Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/388

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 256
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 16 listopada 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


388.

Dział rzeźby w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. W. Brodzki. Czy przyjdą u nas takie czasy, że rzeźba stanie u nas na równi z malarstwem? — nie wiemy; wiemy tylko, że bardzo jeszcze do tego daleko. Być może nawet, że w ogóle sztuka to przeżyta, i że gdy poczucie plastyki muskułów ciała ludzkiego zaginęło wraz z światem starożytnym — nowsi, którzy potrafili wytworzyć swoją własną poezję, malarstwo, muzykę i architekturę — w dziedzinie rzeźby pozostaną wiecznie uczniami tylko i naśladowcami starożytnych. Jednakże i w tym pochodzie za wzorami są różne stopnie mistrzowstwa, i gdy obcy mają takich Thorwaldsenów, Canovów i Carpeaux’ów, my nie liczymy jeszcze ani jednego nazwiska, które by mogło stanąć obok nich lub obok mistrzów dzisiejszego naszego malarstwa. Niektórzy chcą wprawdzie widzieć mistrza w Wiktorze Brodzkim, ale ludzie nieuprzedzeni, ludzie, którzy przekładają trzeźwość i prawdę nad łudzenie siebie lub kogoś, nie mogą dzielić tego poglądu. Pan Brodzki ma wprawdzie dość szczęścia do ludzi. Prace jego są, jeśli można się tak wyrazić, popularne i z łatwością zyskują sobie uznanie mniej trudnych amatorów. Z drugiej strony, artysta wie o tem, stara się urok swój podtrzymać — i uczynić ze swego studio na Corso małą świątyńkę bóstw efektownych. Prawa do tego nie zaprzeczamy mu bynajmniej; ponieważ jednak spotykaliśmy się zbyt często ze zdaniem, że Brodzki tem jest w rzeźbie, czem Matejko w malarstwie lub Mickiewicz w poezji, ośmielamy się przeciw podobnym mniemaniom najkategoryczniej zaprotestować. Amicus Plato — magis amica veritas! Matejko ma swój odrębny charakter, styl, — nie jest podobnym do nikogo — Matejko tworzy, że się tak wyrazimy: swoje własne malarstwo — i funduje szkołę — Brodzki idzie za innymi, nie naznacza pieczęcią potężnego indywidualizmu swoich dzieł, robi prędzej od innych, efektowniej od innych — ale wedle rutyny. Jest on może pomysłowszym a przede wszystkiem śmielszym niż Godebski, Guyski, Weloński, Rygier — ale w wykonaniu bynajmniej ich nie przewyższa. Przeciwnie, w tem, co się nazywa dokładnością, starannością odrobienia, nielekceważeniem modelów, a zatem i prawdą — oni wyżej stoją od niego. Rzeźb p. Brodzkiego widzieliśmy bardzo wiele. Najoryginalniejsza z nich, Fuga di Pompei, imponuje rzeczywiście śmiałością; ale w rysunku, zwłaszcza konia i mężczyzny, posiada bardzo wiele wad, pozwalających się domyślać, że artysta robił z pamięci, nie z modelów. Widzieliśmy także na wystawie paryskiej nagrobek jego dzieła, przeznaczony dla jakiejś margrabiny włoskiej (nazwiska nie pamiętamy), który szczególniej pociągał ku sobie widzów. Stoi on już obecnie na cmentarzu rzymskim w kaplicy tejże rodziny, a przedstawia kobietę zmarłą, którą nadbiegające dziecie stara się rozbudzić, myśląc, że matka śpi tylko. Poetyczność tego pomysłu, zdziwienie malujące się na twarzy dziecka, które zdaje się wołać: mamo! — wszystko razem pociąga ku sobie serca widzów i jedna dziełu ich sympatię. Ale po bliższem