<<< Dane tekstu >>>
Autor Sándor Petőfi
Tytuł Wojak Janosz
Rozdział VII.
Wydawca Władysław Sabowski
Data wyd. 1869
Druk Karol Budweiser
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Władysław Sabowski
Tytuł orygin. János vitéz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.

Od téj nocy Janczi uszedł świata kawał,
Już mu obraz zbójców w pamięci nie stawał,
Gdy raz w świetle słońca ujrzał, że coś błyska,
Poznał, że to wojsko, kiedy podszedł zblizka.

Byli to żołnierze, wspaniałe huzary,
Słońce tak igrało z bronią staréj wiary.
Konie ich spienione rżały i tentniły,
Potrząsały grzywą, dumnie łba wznosiły.

Gdy ich Janczi ujrzał jadących przez błonie,
Serce mu zadrgało w piersi, w lewéj stronie,
Myślał: „Gdyby chcieli przyjąć mnie w żołnierze!
Pędzić takie życie wielka chęć mnie bierze.“


Kiedy przyszła bliżej kohorta bojowa,
Z ust dowódcy Janczi te usłyszał słowa:
„Baczność, chłopcze! na bok! usuń nam się z drogi,
Djabli cię uczyli koniom leźć pod nogi.“

Na to rzecze Janczi z westchnieniem głębokiém:
„Wodzu! błędnym pątnik na świecie szerokiém,
Gdybyście do wojska przyjąć mnie zechcieli,
Tobym jakoś słońcu w oczy patrzył śmieléj.“

Wódz odrzekł mu na to: „Do naszéj ruchawki
Wchodzi się dla walki, a nie dla zabawki;
Na francuza napadł turczyn, syn pogański,
Spieszym zbrojno naród wspomagać chrześćjański.“

„Byłoby to dla mnie i dumą i chwałą
Na rumaku dzielnym w bój się puszczać śmiało.
Lepiej raz się wybrać z pogany na wojnę,
Niż wciąż w duszy zwalczać troski niespokojne.

„Prawda to, że dotąd nic nie umiem prawie,
Tylko pasać owce na zielonśj trawie,
Lecz jestem madjarem, — madjar z bożéj dłoni
Wyszedł w świat do konia, do walk i do broni.“

Długo prawił Janczi, gdy się tak rozgadał,
Jego wzrok ognisty reszty dopowiadał,
Źle się nie popisał, owszem zyskał względy,
Przyjął go dowódca do swojéj komendy.


Trudno skreślić jako cieszył się bez miary
Janczi, gdy czerwone wkładał szarawary,
Gdy rzuciwszy szubę m entą się odziéwał,
Gdy błyszczącą, szablę słońcu pokazywał.

Z pod bułanka kopyt tysiąc iskr wzleciało,
Gdy na jego siodło Janczi wskoczył śmiało,
A gdy siedział na nim w rzędzie z walecznemi,
Toby nie zachwiało nim trzęsienie ziemi!

Bardzo się dziwili bracia szeregowi,
Że tak strój huzarski przypadał Jankowi,
A gdziekolwiek wojska dzień kwaterą stały,
Z Janczim się dziewczęta ze łzami żegnały.

Trzeba jednak wyznać, co się dziewcząt tycze,
Że Janczi był zimny na wdzięki dziewicze,
I słusznie, bo chociaż zwiedził świat jak długi,
Nad Iluszkę swoją nie zobaczył drugiéj.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sándor Petőfi i tłumacza: Władysław Sabowski.