Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/100
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1880, nr 67 Publicystyka Tom V |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 25 marca 1880 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1880 |
Indeks stron |
Opuszczeni. Od dawna kraj nie wydał tyle na cele dobroczynne, ile w roku bieżącym. Gdy wieści o głodzie między chłopami na Szląsku doszły do nas, posypały się składki tak obficie, iż dziś stanowią już sumę nader poważną. Można nawet powiedzieć, że owa gotowość, z jaką pośpieszono na ratunek niedoli, przeszła miarę, jaką się mierzą objawy dobroczynności prywatnej, a stała się aktem pomocy obywatelsko-społecznej. Wypłynęła ona z poczucia obowiązku i jedności, nie zatrzymała się zaś dopóty, dopóki niebezpieczeństwo nie zostało oddalone. Dziś widmo głodu mniej strasznie się już przedstawia, a jednak datki w pieniądzach i zbożu płyną jeszcze bez ustanku, nie licząc tego, co przyniesie wydawnictwo pn. Ziarno. Głosom, które pragnęły zatamować ów prąd ofiarności, odpowiadano z dwóch stron: od strony kraju — ofiarami, od strony organów opinii publicznej śmiałem twierdzeniem, że ilekroć zajdzie potrzeba i gdziekolwiek zajdzie, bliżej czy dalej, społeczeństwo nasze ani chwili nie zawaha się z pomocą dla potrzebujących.
Dziś pora dowieść, że zaufanie w ofiarność kraju nie było płonnem, a sama ofiarność jest czemś więcej niż prądem, który się z siłami nie liczy. Oto zachodzi nowa potrzeba ratunku dla Sandomierzan. Wylew Wisły poczynił nadbrzeżnym mieszkańcom szkody niepowetowane: zrujnował chaty, poniszczył zasiewy, setki rodzin pozbawił mienia, sposobu do życia i zagroził głodem. Gdy mówiono nam, że: jeśli tyle robimy dla Szlązaków, co zrobimy dla naszych, — odpowiadaliśmy, iż nie widzimy i nie uznajemy różnicy, ale właśnie dlatego, że jej nie widzimy, wzywamy obecnie o pomoc dla Sandomierzan, którzy nie mniej na nią zasługują. W imie zdrowego rozsądku i miłosierdzia rzucamy pytanie, czyby ten sam prąd ofiarności, tak silny jeszcze, nie dał się skierować tam, gdzie zachodzi równa, a poniekąd pilniejsza, bo nie zaspokojona potrzeba? Tylko prowincja pomyślała dotąd o nieszczęśliwych, — w mieście, biorącem zwykle inicjatywę w sprawach podobnych, nie uczyniono dla nich nic. Dawaliśmy rauty i odczyty na najrozmaitsze cele, tylko oni sami, tylko ci chłopi znad brzegu Wisły pozostali opuszczeni i zapomnieni. A jednak nie mniej tam, niż na Szląsku, łez, nie mniej głodu, nie mniej niedoli.
Mówią nam, że ofiarność jest już wyczerpana: odpowiadamy, że ofiarność, jeśli idzie z serca, jeśli jest poczuciem obowiązku, nie chęcią popisu, — to się nie wyczerpuje, i w tej myśli polecamy nieszczęśliwych współbraci sercom i sumieniom.
Polecamy pod dobrą wróżbą, ponieważ w różnych kołach mówią już o potrzebie uczynienia czegokolwiek dla Sandomierzan, urządzenia jakichkolwiek widowisk lub odczytów. Dowód to, że uwaga publiczna zwraca się w stronę nieszczęścia. Potrzeba tylko, by znaleźli się ludzie, którzy by sprawę wzięli w rękę i umieli dobre chęci w czyn zamienić. Że nikt im nie odmówi pomocy, — to pewna.