Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879/62
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1879, nr 271 Publicystyka Tom IV |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 3 grudnia 1879 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1879 |
Indeks stron |
W sprawie czystości języka. Jedno z pism, w odpowiedzi na nasze uwagi o zbytecznem i szkodliwem wprowadzaniu przez dzienniki warszawskie mnóstwa wyrazów cudzoziemskich, czyni nam zarzut, iż sami nie jesteśmy pod tym względem lepsi od innych, i na dowód przytacza wyrazy obce przez nas używane.
Chcielibyśmy uniknąć nieporozumień. Zamieszczając nasze uwagi, nie pragnęliśmy powiedzieć przez to, że wszyscy błądzą, prócz nas, że zatem pismo nasze jest lepsze, poprawniejsze itp. Nie chodziło nam o porównywanie dzienników, a tem bardziej o wywyższanie się, ale zgoła o co innego, mianowicie o sam język, o jego czystość i poprawność, — zatem całą sprawę na tem tylko polu radzibyśmy roztrząsać.
Wiemy doskonale, że używamy na równi z innymi wyrazów obcych, i dlatego nie wyłączając się, mówiliśmy w naszych uwagach ogólnie: my, — nie zaś: wy. Tak jest! my, — my wszyscy dziennikarze, zarówno grzeszymy przeciw czystości języka. Czyż to jednak powód, ażebyśmy pobłażając wspólnej wadzie mieli milczeć w sprawie tak ważnej.
Mówi nam pismo owo: „Nie widź w oku brata twego źdźbła, kiedy w swojem belki nie widzisz“. Doprawdy, gdybyśmy nawet nie widzieli, inni nie omieszkają jej dojrzeć, my zaś, ostrzeżeni, będziem się starali z oka ją sobie wyciągnąć, — a gdy za naszym przykładem pójdą wszyscy, rozpocznie się właśnie ów zwrot ku lepszemu, którego pragniemy.
O nic więcej nam nie chodzi.
Mamy też nadzieję, że patrząc tak na sprawę, potrafimy się porozumieć i z tem pismem, które pierwsze o naszych uwagach wspomniało, i z każdem innem. My będziem się starali pracować nad oczyszczeniem języka, starajcie się i wy. Powodu do sporów tu nie ma. Wszyscy, razem wzięci, jesteśmy dziennikarstwem piszącem w jednym języku i dla jednego społeczeństwa, sprawa zatem jest wspólną.
Zadanie, jakie leży przed nami, nie należy do łatwych, dlatego potrzeba pracować nad niem połączonemi siłami. Rozumiemy to dobrze, że w pismach codziennych, wydawanych z pośpiechem, trudno uniknąć wyrazów obcych, zwłaszcza takich, które utarły się już jako nazwy ścisłe; rozumiemy jeszcze lepiej, że niektóre, jak np. bank, teatr, handel, idea, itp., muszą pozostać, bo nie ma na ich miejsce swojskich. Uwagi uczynione nam co do wyrazu „renta“, są słuszne, ale z drugiej strony setki wyrazów obcych dałyby się zastąpić. Przed niedawnym jeszcze czasem nauka lekarska nie miała odpowiednich nazw ścisłych, — dziś je posiada; toż samo uczyniono w innych gałęziach wiedzy, z czego pokazuje się, że nasz język jest giętki, obfity i że należy tylko umieć korzystać z zawartego w nim tworzywa. Dobrych chęci do działania w tym kierunku brakło dotychczas dziennikarstwu, — i na to przede wszystkiem pragnęliśmy nacisk położyć.
Nawet choćby cokolwiek opryskliwe i wprost do nas zwrócone uwagi, przyjmujemy chętnie i wolimy je, niż wymowne milczenie, chodzi nam bowiem nie o nas, nie o zalecanie się, kosztem innych pism, do kogokolwiek, ale o rzecz ważną, nad którą dotąd mimo dorywczych odezw, z rzadką jednomyślnością przechodzono do porządku dziennego.
Że ulepszenia zaczniemy od siebie, to się samo przez się rozumie.