Wielki nieznajomy/Tom II/XXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Gabriel przeczuwał coś złego, a przynajmniéj burzliwą scenę, wymówki, pojednanie... ale się nie spodziewał tak doraźnego sądu nad sobą, rozmarzony wyszedł z villi i powlókł się do domu piastując w rękach daną mu różę stolistną, któréj zapach go upajał. Powróciwszy z religijnem poszanowaniem włożył ją w szklankę.. woń ta całą noc sny mu rajskie sprowadzała.. w marzeniu chodził po ogródku z nią.. ona opierała się na jego ręku.. cicho szeptali o przyszłości.......
Gdy się zrana przebudził cały był jeszcze upojony temi snami, i z niecierpliwością doczekawszy przyzwoitéj godziny.. pobiegł do villi dei Fiori.
Biedni ludzie co niegdyś szczęście znali, a potem ucierpieli wiele, dochodzą czasem do tego upadku serca, jeśli się tak wyrazić godzi, iż niemal się cieszą widokiem niedoli cudzéj i losu podobnego swojemu. Pani Sciańska domyślała się przyjścia tego pana.. słuchała całéj sceny podedrzwiami i doznawała cierpkiego jakiegoś zadowolnienia myśląc, iż będzie zwiastunką bólu, narzędziem Opatrzności.. Stała w ogródku, na każdy szelest w ulicy gotowa sama zbliżyć się do furtki.
Około godziny pierwszéj Pilawski nadbiegł, nie znalazłszy odemkniętego wnijścia, zadzwonił. Pani Sciańska z książką w ręku powoli szła już uliczką, aby mu otworzyć. Gabriel miał jeszcze twarz uśmiechniętą nadziejami.
— Dzień dobry pani.. a przepraszam!..
Sciańska zwolna otwarła i słodziuchno szepnęła.
— Ale nie ma w domu..
— W mieście są?
Wdowa uśmiechnęła się kwaskowato.
— Prawdziwie nie wiem dokąd, wyjechali w nocy.. nagle....
Pilawski krzyknął i pobladł.
— W nocy.. nagle, ale cóż się stało?
Sciańska z politowaniem nań patrząc milczała.
— Pani nie wie?
— Ja, nie wiem.. to jest.. nie powinnam wiedzieć.
— Czy wypadek jaki?
— Żadnego.
— Czy przyczyna.. czy może to być w jakim związku ze mną, z moją bytnością? zawołał Gabriel, Sciańska bawiła się parasolikiem zafrasowana.
— Proszę pani, racz mi być litościwą, powiedz, jeśli się godzi, błagam...
Zwolna zwiędła twarz Sciańskiéj podniosła się z tym obrachowanym ruchem dramatycznym, który dawniéj w innych wcale scenach, musiał być przez nią używanym i szepnęła:
— Mocno boleję nad losem pana.
Skłoniła się poważnie i powoli odeszła...
Pilawski reszty się domyślił. W czasie burzy co chwila się spodziewa pioruna, jednak gdy uderzy, musi człowiek zadrżeć. Gabriel zrazu szedł jak pijany, uśmiechając się do siebie ironicznie i powtarzając tylko, to przedziwnie! tak być było powinno! ale bo jakże być mogło inaczéj! Wybornie, wyśmienicie.. Tak się dobił do hotelu, upakować kazał.. i zamiast do Londynu do Warszawy powrócił.
Przeczytawszy w kurjerku doniesienie o przyjeździe jego hrabia Ernest, zrazu oczom wierzyć nie chciał, sądził że to jaka omyłka, bo z Londynu tak rychło powrócić nie mógł. Przechodząc wszakże ulicą wstąpił.
— Co ci się stało.. jakim sposobem się tu znalazłeś? zapytał w progu.
— Najnaturalniéj w świecie, uśmiechając się rzekł Pilawski, posłuchaj. Opowiedział mu rzecz całą. Pewny jestem że mój przyjaciel Levison, którego już na wyjezdnem spytać o to nie miałem czasu, musiał wszystko wyśpiewać.. Panna i dziadek opiekun, znikli mi bez listu, bez pożegnania, a smutne oblicze dame de compagnie, mój los mi zwiastowało.
Pilawski śmiał się ale w śmiechu tym żółć była i gorycz przejmująca. Ernest dłoń jego ścisnął milczący. Tak lepiéj, rzekł, wszystko to wyjdzie ci na dobre.. Został ból, ale uciekła nadzieja, a gdzie jéj nie ma tam i miłość długo nie może gościć.
— Powiedzcie raczéj, gdzie jest politowanie nad słabością.. miłość ustaje...
— Ale daj pokój, zawołał Ernest, panna miała rozum. Byłbyś nieszczęśliwym albo byś się sprzeniewierzył swym postanowieniom, albo byś się męczył patrząc na jéj znudzenie, na cierpienie, na wyrywanie się z téj sfery w któréj by wytrwać nie mogła.
Powtarzam ci stało się dobrze i powinieneś sobie tego winszować. Zażyłeś heroicznego lekarstwa i wyzdrowiejesz.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.