Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom I/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój Tom I |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1894 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Война и мир |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
Nataszka zatrzymała się w swojej ucieczce u wejścia do oranżerji. Tam czekała na Borysa, pilnie nadsłuchując, o czem mówią w salonie. Straciła nareszcie cierpliwość, tupnęła gniewnie nóżką i była gotowiusieńka płaczem wybuchnąć, gdy usłyszała kroki młodego chłopaka, idącego wolno, nie spieszącego się wcale. Miała na tyle czasu, żeby ukryć się w klombie cyprysów. Gdy ujrzał się w oranżerji, Borys rozglądnął się w koło, zdmuchnął jakiś pyłek z wyłoga u rękawów i zbliżył się do zwierciadła, aby w niem podziwiać z zadowoleniem swoją ładną twarz i postawę dorodną. Nataszka przypatrywała się ciekawie wszystkim jego ruchom. Zobaczyła że się uśmiechał i zmierzał ku drzwiom na przeciw. Wtedy chciała na niego zawołać.
— Nie, pomyślała — niech mnie szuka!
Zaledwie znikł za drzwiami, wpadła Sonia do oranżerji, cała we łzach i z twarzyczką rozpłomienioną. Natasza miała rzucić się ku niej, wstrzymała się jednak i tym razem, aby użyć przyjemności podpatrywania, i podsłuchiwania niewidzialnie, co się tu dziać będzie, o czem nieraz w powieściach czytała. Sonia szeptała sama do siebie, z rękami kurczowo splecionemi, wlepiając wzrok błędny w drzwi do salonu prowadzące. Pojawił się wkrótce Mikołaj.
— Co ci jest Sonciu? Płaczesz? Czy podobna?! — wykrzyknął biegnąc do niej.
— Nic mi nie jest... zostaw mnie!...
I wybuchła rzewnym płaczem.
— Ah! już wiem wszystko...
— Skoro wiesz, tem lepiej dla ciebie, idź... idź do niej!
— Sonciu droga, jedno słóweczko! Czy godzi się dręczyć w ten sposób mnie i ciebie, dla czystego urojenia? — rzekł biorąc ją czule za rączkę.
Sonia płakała dalej, ale ręki z uścisku nie uwalniała. Nataszka stała jak wryta, oddech powstrzymując. Oczy jej błyszczały:
— Co się teraz stanie? — pomyślała.
— Sonciu, świat cały niczem dla mnie: tyś wszystkiem! szczęściem jedynem, i dowiodę ci tego!
— Nie mogę znieść, żebyś rozmawiał z tą tam!... — szepnęła.
— Dobrze! więcej tego nie uczynię! tylko przebacz mi!
I objąwszy ją ramieniem, przytulił do piersi, serdecznie całując.
— Ah! tak to mi się podoba! — powiedziała sobie w duchu Nataszka.
Wyszli oboje z oranżerji; Nataszka postępywała krok w krok za nimi, cicho i ostrożnie aż do drzwi. Następnie przywołała Borysa.
— Pójdź za mną Borysie — przemówiła z minką tajemniczą i wiele znaczącą. — Mam ci coś powiedzieć... Tu, tu...
Zaprowadziła go do klombu, w którym była przed chwilą ukryta. Borys szedł za nią uśmiechnięty:
— Cóż mi powiesz?
Zmięszała się, oglądnęła się w koło, a spostrzegłszy lalkę porzuconą na jednym z wazonów, porwała ją i podstawiając mu pod usta:
— Pocałuj moją Mimi! — rzekła cicho, oblana szkarłatem.
Borys nie ruszał się z miejsca patrząc drwiąco na jej twarzyczkę niezwykle ożywioną i uśmiechniętą.
— Nie chcesz? No! to pójdź tutaj...
Pociągnęła go pomiędzy palmy, cisnąwszy w kąt lalkę.
— Bliżej, bliżej! — szepnęła jakby jej nagle tchu zabrakło, przytrzymując młodego porucznika za pętlicę od munduru. Teraz drżąca i gotowa płaczem wybuchnąć spytała cichutko: — A mnie pocałujesz?
Borys zarumienił się po same uszy.
— Jakaś ty dziwna! — bąknął.
Pochylił się nad nią niepewny i wahający.
Jednym susem wskoczyła na duży wazon, otoczyła szyję swego towarzysza cieniutkiemi ramionami, a odrzuciwszy w tył włosy, pocałowała go w same usta.
Potem zsunęła się na ziemię, biegnąc szybko pomiędzy klombami. Zatrzymała się u drzwi z główką spuszczoną.
— Nataszko, kocham cię, wiesz o tem, ale...
— Jeżeli kochasz, to nie ma żadnego ale!
— Kocham! błagam cię jednak, nie zaczynajmy więcej... tego cośmy przed chwilą uczynili... Za lat cztery... pójdę do twego ojca prosić o twoją rękę...
Natasza zaczęła się nad tem zastanawiać:
— Trzynaście, czternaście, pietnaście, szesnaście — rachowała na paluszkach. Dobrze! Sprawa skończona i umówiona!...
Uśmiech pełen ufności i zadowolenia, rozjaśnił jej szczupłą twarzyczkę.
— Tak będzie, najniezawodniej! — potwierdził Borys.
— Na zawsze! na życie i śmierć! — wykrzyknęła mała dzieweczka, biorąc go pod ramię, i odchodząc razem z nim do głównego salonu, szczęśliwa i uspokojona.