<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Wilk i Cielę
Pochodzenie Bajki
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1902
Druk P. Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WILK I CIELĘ.

Jeśli Cielę zapragnie nadwyrężyć szyi,
Nie w mocy niczyjej
Powstrzymać je w tem szyjołomnem przedsię­wzięciu.



Było sobie raz Cielę, gdyby starsze troszka,
Rzec by można — jałoszka,
Której, czyli któremu zdało się Cielęciu,
Że opinia obory niesłusznie spotwarza
Wilka, i że jego zbrodniczość — ot, plotka owczarza
Lub pastucha, który, jeżeli nie drzemie,
Wymyśla jakieś bajdy. Przecie stoi w Brehmie,
Jak wół, że Wilk lubi cielęta;

Czemu tedy nim straszą
Krowy młodzież cielęcą? — rzecz niepojęta.
To pytanie Cielę długo razem z paszą
Gryzło, aż postanawia: w las pójdzie, zaczepi
Wilka, będzie z nim szczere, uległe i grzeczne,
I o wszystkiem przekona się samo najlepiej.
Napróżno mu przekładał uczenie druh, Wolec,
Że na samej ufności z Wilkiem trudno polec,
Że o tem świadczą dziejów przykłady odwieczne;
Przytaczał los jagnięcia z bajki Ezopowej, —
Daremnie, a im bardziej logicznemi słowy
Chciał wświdrować rdzeń prawdy do cielęcej głowy,
Tem więcej
Twardział upór cielęcy.

Pewnego dnia, gdy bydło pasło się pod lasem,
Cielę zbacza w zarośla, by gdzie zdybać Wilka.
Weszło w głąb staj kilka
I czeka.
Las był cichy. Przylatywał czasem
Wiatr gorący z pastwiska, i w cielęce uszy
Wrzucał krów ryk daleki albo krzyk pastuszy;
Sosen igły poruszał, muskał wrzos, paprocie
I do nozdrzy Cielęcia pchał ich woń w przelocie;
Aż, omdlały, ostatnie rozkładał dmuchania

Na mchy, jak pies zziajany, gdy stado pozgania.
Stoi Cielę i myśli: czy podobna, żeby
Wilk tej natury pięknej nie odczuł działania,
Krzywdząc słabe stworzenia zgoła bez potrzeby?
Żeby ten las milutki,
Te krzewy i kwiatuszki, rosnące we wrzosie,
Nie natchnęły go, owszem, chęcią do kochania?...
Tu rozbeczało się.

Cielęce beczenia rzewne szły w ostępy
I wywarły niebawem upragnione skutki.
Zachrobotał po chruście jakiś chód cichutki,
I z poza gęstej jałowcowej kępy
Wilczysko się wysunie tuż i w Cielę wlepi
Dwoje zamglonych, pożądliwych ślepi.
Cielę pamięta,
Co każe etykieta i formy światowe:
Z wdziękiem tedy nachyla łeb, spuszcza oczęta,
I czeka przedstawienia, by zacząć rozmowę.

Czy, że Wilk miał znużone kły sutym obiadem;
Czy mu łup zdał się łatwym, czyli też człowiecze
Podejrzewał knowania albo pieską zdradę,
Dość, że, jak na wilcze plemię,

Najprzystojniej rzecze:
— „Wilk jestem “.
— „A ja Cielę“.
— „Bardzo mi przyjemnie.
Gdzież mieszkasz?“
— „W dworskim cielętniku“. —
— „Proszę... to tam za tem wzgórzem?
Znam, znam... Tamtejszą owczarnię jużem
Raz chciał odwiedzić, lecz nie lubię krzyku
I wrzawy sielskiej... Widzę, jesteś gładkie...
Bardzo, bardzo mi miło... Ta niewinność oczek
Mówi mi, żeś młodziutkie jeszcze, — któryż roczek?“ —
— „Tej wiosny, proszę Wilka, ssać przestałom matkę“. —
— „No, no!.. I tak sam opas chodzisz, zdala od mamusi?“
— „Tak“.
— „Hm, bory zdradne!..
Niech mnie ogar zdusi,
Jeżeli nie zgadnę,
Że piękną masz duszyczkę, kochającą, szczerą...
A jak beczysz prześlicznie!“
— „Tak, właśnie się uczę“. —
— „Ucz się, ucz, — toż to dopiero
Poruszać bydło bekiem przyjemnie być musi!
Do niejednego serca bek może być kluczem!
Czuję, że cię polubię... Ładne masz pośladki“ —

Tu głasnął Cielę łapą Wilk­‑Iskaryota.


Ach, jak słodką, miłą
Wydała się Cielęciu ta pierwsza pieszczota!
Nawet liźnięcie ukochanej matki
Nie sprawiło mu nigdy rozkoszy do tyla.

Wszelako niewiadomo, coby nastąpiło,
Gdyby zdala nie ryknął Wolec, trwogą zdjęty,
I kundlów ujadanie nie rosło co chwila,
A którym Wilk roztropny wnet pokazał pięty.


Wróciło Cielę
Z weselem w duszy tudzież z jakimś smętkiem
I drżeniem serca niepowszedniem, prędkiem,
W tkliwą zadumę twarz chowając, milczy
Nieutulone po pieszczocie wilczej.

Próżno mu Wolec przekładał uczenie,
Że kochać Wilka jest to — ogłupienie,
Rzecz wręcz szkodliwa dla dobra obory,
Że Wilk, jak każde mięsolubne zwierzę,

Duszy nie łaknąc, ciało na wieczerzę
Zjada lub obiad, stosownie do pory.

Ale darmo Wolec
Wtykał w cielęcy szał za kolcem kolec.
Cielę milczało, nareszcie powiada:
— „Ot pójdę, na złość“.
— „Ha, trudna rada“ —
Pomyślał Wolec i zwiesił ogon.

Poszło w las Cielę z ufnością błogą
Nazajutrz rankiem. Więc naprzód drogą
Szło po brzuch w rosie; mgły pozłacanej,
Strzępy wpełzały na płot chruściany,
Gdy je cielęcy tułów rozkrawał.
Płaczące wierzby omglonym czubem
Żegnały Cielę, które szło gdzieżby,
Jak nie na zgubę —
W las... A gdy weszło weń spory kawał,
Oznajmiło się Wilkowi bekiem.


W ukryciu czuwał gdzieś niedalekiem
Wilk, a ponieważ
Nic nie miał w zębach od godzin pięciu, —

Rad był Cielęciu.

— „A!“ — rzekł — „Cielę, jak się miewasz?“
— „Dziękuję“.
— „Cóż tam?“
— „Nic, tak... w te strony
Wyszłom... czas, jak wyśniony,
Prześliczny...“
— „Przedziwny...
Ale, ale — niech mnie zdziobią wrony,
Jeżelim nie powinien skazać cię na grzywny:
Tak mi raptownie zemknąć!..“
— „Właśniem po to,
By zyskać przebaczenie...
To ten ciołek obrzydły... ach, gdyby Wilk wiedział“..

— „Wiemy, znamy,

Co niechętni nam plotą,
W jakiej mają nas cenie
Pasterze, ciołki, psy i inne chamy:
Lecz kto wierzy ciołkom,
Albo pastuchom? Ty wiesz, kim jestem“... —

To mówiąc, schwytał Cielę za gardziołko,

Zarżnął, zjadł, rude z krwi oblizał kłaki
I poczłapał w krzaki
Na sjestę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dla was ta bajka pisana, cielęta,
Które aż dotąd oszczędził ząb wilczy:
Co ma zaś czynić dusza zarżnięta —
O tem się milczy.