[302]WRONY
[304]
Kraczące przeraźliwie
Wrony dziś dach nasz obsiadły.
„Co to ma znaczyć? Nie wiecie?“
Pyta się Strach pobladły.
Ni w pięć ni w dziesięć przede mną
Zjawił się niespodzianie,
To mrowiem mi chodzi po krzyżach,
To głaszcze po kolanie.
Ej, gdzie go niema! Na świecie
Panuje zbyt samowładnie
Ten głupi Lęk, drwiący z człeka,
Skoro go tylko opadnie.
Wcale się tego nie wstydzę,
Że jest coś z tchórza we mnie,
Ha! Niema nawet rycerza,
Któryby nie drżał daremnie.
Sam Przestrach, taki odważny,
Gdy z ludźmi ma do czynienia,
Zna przecież chwile, że całkiem
W naturze swej się zmienia:
Gdy stoi w pustem polu,
W południe pośród rżyska,
Pyta się, czemu to słońce
Spokojnie świeci, nie błyska.
[305]
I tak się tem przejmuje,
Że z miejsca się ruszyć nie zdoła,
Jeno, jakgdyby zamarły,
Spogląda błędnie dokoła.
Albo, gdy na przecznicy —
Wieś ją „przyśnicą“ zowie —
Usiądzie dla wypoczynku,
Zapatrzon w zblakłe pustkowie:
Z rozkraczonemi nogami
Siedziałeś nieraz, o Lęku,
W nędznej sukmanie na plecach,
Z wierzbowym kosturkiem w ręku.
Patrzałem ci nieraz w oczy
Z obojętnością człowieka,
Który się nigdy nie pyta,
Co go tam jeszcze gdzieś czeka.
A dzisiaj, o śmieszne wrony,
Niesamowite wrony!
Słucham waszego krakania,
Niepewny i przelękniony.
Lecz jedna w tem przecież jest pewność:
W tej waszych wrzasków powodzi
Omglona kąpie się zima,
Która już na mnie przychodzi.