<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Buława
Tytuł Wiersz o Emigracyi
Pochodzenie Krople czary. Część druga
Wydawca Paweł Rhode
Data wyd. 1865
Druk A. Th. Engelhardt
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wiersz o Emigracyi.

Kiedy przygniotła przemoc Polski życie,
Oni z niej wyszli spłakani o świecie,
Wywędrowali w swych piersiach z ranami,
I dla miłości swéj rodzinnéj ziemi
Umierać się w niéj wyrzekli, z krwawemi
W duszach Tytanów, tęskniąc boleściami,
Co ich budziły by niezasypiali!...
I po garsteczce ziemi swojéj brali
By nią konając, oczy zasypali!...
I założyli Polskę po za Polską,
Mogącą wolno rozwijać się, czuwać,
Mogącą kraju być arfą eolską
Z nim żyć, jego się truciznami struwać!
I wężych jadów zatrute ostatki
Z Polski nóg wyssać — jak z nóg rannéj matki
I truć się samym — byle ona żyła,
Choćby ją nędza — ich wygnań żywiła!...
I między niémi byli wielcy męże,
Z posłannictw ducha jasnémi gwiazdami,
Co byli gromni nad jasne oręże,
Piorunów własnych spaleni ogniami!...
Och! lecz straciwszy ziemię pod nogami,
Stracili zdrowia jéj błogosławieństwo,
Poczęli chadzać różnémi stronami
Podarci jako szata!... Co przekleństwo
Niezgody taką ciasną uczyniło,
Że ją rozdarło własne społeczeństwo
A szmaty jako sztandar wywiesiło!
I wśród cierpienia — stali się Kyklopem,
Co jedno oko — wypłakał z tęsknoty,

A drugie w kraju zostawił z potopem
Łez, co padały wśród więzień ciemnoty!...
Ale ten ślepy Kyklop — on skałami
Jeszcze na wroga ciskał w swym frasunku,
Tylko niestety! nie w jednym kierunku,
Bo pierś swą własną stargał niezgodami!...
Lecz on był wielki ojczyzny miłością
Mimo robaków, co się w nim wylęgły,
O! był ogromny Bogów ogromnością, —
I za kraj cały kiedy się rozprzęgły
Siły, miał siłę — gdy kraj usnął, czuwał,
Jego się każdym grzechem gorzko sfruwał,
I gromem budził, jak lwa uśpionego
Choć sam marł z nędzy i smutku wszelkiego,
Choć nieraz gawiedź mu się urągała,
Co przekleństw jego niegodna się stała!...
To najsmutniejsza dziejów naszych karta,
I nieczytelna, bo łzami zatarta —
Ale ogromna, w pioruny pisana,
Z ranioną ręką, geniusza Tytana!...
On iskrę Twoją uniósł o narodzie
By ją ciemności Cary niezdławiły,
Jak Prometeusz, w mękach, żalu, głodzie
Żył — gdy mu sępy wnętrzności krwawiły —
Pociechą jego bywało jedyną —
Że czasem iskrę odrzucał ciemnościom —
I wtedy jego czyniono tu winą
Że gasła marnie na tryumfy złościom!...
Toż jego dziejów każde pulsowanie,
Złączone z naszém i naszą przyszłością —
Ach co cierpieli oni!... z swą stałością
Tego niewidzim dziś — ale zaranie
Okaże — że niemniej jak kraj cierpieli,
Smętną radością do grobów się śmieli!...
Toż grób każdego z nich dla nas — świętością!
O bracia starsi! wy dziś miłościwie
Pobłosławcie młodych, co tęskliwie
Za Wami prężą ramiona!...


1863.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.