Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879/156

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879
Pochodzenie Gazeta Polska 1879, nr 285
Publicystyka Tom IV
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 20 grudnia 1879
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1879
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


156.

Coraz więcej osób przybywa do Salonu artystycznego Ungra, przypatrywać się wystawionym tam nowościom.
Podziwiają je w dzień i do późna wieczorem przy jasnem świetle lamp elektrycznych. Szkice Gottlieba widziało już tysiące ludzi, obecnie przyciągają widzów dwa nazwiska:
Matejko i Czachórski.
Mistrz krakowski nadesłał mały obrazek, przedstawiający Grzymisławę z Bolesławem Wstydliwym uwięzioną na zamku w Sieciechowie.
Przedmiot to zaczerpnięty z posępnych kart dziejów naszych, bo z wieku XIII, czyli z wieku zawieruch, sporów między udziałowymi książętami, walk, podejść, zdrad, wojen domowych, gwałtownych nienawiści i nieokiełznanych żądz.
Po śmierci Leszka Białego o opiekę nad jego małoletnim synem spierało się dwóch książąt: Henryk Brodaty i złowrogi Konrad Mazowiecki.
Wdowa po Leszku, Grzymisława, przechyliła się na stronę Henryka, który uchodził za jednego z najsumienniejszych książąt. Był przy tem i bogaty i potężny, a w owych czasach kobiecie trzeba było się koniecznie schować za jakiś puklerz. Na opiekę książąt ruskich, z których rodu pochodziła, liczyć nie mogła, ci bowiem w większej jeszcze od Piastowiczów żyli zawierusze. Przecie Leszek Biały gromił ich, rozsądzał, godził, — od ojców tedy nie mogła spodziewać się opieki. Mówiąc nawiasem, historycy wiedzą tylko, że była córką Jarosława Wsiewołodowicza, ale nie wiedzą dobrze, którego: czy jednego z suzdalskich, czy z czernichowskich. Boguchwał poznański mówi tylko, że Lestco Albus accepit uxorem nobilem de Russia nomine Grzymislavam. Jeślić więc o rodzie niedobrze wiedziano, lub wiedząc nie wspominano, nawet nie musiał on wiele znaczyć. Trzeba było tedy wybrać opiekuna między Piastowiczami. Ku Henrykowi zwrócił się umysł Grzymisławy, ale Konrad, bliższy krwią, opieki sobie wydrzeć nie dawał. Zaczęły się wojny, napady, podejścia, a gdy dwie żelazne ręce rozrywały między siebie małoletnie i słabe chłopie, Bolesława, — była obawa, by go nie rozerwały jak wilcy łup ponętny. Wreszcie chytry Konrad wziął górę. Schwytany Henryk wykupił się z więzienia układem. Z Grzymisławą ułożył Konrad iniquum colloquium, — i gotował zdradę. Wezwaną na zjazd księżnę pochwycił wraz z synem Konrad. Nieszczęsną księżniczkę ograbiono, bito rózgami, a w końcu zamknięto w Czersku. Z Czerska przeniesiono ją do Sieciechowa. Wtedy to dybał straszliwy Konrad na Bolesława życie, w razie bowiem śmierci Wstydliwego był najbliższym dziedzicem krakowskiego stolca. Straszne chwile przebyła Grzymisława. Jako orlica nad orlęciem czuwała nad Bolesławem, nadstawiając Konradowi kobiecą pierś bezbronną. On odwiedzał ich w więzieniu. Kusił obietnicami, groził, zdradzał. Jedną taką chwilę wybrał Matejko za przedmiot do obrazu. Pod niskiem sklepieniem więziennem odegrywa się tragedia. Czerwono ubrany Konrad, z demonicznym wyrazem twarzy, patrzy na książęce pachole, a Grzymisława osłania je ręką i cofa i sama się naprzód wysuwa, jakby chciała w własną pierś przyjąć te ciosy, które Konrad Bolesławowi gotuje. Łuki przez pół gotyckie sklepień, posępna walka ciemności ze światłem, krwawe odbłyski na szatach Konradowych, przerażona, blada twarz księżnej, — wszystko to dodaje grozy zajściu. Poza księciem sługa jakiś, ksiądz, czy strażnik więzienia daje tajemne znaki księżnej. Jest to szekspirowska scena z średniowiecznego dramatu, traktowana z siłą i realizmem Szekspira. Fioletowe cienie, właściwe Matejce, które często są wadą lub środkiem tylko do wydobycia oddaleń, tu zwiększają jeszcze żałobny nastrój obrazu. Szekspir, jego Król Jan lub Ryszardy, mimo woli nasuwają się na myśl. W takich cieniach więziennych, w takich mrocznych gotykach, wybuchała średniowieczna namiętność i rodziła średniowieczną zbrodnię. Rzecz odczuta i wykonana pysznie, choć w rzutach tylko. W tem poczuciu jest jakaś synteza czasów owego okresu, jakiś odgadnięty duch wieku, — który mówi prawdą i rzeczywistością.
