Wojna kobieca/Podziemia/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wojna kobieca
Podtytuł Powieść
Część Podziemia
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Guerre des femmes
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ III.

Drugi powrót armji książęcej do Bordeaux zupełnie od pierwszego był różny.
Na ten raz, dla wszystkich wystarczało laurowych wieńców, nawet dla zwyciężonych.
Paul de Cambes większą ich część dla barona de Canolles zachowała.
Zaledwie też baron przejechał rogatki, obok swego przyjaciela Ravailly, którego już ledwie dwa razy nie zabił gdy nagle otoczył go tłum ludzi; a wychwalając jego męstwo, znakomitym ogłosił wodzem.
Mieszczanie przed trzema dnami pobici, szczególniej też ranni byli jeszcze nieco na swego pogromcę zagniewani. Lecz Canolles wydał się tak dobrym, tak pięknym, tak szczerym; znosił swe położenie tak wesoło i z taką godnością i otaczał go orszak tak prawdziwych przyjaciół, oficerowie, żołnierze Nawajlskiego pułku, tak szeroko nad jego czynami się rozwodzili, że zapomnieli o pierwszej przegranej. Zresztą inne ich teraz zajmowały myśli. Spodziewano się księcia de Bouillon — jutro lub pojutrze, najświeższe zaś wiadomości zapowiadały przyjazd króla do Libouurnn najdalej za tydzień
Księżna de Condé z nięcierpliwością pragnęła ujrzeć Canollesa; ukrywszy się za firankami okna:-ciekawie spoglądała na przechodzącego obok barona. Postać jego wydała się jej wojowniczą i zupełnie zgodną ze świetną opinją jaką o nim ustalili przyjaciele, a nawet wrogowie...
Margrabina de Tourville nie zgadzała się w ty razie ze zdaniem księżnej, utrzymując, że nic w osobie Canollesa nie było wybitnego.
Lenet oświadczył, że go za zacnego uważał człowieka a książę de la Rochefoucault powiedział tylko;
— Aha! otóż i bohater!
Wyznaczono Canollesowi mieszkanie w głównej miasta fortecy, w zamku Trompette.
We dnie, pozwolono mu przechadzać się po mieście, przepędzać czas jak mu się podobać będzie, byle tylko wieczorem powracał do twierdzy, w czem polegano na jego słowie.
Wszelka korespondencja zabronioną mu została.
Przedtem jednak, Canolles prosił o pozwolenie napisania kilku wierszy; co otrzymawszy, posłał list do Nanony:
„Jestem w niewoli, lecz wolny w Bordeaux, dawszy słowo, że z nikim korespondować nie będę; piszę jednak do ciebie, kochana Nanono, by ci dowieść mej przyjaźni, o którejś zwątpić mogła, gdybym milczał. Udaję się do ciebie z prośbą, abyś była obronicielką mojego honoru przed królem i królową".

Baron de Canolles.

W tak łagodnej, jak widzimy niewoli, łatwo dostrzec można było wpływ wicehrabiny de Cambes.
Przez pięć lub sześć dni, Canolles zajęty był ucztami i uroczystościami, które dlań wyprawiali przyjaciele. Ciągle widziano go razem z Ravaillym.
Gdy uderzono w bębny i mieszkańcy Bordeaux udawali się na jaką wyprawę, zaraz na głównym punkcie zjawiał się Canolles w towarzystwie Ravaillego, lub też sam, z założonemi w tył rękami, z uśmiechem na ustach.
Od czasu przybycia do Bordeaux, bardzo rzadko widywał wicehrabinę de Cambes. Klara widocznie unikała z nim rozmowy, zadawalniała się samym jego widokiem i myślą że Canolles zdala od Nanony, nią tylko zajmować się będzie.
Canolles zniecierpliwiony długim niewidzeniem Klary napisał do niej list, łagodnie się uskarżając i prosząc o chwilę rozmowy.
Klara, chcąc zadość uczynić prośbie kochanka, tą niewidzialną dla oczu protekcją, jakiej umie użyć kobieta kochająca, lecz która nie chce, by jej uczucia zgadywano podała mu sposobność wejścia do kilk domów, w których bywała.
