Wieszczka z Ypsylonu/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wieszczka z Ypsylonu |
Podtytuł | Fragment z dziejów burzliwéj młodości |
Pochodzenie | „Kolce“, 1875, nr 2-3 |
Redaktor | S. Czarnowski |
Wydawca | A. Pajewski i F. Szulc |
Data wyd. | 1875 |
Druk | Aleksander Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W gabinecie opisanym w rozdziale „Extra muros“ siedział nasz bohater, i pociągając spokojnie z długiego pieprzowego cybucha, kreślił wiersze sentymentalne, a tkliwe. Złośliwa potomność nie przechowała tych wyskoków talentu autora, i nie uplotła wieńca z liści bobkowych, celem uwieńczenia jego skroni. Potomność sama nie wie ile na tem straciła. Mniejsza o to, bohater siedział i kreślił. W mieszkaniu całem panowała cisza. Ciszę przerwało gwałtownie szczekanie Brylusia. Do drzwi naszego bohatera zapukano zlekka.
— Proszę, rzekł — przerywając pisanie.
We drzwiach ukazał się roznosiciel listów, ze stacji pocztowej.
— List do pana N. N. — z Ypsylonu, rzekł podając pismo.
Bohater nasz zerwał się na równe nogi, sięgnął do nosigrosza, i przedostatnie trzy kopiejki poświęcił na opłacenie tej papierowej przyjemności. Trzy kopiejki zniknęły w torbie listonosza, listonosz zaś zniknął za drzwiami.
A list leżał na stole przed rozmarzonym poetą. Otworzył kopertę z pewnem drżeniem i spojrzał na podpis. Przeczytał: Józefa *** z ogonkiem.
Ona, pomyślał sobie z westchnieniem, spojrzał na papier, kilkadziesiąt wierszy stało w równym wyciągniętym szeregu.
Zaczął czytać. Wiersze były piekielnie liryczne, forma więcej Radecznicka, niżeli Częstochowska, traktowały specjalnie o przyjaźni i niewytłomaczonej sympatji.
Jednak podobne sympatje dają się niekiedy tłomaczyć wybornie.
Woń Jasnej-Góry, jaką tchnęły owe wiersze, wydała się półgłówkowi naszemu charakterem genjuszu, lub przynajmniej olbrzymiego talentu.
— Ależ ona pisze jak Deotyma, więcej jak Deotyma, cóż tam taka Deotyma!
A ona pisała po prostu w ten sposób:
„Dzięki ci drogi piewco, poeto
Za twoje ody, za twoje sonetto.“
...............
„Na straży dusz naszych stoi sędzia, kościół Boży
On wiąże ludziom ręce, i on pierścień włoży.“
W tym ustępie, indywidualny charakter senjora z Ypsylonu wydobył się jak szydło z worka. Pismo powiada „oculos habent et non vident,“ te słowa do naszego bohatera mogły się były wybornie stosować.
Ale on szalał za swoją tajemniczą wieszczką, otoczony był jakimś dziwnym, niewytłómaczonym urokiem, poddawał się wrażeniu. Widział w niej to, czego nie było, i skutkiem tego nie dopatrzył tego co jest. Gdybym był jego ojcem, oddałbym go do Bonifratrów — gdybym był trybunałem cywilnym, kazałbym go ubezwłasnowolnić.
A bryftregier po dwóch tygodniach znowu dźwigał odpowiedź, znowa zabierał trzy kopiejki, i szedł dalej szukać adresantów, trojaków i wrażeń. Słońce zaświeciło jasno, szumiące olchy w dolinie pokryły się pączkami, ze wzgórków spadła śniegów lodowa osłonka, a nasz bohater otworzył swojej ciasnej izdebki okienko.
Dumał, dumał i dumał; zdjął futro z kołka, obejrzał je starannie, wyczyścił, znowu powiesił, i długo, długo przechadzał się wielkiemi kroki po izdebce.
Wreszcie stanął i z determinacją powiedział do siebie.
— Pojadę!
To postanowienie było bardziej niewzruszone, aniżeli uchwały zgromadzenia narodowego w Wersalu.