przypatrzeniu się dostrzegamy, że dziecie jest niemowlęciem, które nie mogłoby się o własnych siłach utrzymać na nogach — i ta niezgodność z naturą rodzi jakąś fałszywą nutę i znów nasuwa podejrzenie, że artysta robił na pamięć, a z tego powodu psuje pierwsze sympatyczne wrażenie. Znajdująca się obecnie na wystawie Skromność jest rodzajem brawury rzeźbiarskiej, której trudność polega na wykonaniu rysów twarzy pod kwefem i samego kwefu z tiulu lub gazy. Artysta wywiązał się dość szczęśliwie z zadania, lubo kwef, lekki istotnie na twarzy, — opada już ciężkiemi, właściwemi kamieniowi fałdami pod szyją. Zresztą, tego rodzaju dzieła dowodzą wprawdzie biegłości, ale gdy nie są wykonane z pierwszorzędnem mistrzowstwem, wchodzą w zakres tak zwanych sztuczek, leżących poza sferą wielkiej sztuki. Pomysłowość rzadziej zawodzi artystę niż wykonanie, lubo np. jego Polityka, przedstawiająca tajemniczą niewiastę spuszczającą psa na kota, ma i w koncepcji coś trywialnego. Portrety stanowią mocniejszą stronę Brodzkiego, a jakkolwiek i w tej gałęzi przyznajemy stanowczą wyższość Rygierowi, który w przeciwieństwie do Brodzkiego jest raczej niedoceniony, jednak ta śmiałość nadaje utworom Brodzkiego cechy oryginalne, a rzeczywisty dar chwytania podobieństw zastępuje szczęśliwie pewne niedokładności w modelowaniu. Portret Mianowskiego znajdujący się na wystawie uderza rzeczywiście wielkiem podobieństwem.
Pisząc to, cośmy napisali, nie mieliśmy bynajmniej zamiaru obniżać wartości Brodzkiego. Zajmuje on między polskimi rzeźbiarzami miejsce poczesne, ale nie pierwsze, z drugiej zaś strony, stanowczo nie możemy się zgodzić na położenie jego imienia obok np. Matejki w malarstwie, lub obok takich mistrzów, jak Thorwaldsen, Canova, Dupré, lub jak najoryginalniejszy ze wszystkich Carpeaux. Pod tym względem nie łudźmy się... Choćbyśmy nawet chcieli przyznać się i do Antokolskiego, co zresztą uczynilibyśmy tylko w takim razie, gdyby sam Antokolski uczynił sobie zaszczyt liczenia się do nas — to i z plusem jego również przesadzonej sławy stoimy w zakresie rzeźby nie tylko niżej od tych czasów, w których Thorwaldsen wykonał swój sławny fryz przedstawiający pochód Aleksandra W., — ale stoimy niżej od współczesnych Francuzów i Włochów. Oni posunęli przynajmniej technikę do wysokiego stopnia, — my i pod tym względem wiele mamy jeszcze do zrobienia. Co więcej, wedle nas sztuka potrzebuje dwóch zapałów, tj. zapału artystów — i zapału publiczności, bo ten ostatni jest gruntem, na którym pierwszy może rozrastać się, nabierać siły i kwitnąć. Tymczasem nauczono się u nas odczuwać już trochę malarstwo, ale poczucie plastyki i uroków w niej zawartych śpi jeszcze. Rozbudzić je należy do talentów i do pracy młodszych przedstawicieli rzeźby, do których liczymy Piusa Welońskiego i wielce podobno utalentowanego Tadeusza Błotnickiego. Starsi rozbili pierwsze lody, i część zasługi spada w tem i na Brodzkiego, który zawsze odznaczał się pracowitością. Przyznając mu tę zasługę, przyznając wrodzony duży talent, musieliśmy jednak zaznaczyć i jego wady. A w każdym razie sądzimy, że szeregi naszych rzeźbiarzy są jeszcze zastępem bez hetmana, i że buława nie należy się nikomu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.