Wazowie (Niewiadomska)/Pod Beresteczkiem

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Wazowie
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Pod Beresteczkiem.
(1651).

Układy z nowym królem nie na wiele się przydały; nie w mocy Chmielnickiego było zakończyć wojnę: tyle naobiecywał, że dotrzymać nie mógł, a jeśli nie dotrzyma, co go czeka? Nie posłuchają go wzburzone tłumy, które sam wywiódł w pole.
I król nie mógł dotrzymać wszystkiego, co przyrzekł: sejm nie chciał dać Kozakom zbyt wielkiej swobody, obawiając się takiego sąsiada.
Więc wojna rozpoczęła się na nowo.
Trudno wyliczać tutaj bitwy i zwycięstwa, opisywać wszystkie czyny bohaterskie, wysiłki męstwa, cudy waleczności i błędy, klęski, poniesione straty. Oblężenie Zbaraża, gdzie książę Wiśniowiecki z garstką rycerstwa całe 6 tygodni odpierał krocie wrogów, zostanie na zawsze pomnikiem chwały polskiego oręża.
Lecz to nie rozstrzygnęło losu wojny.
Zrozumieli wreszcie Polacy, że by zakończyć walkę, trzeba odnieść zwycięstwo wielkie i stanowcze, więc wyruszyli w pole całą siłą pod wodzą samego króla Jana Kazimierza.
Wspaniale przedstawiały się polskie zastępy, złożone z pospolitego ruszenia wszystkich ziem i województw ze swemi chorągwiami, z wojsk kwarcianych i najemnych pułków cudzoziemskich, razem przeszło 100 tysięcy wyborowego wojska, kilkakroć tyle służby, wozów, koni, bydła na rzeź, co wszystka razem wyglądało niby wędrówka narodów, i niepodobna było objąć okiem całej przestrzeni, którą ten tabor zajmował.
Lecz Chmielnicki zgromadził większą siłę.
Podzieliwszy Kozaków na mniejsze oddziały, wiódł z sobą 100 tysięcy samej czerni, t. j. chłopstwa, 90 tysięcy kozackiej piechoty i 12 tysięcy doskonałej jazdy.
A prócz tego miał na usługi Tatarów. Chan Nuradyn ciągnął w 100 tysięcy ludzi i dwakroć tyle koni, nie licząc taboru. Jechali z nim murzowie i książęta, w pysznych strojach, dumni i hardzi, jakby świat podbić mieli.
Siły więc nieprzyjacielskie były trzy razy liczniejsze od naszych, nic też dziwnego, że król i wodzowie zadawali sobie chwilami pytanie: czy podobna się kusić o zwycięstwo?
Lecz i cofnąć się niepodobna.
Nad rzeką Styrem rozłożyły się oba obozy, tu podziewając się i oczekując ostatecznej rozprawy.
W obozie nieprzyjacielskim nie było wzajemnej ufności: Tatarzy przyszli, bo im obiecano łupy, bo Chmielnicki zapewniał, że nie spotkają oporu, że Polska już nie ma obrońców, sam widok ich spłoszy resztę.
Więc nadciągnął chan z wielką pychą i według umowy udał się do obozu Chmielnickiego, aby ułożyć razem plan stanowczej bitwy.
Zbliża się na czele świetnego orszaku z najdostojniejszych książąt, krewnych, braci swoich: niech widzą wszyscy, z jakiemi hołdami witać będzie go sprzymierzeniec! W obozie kozackim uderzono w dzwony, ryknęły działa, ozwały się bębny i trąby, wystąpiło z powitaniem duchowieństwo, wystąpiła cała starszyzna z odkrytemi głowami, ale — nie było Chmiela — nie było! — leżał pijany jak drewno.
Taka zniewaga dotknęła Tatara — dał się wprawdzie pokorą przebłagać pozornie, lecz tem bardziej niedowierzał Chmielnickiemu i zemsty się nie wyrzekł.
28 czerwca 1651 r. zaczęła się 3-dniowa bitwa pod Beresteczkiem pomniejszemi utarczkami. Przyświecały jej słupy ognia, rozlewając dokoła krwawą łunę i świadcząc, że okoliczne wsie i miasta ogarnął srogi nieprzyjaciel. Stanowcza walka jednak nastąpiła dopiero 30 czerwca.
Obie strony już w nocy zaczęły sprawiać szyki, aby olbrzymią armje na czas ustawić w porządku.
Król Jan Kazimierz o 2-ej z północy słuchał mszy świętej z przykładną pokorą, a całe wojsko, klęcząc, polecało Bogu w gorących modłach losy ojczyzny i własne. O 3-ej zaczęły pułki ustawiać się w szyku bojowym.
Gęsta mgła osłaniała wszelkie przygotowania, a kiedy spadła nagle koło 10-ej z rana, przeciwnicy w zdumieniu spojrzeli na siebie.
Nie spodziewał się chan tatarski ujrzeć takiej potęgi, przypomniały mu się słowa Chmielnickiego, i ze złością wskazując szyki polskie kozackim pułkownikom, odezwał się szyderczo:
— Pijanemi oczami patrzał wasz Chmiel na Polaków; jeśli wytrzeźwiał teraz, to niech idzie przodem wybierać miód tym pszczołom. Zobaczymy, czy mają żądła.
