet, że to matka, bez której utracicie wszystko i nędzniejsi będziecie od poddanych waszych.
Ojcowie wasi życie jej nieśli w ofierze, krwi nie szczędzili nigdy, — wy złota żałujecie na podatek, na wojsko, na obronę, na światło w szkołach waszych, sprawiedliwość.
I zgubi was brak zgody i jedności, samolubstwo, bo każdy o sobie tylko myśli.
Gdy okręt tonie, a wiatry go przewracają, głupi tłomoczki swoje opatruje, a do obrony okrętu nie bieży i mniema, iż się sam miłuje, a on się sam gubi: bo gdy okręt obrony nie ma i on utonąć musi ze wszystkiem, co zebrał. A dopiero gdy skrzynkami swojemi pogardzi, a z innymi do obrony okrętu się uda, dopiero wszystko ocali i odzyska.
Ten najmilszy okręt ojczyzny naszej wszystkich nas niesie: wszystko w nim mamy, co mamy. Gdy się z okrętem źle dzieje, gdy dziur jego nie zatykamy, gdy wody z niego nie wylewamy, gdy dla jego bezpieczności wszystkiem nie pogardzamy — zatonie, i z nim my sami poginiemy«.
Tak przemawiał natchniony prorok w czasach, gdy kraj był zwycięski i zdawał się kwitnący — lecz on widział truciznę, która w nim krążyła, i jak rozumny lekarz, pragnął uzdrowić swój naród.
Czcimy dziś pamięć Skargi za te wielkie i mądre słowa, za gorącą miłość ojczyzny, za życie nieskazitelne, bez myśli o sobie.
Był kaznodzieją Zygmunta III i przemawiał na sejmach, po zwycięstwach i klęskach, podczas wielkich uroczystości narodowych.
Słuchano go w milczeniu, z głębokiem wzruszeniem — strwożone serca mocniej biją poczuciem winy, żal i skrucha przenika je do głębi, ale — słowa przebrzmiały i ucichły, a tłum za progiem świątyni — zapomniał...
Kilka drobnych zdarzeń z życia świętego męża maluje znowu jego miłosierdzie i pracę dla dobra bliźnich.
Mimo znacznych dochodów zawsze był ubogi, gdyż potrzebujących było więcej, niż wystarczały jego środki. Ludzie znali go dobrze i śpieszyli zewsząd po pomoc, dobrą radę. I nikt nie odszedł nigdy z żalem w sercu, smutny i niepocieszony.
Raz w podróży, przejeżdżając przez miasteczko, zauważył na ulicy zbiegowisko i dowiedział się, że sprzedają rzeczy ubogiego rzemieślnika, który długu zapłacić nie mógł.
— Ileż ten dług wynosi? — spytał Skarga.
Wymieniono mu sumę, jakieś kilkadziesiąt talarów, które szczęśliwym trafem miał przy sobie.
Kazał więc zsiąść woźnicy i za te pieniądze kupić pierwszy sprzęt, jaki będą sprzedawali.
Tak się stało i zanim biedak zrozumiał tę szczęśliwa zmianę, odzyskał znowu cały swój dobytek, a nadto dobre słowa i dobra rada Skargi pokrzepiły go na duchu i dały możność dalszej pracy.
Innym razem, gdy gromił surowemi słowy występki młodzieży, jakiś śmiałek niedowarzony, który musiał bardzo poczuwać się do winy, wziął to wszystko za osobistą zniewagę, i gdy Skarga wyszedł z kościoła, publicznie go uderzył.
Rzucono się natychmiast na zuchwalca, oburzenie było tak wielkie, iż domagali się wszyscy najsurowszej kary.
Lecz przed sądem zjawił się Skarga i prosił o uwolnienie młodzieńca, ponieważ on mu zupełnie przebaczył.
Nie śmiano mu odmówić, a wzruszony winowajca uznał swą winę i przyrzekł poprawę.
Chcąc uwolnić biedaków od lichwiarzy i ułatwić im drobne pożyczki pieniężne, założył bank ubogich w Krakowie i Wilnie.
Pracował do ostatniej chwili. Niezdolny już przemawiać z kazalnicy, pełnił drobne usługi przy kościele: szył odzież dla zakonników, lał świece woskowe.
Pochowano go w kościele św. Piotra w Krakowie.