Więcej nawet uczyniła.
Canolles przez pośrednictwo Leneta, przedstawionym był księżnej de Condé.
W istocie, nie było obawy w rozgałęzionych znajomościach więźnia; bo trudnoby było znaleźć człowieka, któryby mniej od Canollesa zajmował się sprawami politycznemi.
Widzieć wicehrabinę, zamienić z nią słów kilka, a jeśli z nią mówić nie mógł, odebrać wdzięczne spojrzenie, uścisnąć rękę, gdy siadała do powozu, podać święconą wodę w kościele, oto było całodzienne naszego bohatera zajęcie. W nocy zaś śnił o wypadkach dziennych.
Znając delikatność wicehrabiny, którą więcej honor Canollesa, niż jej własny obchodził, zaczął szukać środków rozszerzenia obrębu znajomości, a tem samem zapewnienia sobie więcej rozrywek i zajęcia. Naprzód pojedynkował się z jakimś oficerem garnizonu i z dwoma mieszczanami, co mu choć na parę godzin sprawiło zabawkę; lecz ponieważ wytrącił szpadę pierwszemu, a poranił dwóch innych, zabawy tej więcej nie stało, a to dla braku ludzi, coby go podobnie rozweselać chcieli.
Zawiązał znowu kilka małych intryg.
Nic zadziwiającego, wiemy bowiem, że Canolles był piękny; prócz tego, od chwili swej niewoli, jeszcze bardziej stał się interesującym.
Przez trzy pierwsze dni i przez cały ranek czwartego, miasto o jego tylko niewoli mówiło.
Dnia jednego, Canolles spodziewał się ujrzeć wicehrabinę w kościele i gdy ta nie przyjeżdżała z obawy może, by go tam nie spotkać, baron, stojąc na zwykłem miejscu, przy kolumnie, podał święconą wodę jakiejś zachwycającej kobiecie, którą pierwszy raz dopiero wdział. Nie było to wcale winą Canollesa, lecz pani de Cambes, bo gdyby wicehrabina przyjechała, on byłby myślał tylko o niej, widziałby ją tylko i jej by podał wodę święconą.
Tegoż samego dnia, kiedy Canolles zastanawiał się nad tem, kto to może być ta zachwycająca brunetka, otrzymał list zapraszający go na wieczór do jeneralnego adwokata Lavi, tego samego, który, jak wiemy, opierał się wpuszczeniu księżnej do Bordeaux, a którego, jako stronnika królewskiego, tyleż co i księcia d‘Epernon nienawidzono.
Canolles coraz nowych znajomości chciwy, przyjął zaproszenie z wdzięcznością, i o godzinie szóstej udał się do adwokata.
Tak wczesne przyjście na wieczór proszony, śmiesznem wydać się może naszym lwom nowoczesnym; lecz dwie przyczyny Canollesa do tego skłoniły; naprzód, że w owej epoce obiadowano w południe, stosunkowo więc i wieczory wcześniej się zaczynały: wreszcie Canolles powracać powinien był do twierdzy, najpóźniej o wpół do dziesiątej; jeśli więc musiał wcześnie zabawę opuścić, nic dziwnego że zbyt późno nie chciał na nią przybywać.
Wszedłszy do salonu, ledwie nie krzyknął z radość; pani Lavie była właśnie tą zachwycającą brunetką, której tak grzecznie dzisiejszego ranka podał wódę święconą.
Canolles przyjęty został u adwokata, jako rojalista, który już swe poświęcenie czynnie okazał; zaczęto obsypywać go pochwałami, zdolnemi przywieść do szaleństwa jednego z siedmiu mędrców greckich.
Obronę jego w czasie pierwszego napadu, porównywano z obroną Horacjusza Koklesa, upadek zaś upadkiem Troi, podstępem przez Ulissesa wziętej.