Porwał się Chmielnicki wściekły, kiedy powtórzono mu te urągliwe słowa, i natychmiast wydał rozkazy do boju.
Mądry był jego plan.
Tatarzy uderzyć mieli całą siłą i zwabić na siebie uwagę Polaków, a on niepostrzeżenie obejdzie tymczasem pozycję i nagle zaatakuje wojska królewskie z boku; wyczerpane już walką i wzięte niespodziewanie w dwa ognie, muszą ulec i zostać pokonane.
Wyruszył więc niezwłocznie. Polacy i Tatarzy pozostali naprzeciw siebie.
Lecz mimo gotowości, do 3-ej z południa obydwa wojska stały nieruchome, żadna strona pierwsza rozpocząć nie chciała.
Już król zaczął się wahać, czy z powodu spóźnionej pory nie odłożyć walki do jutra, gdy na spienionym koniu nadbiegł goniec od ks. Jaremy Wiśniowieckiego, wzywając w imię Boga, by uderzono bez zwłoki.
Król wziął to za dobrą wróżbę i dał hasło.
Z odkrytą głową, bez hełmu i zbroi, z szablą w ręku, na pysznym koniu pędził Jarema na czele swych hufców ku zdumionym Tatarom. Leciały za nim chorągwie i pułki, ziemie i województwa, stubarwne sztandary, lśniące zbroje i szable.
Niewielkie siły kozackie, zostawione przez Chmielnickiego, by osłaniały podstęp, rozgromiono w mgnieniu oka, pierzchnęły i ukryły się za szańce; na nieprzejrzanem polu zaczęła się teraz rozprawa z Tatarami.
Rozpoczęła się świetnie. Nie szczęści się dziś Tatarom: pierwszy trup z ich strony padł głową ku swoim, to niechybny znak klęski. Kula działowa rani w nogę Nuradyna, rozpalając mu w duszy straszny płomień gniewu; u stóp co chwila składają mu zwłoki poległych murzów, agów; tam ciągnie szereg wozów: to trupy tatarskie uwożą z pola bitwy, aby ich nie zostawać w ręku wroga. — Krzyk rozlega się straszny — brat Nuradyna pada, rażony zabójczym pociskiem. Popłoch ogarnia hordę, miesza się, ustępuje i cofa w nieładzie i nagle pierzcha z przeraźliwym wrzaskiem, opuszczając obóz i łupy.
Właśnie Chmielnicki ukazał się z boku, kiedy ujrzał w popłochu potęgę tatarską.
Nie tracąc chwili, rzucił się za nimi, by powstrzymać ucieczkę — to dla niego zguba!
Spienionego konia osadził przed chanem, chce przemówić, tłumaczyć, błagać.
Ale na jego widok wściekłość zawrzała w Tatarze, spojrzał na pierzchające hordy swoje, pozostawione łupy, pełne trupów wozy, na poległych wodzów, krewnych, dostojników, uczuł palący ból własnej swej rany i zgrzytnąwszy zębami, nie dając przemówić nieszczęsnemu sprzymierzeńcowi, rozkazał go przywiązać sznurami do konia, ręce skrępować w tyle i batami pędzić przed wojskiem, choćby na koniec świata.
Tym sposobem Kozacy zostali bez wodza i nie wiedzieli nawet, co się stało. Poległ Chmielnicki, czy się dostał do niewoli? gdzie jest i dlaczego w tak okropnej chwili opuścił swoje wojska?
Bronili się czas jakiś, wreszcie ustąpili z pola, ukryli się za szańce, które sypali z pośpiechem.
O 9-ej wieczorem walka ustała zupełnie. Z polskiej strony poległo tylko 700 ludzi! wróg potężny został złamany.
Rycerstwo polskie padło na kolana, na krwawem polu zabrzmiał hymn dziękczynny, z tysięcy piersi rwało się ku niebu »Ciebie, Boże, chwalimy!«
A Chmielnicki?
Zapóźno się uwolnił z rąk Tatarów, klęska dla niego była niepowetowaną. — Co pocznie?
Choćby duszę zaprzedać — nie ustąpi; musi znaleźć nowego sprzymierzeńca.
I udał się do Moskwy.
W imieniu kozaczyzny uznał panem cara — niechaj jego potęga osłoni Ukrainę od Polaków.
Tym sposobem rzucił na Polskę nową wojnę, a Kozaków na długie wieki oddał pod ciężkie jarzmo cara moskiewskiego i pogrążył w ciemnocie.
Moskwa rozumiała dobrze, że dla niej urodzajny południowy kraj to śpichlerz, to najlepszy dostęp do morza, to skarb nieoceniony. Wydrzeć go sobie teraz nie pozwoli, ale utrzymać może jedynie obłudą. Wolny, lecz ciemny Kozak dał się złudzić. Pozwalano mu na pewne samowole, podburzano przeciw Polsce, przeciw Turcji, niby to w obronie wiary i wolności, a strzeżono pilnie od światła, czego zresztą nie pragnął, bo tej krzywdy zupełnie nie rozumiał.
I wiemy dobrze, czem stali się dla nas Kozacy pod rządami carów moskiewskich.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.