Wielki los (de Montépin, 1889)/Część trzecia/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wielki los |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Piotr Noskowski |
Data wyd. | 1888–1889 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le gros lot |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Leopold opuścił ręce.
— Dobrze ojcze... — Zrobi się to, skoro sobie tego życzysz, ale to dziwne swoją drogą! Kiedyż zobaczę Klarę?...
— Kiedy uznam za stosowne, zaprowadzę cię do jej matki...
— Do jej matki? — wykrzyknął Leopold. — Co mi też ojciec opowiada? — Ona jest przecie sierotą...
— Myślała, że jest sierotą... — ale odnalazła rodzinę... Nie masz zresztą potrzeby mnie wypytywać, bo ci więcej teraz nic nie powiem... Postaraj się zerwać co tchu z Lucyną Bernier, bo za sześć tygodni będziesz miał żonę i będziesz bogatym... — A teraz dobranoc... nie zatrzymuję cię — potrzebuję wypocząć...
Leopold uścisnął ojca za rękę i wyszedł zapytując sam siebie, czy on nie śni przypadkiem, bo to wszystko co słyszał, wydało mu się sennem marzeniem.
List ze stemplem z Bordeaux nadszedł do Klary Gervais do szpitala.
Świętego Antoniego, zaraz nazajutrz po jej wyjściu.
Infirmerka roznosząca listy chorym, poszła do siostry Maryi zapytać, co ma zrobić z tym fantem.
— Daj mi go — odpowiedziała zakonnica — ja go doręczę.
Scena, jaka się w jej obecności odegrała dnia wczorajszego, przy łóżku młodej dziewczyny, przekonała siostrę Maryę, że jest świadkiem jakiegoś dramatu.
Paulina de Rhodé należała do wyższego towarzystwa i dziecko jej, które odnalazła, rozpocznie życie zupełnie nowe, w innych zupełnie niż poprzednio warunkach.
Klara Gervais, biedna modniarka mogła zaślubić malarza dekoracyj, a nawet zrobić dobrą na tem zaślubieniu partyę, ale czy będzie on odpowiednim dla niej teraz, gdy zajmie całkiem inną pozycyę?
Kwestya była drażliwą i siostra Marya postanowiła pomówić z zaufaną, służącą panny de Rhodé.
Podeszła do jej łóżka — a Teresa zapytała:
— Nie miała też siostra jakich wiadomości od mojej kochanej pani i jej córki?...
— Nie, ale właśnie o tej ostatniej przychodzę pomówić z tobą...
— O pannie Klarze — czyli o Joannie-Maryi?
— Tak...
— Słucham siostro.
— Musiałaś zapewne zauważyć tego młodego człowieka, który przychodził odwiedzać naszę dzieweczkę chorą...
— Uważałam go. — Któż to jest ten młodzieniec?...
— Dzielny chłopak, jak się przekonałam o tem... — Kocha szalenie Klarę, co łatwo także było spostrzedz... Miał zamiar ożenić się z nią wkrótce, — czy jednak te projekta... będą mogły się spełnić teraz.. gdy położenie Klary tak się odmieni?...
— O!... chyba, że to nie będzie możliwe moja siostro! — odpowiedziała żywo Teresa. — Ten biedny chłopak, nie może żywić najmniejszej nadziei!... — Córka, mojej ukochanej pani, odziedzicza wielki majątek i będzie nosić znakomite nazwisko szlacheckie... — Jej matka nie zgodziłaby się nigdy na małżeństwo nie odpowiadające jej położeniu, zwłaszcza, że Klara może zrobić przecie najświetniejszą partyę obecnie.
— Ja tak samo myślałam i dla tego chciałam rozmówić się z tobą, bo jak mi się zdaje jesteś powiernicą swojej pani...
— Od szesnastu lat przeszło moja siostro, nie opuszczałam jej ani na chwilę. Nie ma ona żadnej dla mnie tajemnicy... Znam wszystkie jej marzenia, jakie roiła o swojem dziecku, gdyby je Pan Bóg odszukać jej pozwolił.
— Poradź mi więc, co mam zrobić...
— Ja — mam radzić tobie siostro?... Czyż ja jestem do tego zdolną?... — No, ale jeżeli potrzeba, odpowiem najszczerzej i.. jak będę mogła najlepiej...
— Młody człowiek... pisuje regularnie do Klary...
— W tej chwili, nie wie, gdzie się ona znajduje, więc korespondencya przerwać się może...
— Dziś rano przyszedł list do panny Gervais...
— Pewną jesteś siostro, że to list od niego?...