— Kochany baronie — rzekł Lavie wiem z pewnego źródła, że wiele o tobie mówiono u dworu i że twa piękna obrona sławą się okryła Królowa dała słowo, że przy najpierwszej zamianie niewolników, będziesz pan wolnym a gdy wejdziesz do niej w służbę, otrzymasz zaraz stopień dowódcy, albo brygadjera. Sądzę, że pragniesz pan jaknajprędzej być wolnym?
— Nie, na honor — odpowiedział Canolles., rzucając na panią Lavie zabójcze spojrzenie.— przysięgam panu, że mojem największem życzeniem jest, by Jej Królewska Mość wcale się nie spieszyła. Przecież musiałaby mnie wymienić, albo za znaczną sumę, lub za jakiego dzielnego oficera, a ja ani wart jestem tak wielkiego wydatku, ani zasługuję na honor podobny. Poczekam, aż Jej Królewska Mość weźmie Bordeaux, w którem bardzo mi jest dobrze, wtedy wolność moja nic ją kosztować nie będzie.
Pani Lavie czarująco się uśmiechnęłaś
— Do djabła! — rzekł jej mąż —- zbyt obojętnie, baronie mówisz o swej wolności.
— Bo nie widzę potrzeby mówić o niej z uniesieniem — rzekł Canolles — czyż pan sądzisz, że przyjemnieby mi było wejść znowu do czynnej służby i codziennie podlegać konieczności zabicia którego z przyjaciół?
— Lecz jakież tu życie prowadzisz, niegodne tak znakomitego, jak pan człowieka; nie przyjmujesz udziału w zgromadzeniach, w wyprawach, przymuszonym jesteś tylko patrzeć, jak inni służą swej partji, gdy tymczasem sam z założonemi siedzisz rękoma. Takie położenie musi być dla pana uciążliwem.
Canolles znacząco spojrzał na panią Lavie, która podobnem odpłaciła mu spojrzeniem.
— O, nie!... — odpowiedział — mylisz się pan bardzo, ja się tu wcale nie nudzę, sądziłbym, że pan prędzej, bo zajmujesz się polityką, co właśnie okropnie jest nudne, ja zaś miłości, co doskonale rozrywa. Niektórzy z was, panowie, służą królowej, inni znowu księżnej, ja nie mam wyłącznej władczyni, jestem niewolnikiem wszystkich kobiet.
Nazajutrz Bordejczycy, bez żadnej przyczyny zrobili rozruch w mieście. Jakiś stronnik książąt, snadź wielki fanatyk, podał plan do wybicia szyb w oknach pana Lavie. Gdy je powybijano, jakiś inny rzucił myśl podpalenia domu jego. Już rozdmuchiwano ogień, gdy Canolles zjawił się rotą Nowajlczyków uprowadził panią Lavie w bezpieczne miejsce i wyrwał jej męża z rąk kilkunastu wściekłych łotrów, którzy, nie mogąc spalić, powiesić go chcieli.
— No!... — rzekł Canolles do adwokata generalnego, drżącego ze strachu, i cóż pan teraz sądzisz o mojem próżniactwie? Czyż nie lepiej, że się w nic nie wdaję?
Potem powrócił do zamku Trompette, gdy już wybębniono capstrzyk.
Wszedłszy do swego pokoju, na stoliku spostrzegł list; przypatrzywszy się pismu, poczerwieniał. Poznał rękę pani de Cambes; ze drżeniem też rozpieczętowawszy list wyczytał:
„Bądź pan jutro w kościele Karmelitów, o godzinie szóstej po południu, usiądź w pierwszym konfesjonale na lewo przy wchodzie. Drzwi od niego będą otwarte“.
Niżej było „post scriptum".
„Nie mów pan nikomu, że bywasz tam, gdzieś był wczoraj i dzisiaj. Pamiętaj o tem, że Bordeaux nie jest rojalistowskiem miastem; wreszcie przypadek adwokata generalnego opamiętać by cię powinien".
— Dobrze! — rzekł Canolles — ona jest zazdrosną. Pomimo jednak wszystko, doskonale zrobiłem, żem wczoraj i dziś był u pana Lavie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.