Wielki nieznajomy/Tom II/XXIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Działo się to w r. 1867... w roku 1869 w trybunie Florendzkiéj galerji, stał młody przystojny mężczyzna na którego ręku sparta była serdecznie uśmiechająca się młodziuchna kobiecina, bardzo miła blondynka z niebieskiemi oczyma i wyrazem słodyczy a dobroci, który tylko nasze blondynki miewają. Słuchała ona z natężeniem wszystkich władz cichego szeptu, którym towarzysz starał się jéj wytłomaczyć, uprzystępnić, piękność madonny Rafaela. Był to niemal cały wykład teorji sztuki, ujęty w niewielu uczuciem namaszczonych słowach. Kobieta poiła się może zarówno harmonijnym dźwiękiem kochanego głosu i myślami które z nim płynęły..
— Czyś mnie zrozumiała? Anielko....
— O! doskonale, szepnęła kobieta, ale mów, mów jeszcze, ja cię tak słuchać lubię, ty tak ślicznie mówisz o tych pięknych rzeczach.. które po nad ziemię podnoszą. I powiedz mi, wytłomacz jakim sposobem wśród tych ziemskich goryczy, zawodów, szału... niesmaków i niedoli, wykwitują te myśli, wstają te ideały, rodzą się te cudne posągi, zjawiają te anioły Angelica i te pieśni wieszczów, zkąd oni czerpią barwy, tony i natchnienia?
— Wszystko to co tworzy sztuka, rzekł mężczyzna, wszystko co nad-ziemskie jest polotem, jest uniesieniem ku niebiosom, jest ich pragnieniem, objawieniem, obietnicą. Gdyby człowiek był marną błota grudką.. zkądżeby w niem zrodzić się mogły te perły i brylanty? Jest w nas coś co dźwiga, unosi i zaręcza iż śnione na ziemi, wyśni się w niebiosach.. mój aniele.
I cicho poczęli szeptać do siebie, uśmiechając się słodko tak, jak się w pierwszych dniach rozkwitnienia szczęśliwa miłość uśmiecha... W tem mężczyzna spojrzał, drgnął i zamilkł. Drzwiami od korytarza wchodziła druga para.. do naszéj pierwszéj wcale niepodobna. Mężczyzna młody ale podobniejszy do fryzjerskiéj lalki niż do żywéj istoty i śliczna, wspaniałéj postaci kobieta, dumnego wejrzenia, pańskiego oblicza i ruchu. Mężczyzna wprawdzie podawał jéj rękę, ale miał przy niéj minę lokaja, który na chwilę pozbył się pana i suknie jego włożył.. Kobieta była bardzo piękna, na czole rozumnem, w oczach ognistych malowała się dusza o szerokich skrzydłach; ze smutku wejrzenia, z nadskakiwania towarzysza można było odgadnąć, że ten elegant wykrygowany już ją śmiertelnie znudził. Nie słuchała jego szczebiotania, nie przyjmowała usług, jak kulę u ręki ciągnęła go za sobą.
Wchodząc oboje spostrzegli wprzódy niż Remouleur’a.. ową parę szczebiotek.. Kobieta oblała się karmazynową krasą, mężczyzny twarz zżółkła, zatrzymali się nieco, jakby nie wiedząc co poczną.. Pierwsza para podniosła oczy także, kobieta tylko przelotny rzuciła wzrok.. i odwróciła go do męża, mąż widocznie był zdziwiony, uśmiechnął się i spuścił oczy, żywo odzywając się do towarzyszki.
— Na dziś trybuny dosyć, wróćmy na korytarz do matki Boskiéj Angelica i tych muzyków aniołów, tak pięknych rzeczy za wiele na raz nie trzeba oglądać, by duszy nie przekarmić. Jutro pójdziemy da1éj, ale powoli, powoli.
— O! powoli, powoli, szepnęła Aniela, ażeby ta podróż po światach marzeń sztuki, jak najdłużéj trwać mogła!
Gdy oni wysuwali się powoli, mężczyzna z drugiéj pary, szepnął do swéj pani.
— Chwała Bogu wyszli.
Kobieta potoczyła wzrokiem ku drzwiom.. a w wejrzeniu tem był gniew, wymówka, ból i wzgarda niemal dla towarzysza..
— Dosyć że, sucho śmiejąc się rzekł mężczyzna, losy nam ciągle spotykać się każą. Pan Pilawski jak widzisz ożenił się.... ożenił.
— I żonę ma bardzo ładną! dumnie dodała kobieta. Zdaje mi się, że nas nie spostrzegli.
— To jest, miał rozum nas nie widzieć, to było co się zowie z taktem, rzekł mężczyzna.
— Pilawski miał zawsze wiele taktu! dorzuciła kobieta.
— Wiem, wiem i wiele innych przymiotów, któremi nademną biednym celował, z pewną wymówką począł mężczyzna.
— Ale bo też ani się was porównywać może, dodała kobieta, spoglądając na pokornego małżonka. Pilawski to natura artystyczna... a ty mój dobry Stanisławie, jesteś naturą... naturą.
Słowo się nie znalazło i obeszło bez niego, pan Stanisław Greifer z pierwszego przymiotnika był tak zadowolniony, iż drugiego nie wymagał, nie dopominał się nawet o wyjaśnienie westchnienia stłumionego, które się z piersi pani jego wyrwało. Trybuna nie zatrzymała ich długo.. Pan Stanisław znajdował że to oglądanie nużyło niesłychanie, a nie bawiło wcale! Czy pani podzielała to zdanie, powiedzieć nie umiemy, nie zdawała się jednak uwzględniać życzeń męża.

Czytelnik domyślił się iż w pierwszéj parze, szedł Pilawski z młodą żoną, a w drugiéj panna Elwira z Domskich baronowa Greifer, gdyż pan Stanisław o ten tytulik za protekcją jednego z delegatów się postarał. Delegacja któréj zadaniem jest, jak się zdaje, wyrabiać koncesje na koleje, przywileje na banki i tytuliki dla przyjaciół, spełniła z łatwością życzenia człowieka, mającego takie zachowanie i stosunki arystokratyczne.. Śmiano się z tego baronowstwa po cichu, lecz przyjmowano piękną, utalentowaną, rozumną baronowę w Łańcucie, Krzeszowicach, pod Baranami, pod Kawkami, słowem wszędzie gdziekolwiek zapragnęła, z uwielbieniem i podziwem, że taki klejnot dostał się panu Stanisławowi, który teraz ze złotego młodzieńca, wyszedł przy nim na tombakowego małżonka.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.