[82]Wieczór pod drzewkami.
Nie na tem szczęście, nie na tem,
Ażeby być bogatym.
Znałem ja ubogie dziatki,
Pociechy ojca i matki,
Na górze chatka ich stała,
Drzewina ją ocieniała,
[83]
A pod cieniem tej drzewiny,
Siadały nieraz z dziaduniem dzieciny.
A on się z niemi bawił,
Albo nauczki prawił.
Wśród rozrywki, wśród pieszczoty,
Wpajał w serca piękne cnoty.
Jednego wieczora,
Tak pamiętam, jakby wczora,
Siedział ten starzec pod drzewem na ławie,
Miłej się wnucząt przyglądał zabawie.
Potem starszego, Zygmuntka, zawoła:
— Rzućno, kochane dziecię, okiem dookoła,
A potem w niebo wznieś oko niewinne,
Tu i tam mieszka Bóstwo dobroczynne,
Tu i tam szczęścia, miłości kraina,
Choć twoja nie opływa w dostatki rodzina,
Jeżeli myśleć będziesz o serca ozdobie,
Codzień przyswoisz nową cnotę sobie,
Pójdziesz gościńcem od Boga wskazanym,
Oprzesz się złemu z męstwem niezachwianem,
Zniesiesz ubóstwo i ciężar niedoli,
A Bóg ci szczęścia na ziemi pozwoli,
w przyszłem życiu zgotuje nagrodę...
Weszła nauczka w serduszko młode,
I inne dzieci, co to słyszały,
Pobożnie rączki składały.
I rzekły razem: — Dziaduniu miły!
Wszystko, co mówisz, będziemy robiły,
A on ich żegnał, twarz łzami rosił,
I Boga dla nich o pomoc prosił.