Wartość obrazu podnoszą jeszcze te cechy, właściwe tylko Matejce, które tworzą jakby jego styl odrębny, i po których za pierwszym rzutem oka poznać go można między wszystkimi malarzami na świecie, — te ungues leonis, stanowiące jakby pieczęć artystyczną mistrza. On nie służy żadnej szkole, nie hołduje żadnym kierunkom, nie ma poprzedników, tworzy swą własną szkołę, swoje własne malarstwo i w wielkiem płótnie czy w małem, jest zawsze samym sobą, — jest zawsze Matejką.
Czachórskiego Hamlet przenosi już nas wprost, nie przez porównanie, w świat szekspirowski. Obraz, jak to już wzmiankowaliśmy kilka dni temu, przedstawia Hamleta z aktorami. Jeden z nich deklamuje scenę zamordowania Pryjama, a w księciu duńskim budzi się głos obowiązku wołający o pomstę za ojca, głos sumienia, wyrzucający mu, że nie znajduje siły do zemsty, rozpacz i zwątpienie. Artysta miał za zadanie pogodzić w twarzy Hamleta tę rozterkę wewnętrzną z wsłuchaniem się w głos aktora, który te myśli budzi. Chwila to pod względem psychicznym do oddania niezmiernie trudna, bo nader złożona z czynników myślowych, dlatego przygodniejsza do opisu, niż do malowania. Jest to po prostu idea czysto literacka, ilekroć zaś malarz na taką ideę się porywa, napotyka nieprzezwyciężone trudności. Proszę zważyć, że wszystkie myśli, które pisarz opisuje słowem, malarz musi uwydatnić w wyrazie twarzy. Co za różnica środków! Dlatego i Czachórski nie przezwyciężył trudności. Twarz Hamleta, jego przerażone, a zarazem zamyślone oczy, zaciśnięte wargi, nie przemawiają tak wstrząsająco i wymownie, jakby przemówiły usta. Inaczej być nie może i piszemy to dla przestrogi artystów. Przy tem, niech jak chcą krytykują komentarze Gervinusa, — Gervinus miał słuszność mówiąc, że Hamlet nie był człowiekiem czynu. Dwie są kategorie ludzi. Jednych wrażenia pobudzają do postanowień, które natychmiast tryskają czynem na zewnątrz, w drugich zmieniają się w rozmyślanie nurtujące wewnątrz. Hamlet należał do tego drugiego gatunku. Gatunek ten musi także mieć swoje cechy wewnętrzne, sobie właściwy wyraz twarzy. Wszakże, spojrzawszy na twarz ludzką, mówimy w tej chwili: to głowa energiczna, lub nie. Stąd wypłynęły owe rozprawy i twierdzenia, że Hamlet musiał być jasnowłosym młodzieńcem o niebieskich zamyślonych oczach i miękkich rysach twarzy. Otóż jeśli rachowali się z rysami i zabarwieniem włosów Hamleta nawet krytycy-psychologowie, tem bardziej powinien się rachować malarz, dla którego jedynym sposobem malowania duszy i jej usposobień jest malowanie twarzy. On ma przez nią wszystko powiedzieć, wszystko wyrazić, — bo potęgi słów mu braknie. Cóż uczynił w tym względzie Czachórski? Jego Hamlet jest blondynem, ma błękitne zamyślone oczy, ale ta lwia szczęka dolna, długa i ostro zarysowana, te wąskie wargi, suche, a energiczne, znamionują niewątpliwie rwącą pochopność do czynu. To raczej młode książątko, gotowe każdej chwili chwycić za klingę, to człowiek prędkich słów, a prędszej jeszcze ręki, — to raczej Laertes niż Hamlet. Takie wrażenie czyni ta postać na obrazie Czachórskiego, zresztą szlachetna w rysunku, na wskróś książęca i poetyczna. Wszakże śliczny to obraz, w którym wytrawność artystyczna i dobry smak połączyły się z najrzetelniejszym i prawdziwie poetyckim talentem. Pracę tam widać sumienną i długą, — ale i ów dar wyjątkowy, jako promień oświecający głowy wybrańców, ów polot, który flat ubi vult, nie wiadomo skąd się bierze, a w ślicznych dziełach się objawia, którego ani kupić, ani wymodlić, ani pracą nabyć nie można!
Inne postacie, jako też przydatki rzeczowe obrazu, mają wady niektóre, ale i mnóstwo pierwszorzędnych przymiotów. Polonius, lubo trochę gminny, jest wyborny; aktorowie uderzają charakterem. I tu także wiele odczuto i przejęto się do głębi zadaniem. Koloryt jest szlachetny, oddalenie ustosunkowane wybornie, powietrza pełno.
Szkoda, że pisać o tem obszerniej nie ma miejsca. Może i to, co jest, jest zbyt obszerne, ale one dwa obrazy są przecie nie lada jakiemi zjawiskami w zakresie sztuki narodowej, a wszelkie takie zjawiska skwapliwie zawsze zapisujemy. Musagetes.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.