[29]X.
Tak przyszli do Polski, przy pomocy Boga,
A z Polski do Indji, zkąd już blizka droga.
Francja jak wiadomo z Indjami graniczy,
Lecz się droga do niéj do najgorszych liczy.
W środku Indji pasmo gór się rozpoczyna,
Które co krok daléj to się wyżéj wspina,
A tam już gdzie Indje Francji dotykają,
Te olbrzymie góry do nieba sięgają.
Tam się to pocili poczciwi ludziska!
Każdy zrzucał halsztuk i wszystko co ściska,
I jak zrzucić nie miał, kiedy wprost nad głową,
Dzień i noc im słońce sterczało pionowo.
[30]
Powietrze im tylko za pokarm służyło,
Łyżką je jadali, takie gęste było,
A kiedy odwilżyć gardło pragnął który,
Musiał jak kot zręcznie chlépnąć wody z chmury.
Wreszcie na szczyt wleźli jak cudem prawdziwie,
Tu skwar piekł, więc nocą się wlekli leniwie,
Bo niedobra wcale tam droga do jazdy,
Gdyż się potykały koniska o gwiazdy.
Kiedy tak jechali wśród gwiazd krok za krokiem,
Myślał Jąnczi wodząc w okół siebie okiem:
„Powiadają ludzie, że gdy gwiazda zlata,
To na ziemi człowiek schodzi z tego świata.
„Szczęście masz macocho! szczęście twe djablico,
Że ja nie wiem, które komu gwiazdy świecą,
Przestałabyś Ilusz przeciążać robotą,
Bobym twoją gwiazdę zaraz zepchnął w błoto.”
W końcu znowu droga na dół iść zaczęła,
Równina się przed ich oczy rozwinęła,
Znikł skwar, pole traw ą się zazieleniło,
I w powietrzu jakoś Francję już czuć było.