Widnokręgi (Napierski)/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Widnokręgi |
Pochodzenie | Obrazy z podróży |
Wydawca | Dom Książki Polskiej |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl Cały zbiór |
Indeks stron |
Oto zasztyletowałeś noc, zdusiłeś ją w dłoniach żylastych, jak kardynał przebiegłe swe kochanki. Przytakujesz rewolucji, która, w blasku pochodni i srebrnym gwałcie puzonów, plądruje bezcenne puzdra, kruszy marmury, spleśniałe od ciemno-malachitowych wód. Złupiłeś świat, jak Ermitaż, dystychami, grzechocącemi, jak po posadzkach kule! Splotłeś wrzynające się w palce sznury okrętowe, napiąłeś liny stalowych wiązadeł, przerzuciłeś pomosty nadziemskich konstrukcyj zasznurowałeś usta, warg dotyk, płaskich i ołowianych, jak polerowany nóż, jadem bladym powleczony, — ty, embrio, skulone w olbrzymio opuchniętem niebie, ty, człowiek-gramofon, ty, krzywo-przysięgający nad wodą księżycową grabieżca!
Warkocą tryby werku, jak zardzewiałe zęby stuleci; usypiający szum gazu koloru ćmy wtóruje rozpalonym do biała elektrycznym żarom. W posusze słońca bieleją święte góry przyszłości; o, stożki ośnieżone! Wszelkie substraty istnienia zrzucają skórę, jak chytrze liniejące węże. Pękają blagi z sykiem, jak nakłóte balony! Tęsknota martwa jest, jak gasnący klejnot: wystrzela z niej strzałą złoconą i bielejącą ostra iglica wieżycy, dzwoniąc drapieżnie na alarm! Na zdartych gałęziach rodzą się bolesne ciernie, o które wargi kłuje wiatr, kapryśny wiatr.
Oto rzeczy odwrócone w wklęsłych, pękniętych zwierciadłach z gładzonego żelaza, kwadryga wstrzymana ironicznie w rozpędzie, martwota mechanizmów, elektryczny zegar, bezustanny, jak mózg! Jeszcze wczoraj były tu amfory, toczone krągło, dzisiaj — tylko koło olbrzymie, ślepa bazylika dna bez szyb, legenda o Europie, jutro śmierci. Wchodzisz w oślepłą uliczkę, o, Narcyzie, otruty własnem odbiciem. Tyś machina elegijna, spragniona sobowtóra! Tyś pochylony nad niezabudką wybraniec losu, kamieniejący w głowę Meduzy. Tyś kolumna stężałego płomienia, jak cyprys rozsadzający mozajki.
Tak cię urzekł strach szklanooki, Faryzeuszu! Tak zbuntowałeś się przeciwko kształtom widzialności, daguerotypie wyblakłych wód. Spiskowałeś poezją w zadżumionych miastach, jak Giorgione w agonji. Jesteś — jak Aldebaran, poczwarne zwierzę kosmosu. Uderzcie młotem w czerep! Niech się sypią gwiazdy.