Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VIII/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna i pokój Tom VIII |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1894 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Война и мир |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom VIII |
Indeks stron |
Historja przedstawia nam Napoleona w tym dniu niesłychanej doniosłości, na siodle od świtu prawie. Badał teren, roztrząsał i przeglądał plany rozmaite, przedstawiane przez marszałków, wydawał rozkazy jenerałom. Linja pierwotna armji rosyjskiej, wyciągnięta wzdłuż, brzegów Kołoczy, została złamaną. Część tej linji, mianowicie skrzydło lewe cofnięto w tył wskutek zdobycia reduty w Szewardyno. Ta część armji nie była już zatem osłonięta ani ochronnemi wałami, ani rzeką. Przed nią rozwijała się płaszczyzna gładka i otwarta ze wszystkich stron. Było widocznem nie tylko dla wojskowych, ale nawet dla cywilnych profanów, że tam powinienby był rozpocząć się atak armji francuzkiej. To na pozór nie wymagało ani głębokich kombinacji, ani owej drobiazgowej pieczołowitości, którą Napoleon rozwijał tworząc plany, ani nawet owej gienjalności w pomysłach, którą przypisywano wiecznie i zawsze Napoleonowi. Otoczenie cesarza było jednak innego zdania, a historycy, którzy opisywali owe wypadki post festum, posiadali to zdanie w zupełności. Cesarz jeżdżąc to tu, to tam, badał chmurny i zafrasowany szczegóły najdrobniejsze miejscowości. Potrząsał głową z niedowierzaniem, to znowu z miną zadowoloną. Nie wcielając żadnego z jenerałów w plany, które snuł jego umysł i nie tłumacząc im wcale, dla czego postanawia tak a nie inaczej, ograniczał się jedynie na wydawaniu im rozkazów krótkich, energicznych i nie znoszących bodaj cieniu sprzeciwienia. Davoust książę d’Eckmühl, ośmielił się był nadmienić, że powinnoby się wziąć tył skrzydłu lewemu armji rosyjskiej. Odpowiedział mu Napoleon, nie racząc wymienić powodu, że uważa to za zupełnie niepotrzebne. Pochwalił natomiast plan jenerała Compans, który na tem głównie zależał, żeby zaatakować okopy niedokończone i skierować w las dwie dywizje. Na to odpowiedział Ney książę d’Elchingen, że pochód przez las, przedstawia groźne niebezpieczeństwo i może pomieszać zupełnie szyki. Gdy cesarz stanął w miejscu na przeciw zdobytej reduty w Szewardyno, zamyślił się przez dłuższą chwilę w głębokiem milczeniu. Nareszcie wskazał ręką, gdzie mają ustawić nazajutrz dwie baterje dział, przeznaczone, aby współzawodniczyć z redutami Rosjan. Oznaczył również miejsce, które miała zająć artylerja polowa. Ukończywszy ustne rozporządzenia, wrócił do swego namiotu i podyktował rozkaz dzienny, co do rozkładu i planu bitwy.
Owe rozporządzenia były później opiewane z najwyższem podziwem przez historyków francuskich, a nawet znalazły u obcych ocenę wielce pochlebną.
Tymczasem, jeżeli pozwolimy sobie osądzić je na zimno, uwolniwszy się z pod wpływu prawie zabobonnego, który wywierał na współczesnych wielki i potężny niezaprzeczenie genjusz Napoleona, uznamy i przekonamy się wręcz przeciwnie, że owym rozporządzeniom brakowało jasności i dokładności. Ów dokument zawierał rzeczywiście cztery punkta, z których żaden nie mógł być wykonanym. Pierwszy opiewał: że baterje wzniesione przez Napoleona, w miejscach oznaczonych, wzmocnione działami Pernetti’ego i Fouché’ta, w liczbie stu dwudziestu paszcz ogniem ziejących, mają rozpocząć kanonadę i zasypać pociskami okopy nieprzyjacielskie, prawie na ukończeniu. Nie można było rozkazu wykonać z tej prostej przyczyny, że pociski padały wszystkie po za okopy, w próżnię, póki jenerał dowodzący artylerją nie wziął tego kroku na własną odpowiedzialność i nie kazał baterji na przód wysunąć.
Drugie rozporządzenie, nakazujące księciu Poniatowskiemu przejście przez las, aby zajść z tyłu armji rosyjskiej od lewego skrzydła, nie doszło również do skutku, bo zastał w lesie oddział Tuczkowa, który mu drogę zastąpiwszy, zmusił do odwrotu. Trzeci rozkaz polecał jenerałowi Compans, wykonać atak na las, i zająć pierwszy szaniec. Tymczasem dywizja Compansa lasu nie zajęła, została odepchniętą, bo była tam wystawioną na ogień ukrytej baterji rosyjskiej, o której Napoleon nie wiedział i wcale jej się tam znaleść nie spodziewał. W końcu według czwartego rozkazu, wice-król miał zdobyć wieś Borodyno, przejść rzekę trzema mostami na tej samej linji operacyjnej co dywizje Morand’a i Friant’a (ruch owych dywizji nie był nigdzie zaznaczonym). Te dywizje miały przejść pod jego komendę, skierować się ku reducie rosyjskiej, umieszczając się w jednej linji z resztą armji. O ile jest dziś możebnem zdać sobie sprawę z owego rozkazu, biorąc w rachubę usiłowania wice-króla, aby go wykonać, zgadujemy, że powinien był uderzyć z lewej strony na redutę, podczas gdy tamte dywizje, miały posuwać się z drugiej strony. I znowu to wszystko było niemożliwem. Wice-król przeszedłszy przez wieś, został pobity nad Kołoczą, a tamte dwie dywizje, dzieląc z nim los fatalny, nie zdobyły reduty. Udało się to dopiero przy końcu bitwy oddziałowi konnicy. Nic zatem nie wykonano z owych rozkazów. Było jeszcze nadmienione, że: „Będą wydawane późniejsze rozkazy w miarę, jak się będą rozwijały ruchy armji nieprzyjacielskiej.“ — To jednak nie nastąpiło. Dowiedziano się potem, że Napoleon był tak oddalony od linji operacyjnej, że ani do niego żadna wieść z placu boju dostać się nie mogła, ani żadnego rozkazu odebrać nie mogli od niego więc i nie wykonali.