— Tak. — Nosi stempel z Bordeaux, a ja wiem, że Adryan tam się znajduje... Dał mi nawet adres swój na wszelki przypadek...
— I cóż będzie?...
— Muszę mu odpisać, bo mam nawet jego depozyt, który mu zwrócić potrzebuję... — Odeślę list, napiszę, że Klara odnalazła swoję rodzinę, że ta ją zabrała do siebie i nakłonię do zaprzestania wszelkich korespondencyj, ponieważ listy nie będą dochodzić przeznaczenia...
— Ale jeżeli będzie prosił siostrę o adres panny Klary?...
— Z pewnością, że nie skłamię... za nic na świecie... Ale mogę sama niewiedzieć tego adresu...
— Tak trzeba będzie postąpić moja siostro, bo to zapewni spokój i mojej pani i jej córce... Potrzeba odebrać wszelką nadzieję temu młodzieńcowi i to we własnym jego interesie,
— Podzielasz więc moje zdanie?...
— Naturalnie!...
— Zaraz napiszę...
Siostra Marya weszła do małego pokoiku, obok sali Świętej Anny, wzięła ćwiartkę papieru i napisała co następuje:
„Zmuszona jestem zwrócić ci list adresowany do Klary Gervais, bo nie mogłam go doręczyć, z powodu, że opuściła wczoraj szpital...
„Odnalazła swoję rodzinę, odnalazła matkę, która od szesnastu lat ciągle jej poszukiwała i żyła tylko nadzieją, jaka się ziściła nareszcie.
„Klara będzie bardzo bogatą i bardzo szczęśliwą.
„Zrozumiesz mnie kochane dziecko, że jeżeli korespondencya była możliwą a nawet naturalną, pomiędzy tobą a biedną magazynierką bez rodziny, to dziś jest już zupełnie inaczej.
„Dziś ukochana twoja jest damą, nie zależącą od siebie tylko.
„Radzę ci też szczerze, zaprzestań korespondencji, bo napewno listy twoje nie będą dochodziły przeznaczenia.
„Po powrocie do Paryża, racz zgłosić się i odebrać powierzony mi depozyt.
„Twoja w Bogu
List zaadresowany do Couvreura, odszedł do Bordeaux tego samego jeszcze wieczora.
∗
∗ ∗ |
Dzięki papierom odnalezionym w mieszkaniu Klary, a szczególniej dzięki energicznemu zajęciu się sprawą, notaryusza pana Davida, akt tożsamości został sporządzonym i sprawdzonym w dwa dni niespełna.
Sędzia pokoju zalecił bezzwłoczne ustanowienie rady familijnej.
Notaryusz powierzył to Joubertowi.
Człowieczek o fizyognomii drapieżnego ptaka, udał się natychmiast do panny de Rhodé, oznajmił jej i jej córce, iż akt ma w ręku i że zaraz po ustanowieniu rady, prześle notaryuszowi w Algierze potrzebną do działania plenipotencyę urzędową.
Klara bardzo posmutniałą i stała się wielce zamyśloną.
Głęboka zmarszczka zarysowała się pomiędzy jej brwiami.
Gdyby panna da Rhodé nie była niewidomą, byłaby z wielką boleścią zauważyła, że od dwóch dni córka jej miała ciągle łzy w oczach i skrycie je obcierała.
Po pierwszej radości, po pierwszem wylaniu pieszczot, młoda dzieweczka powróciła myślą w przeszłość tak niedawną, a wszystko w tej przeszłości mówiło jej o Adryanie.
Adryan musiał do niej pisać, bo przecie pisywał codziennie.
Co się stało z jego listami?...
Zapewne zwrócono mu je... jak wyszła ze szpitala.
Co on sobie o niej pomyśli?
Co za ciężkiej musi doświadczać boleści?...
— Myśli może, że umarłam... mówiła sobie strapiona... Jakże on rozpaczać będzie gdy przyjedzie do Paryża i gdy mnie nie znajdzie... Co sobie pomyśli gdy się dowie, że odnalazłam matkę moję?.. Pomyśli, że się stałam nagle dumną, odziedziczywszy majątek... że przywiązanie córki i uszczęśliwienie z majątku, zabiły w mem sercu miłość... I przestanie mnie kochać i pogardzi mną z pewnością...
I znowu zaczynała płakać.
Nie śmiała wyznać prawdy przed matką, wiedząc doskonale, iż ta zupełnie inne miała co do niej projekta, a chociaż czuła się bardzo szczęśliwą z pocałunków niewidomej, cierpiała strasznie w tem swojem nowem położeniu, przerażała się na myśl, że nowy jej stosunek — nie pozwoli jej pójść za popędem serca,