Wspomnienia z mego życia/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wspomnienia z mego życia |
Redaktor | Franciszek Juliusz Granowski |
Wydawca | Franciszek Juliusz Granowski |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Aleksander Tad. Jezierski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. S. |
Tytuł orygin. | Lebenserinnerungen |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ponieważ w zagranicznych przedsiębiorstwach mojej firmy, o których teraz będzie mowa, młodzi moi bracia znaczny brali udział, nie od rzeczy będzie o każdym z nich kilka słów powiedzieć.
Wilhelm, pierwszy po mnie z kolei, przez całe życie utrzymywał ze mną korespondencyę i ścisłe bardzo stosunki. Komunikowaliśmy sobie nietylko ważne w życiu naszem zdarzenia, ale i wszelkie plany i zamiary. Nawet przekonania nasze były przedmiotem ożywionej dyskusyi; ostatecznie zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Ponieważ ja wyżej byłem wykształcony w naukach przyrodniczych, Wilhelm zaś — jako praktyczny inżynier, jeden drugiemu przyznawał pewien autorytet we właściwej mu specyalności i to nam niezmiernie ułatwiało wspólną pracę. Nigdyśmy o siebie nie byli zazdrośni, przeciwnie, cieszyło nas, gdy jeden mógł się przyczynić drugiemu do powodzenia, lub wyrobienia mu uznania.
Gdy współka, zawarta przez nas do eksploatowania naszych wynalazków, rozwiązała się w 1846 r. Wilhelm, jako inżynier, zajmował wybitne stanowiska kolejno w rozmaitych fabrykach maszyn w Anglii. Ale natura ciągnie wilka do lasu, mówi przysłowie; wkrótce bardzo, tak samo jak ja, zatopił się we własnych wynalazkach. Ta tylko między nami była różnica, że ja poprzestawałem na rozwiązywaniu licznych zagadnień z dziedziny telegrafów, albo stosowanej do potrzeb życia praktycznego elektryczności, a Wilhelm z całem zamiłowaniem starał się rozwiązać najtrudniejsze zagadnienia termodynamiki.
Powodzenie, jakiem się cieszyły wyroby naszej fabryki berlińskiej, skłoniły Wilhelma do zawiązania stosunków z naszą firmą. Początkowo był naszym agentem w Anglii, dostarczał nam obstalunków i nader zręcznie potrafił zwrócić uwagę techników angielskich na wyroby i prace naszej firmy. Szczególniej dopomogła do tego pierwsza wszechświatowa wystawa londyńska w r. 1851. Przedmioty, wystawione przez firmę Siemens & Halske, — uzyskały najwyższe odznaczenie „Counucil medal.”
Bracia moi, Hans i Ferdynand, pozostali zawsze wierni gospodarstwu rolnemu; opuściwszy strony rodzinne, zajęli odpowiednie stanowiska w Prusach Wschodnich.
Fryderyk był marynarzem. Po kilku długich podróżach ostygł jego zapał do tego zawodu. A że wielką okazywał chęć do nauki, sprowadziłem go do Berlina, gdzie z czasem tak go zainteresowały moje prace i przedsiębiorstwa, że odtąd dzielnie mi dopomagał, starając się obok tego zawsze uzupełniać braki w swojem wykształceniu technicznem. Tak samo i Karol, spędziwszy po śmierci rodziców kilka lat w Lubece u wuja, przeniósł się do Berlina, gdzie skończył szkoły. Potem był moim asystentem w pierwszych przedsiębiorstwach technicznych, szczególniej dopomagał mi przy zakładaniu podziemnych telegrafów.
Pozostali jeszcze dwaj najmłodsi: Walter razem z Karolem przybył do Berlina i tu chodził do szkół. Ottona zaś oddałem do Halli do szkoły pedagogicznej; nie miałem bowiem czasu osobiście jego nauką kierować.
Z sióstr moich jedna była za profesorem Himly’m w Kilonii, druga, Zofia, za uczonym prawnikiem, dr. prawa Crome w Lubece.
Nie wdając się w bliższe rozpatrywanie szczegółów charakteru moich braci, powiem tylko, że wszyscy odznaczali się niezwykłą inteligencyą i nieposzlakowaną uczciwością. Nie zawsze i nie we wszystkiem zgadzaliśmy się, ale silniejszą nad to okazała się miłość braterska, która nas łączyła i do wspólnej zachęcała pracy.
Co się tyczy mnie osobiście, to jakiekolwiek były zalety i wady mego charakteru, to te mało się uwydatniły na zewnątrz w mojem życiu; i wobec szczególniejszych okoliczności i losów moich zawsze schodziły na plan drugi. Zawsze starałem się obowiązek mój spełnić jak najlepiej, według sił. Uznanie ludzkie było mi wprawdzie miłe, ale wstręt miałem do wszelkich przechwałek i nie pragnąłem nigdy żadnych honorów. Być może, że i to było w swoim rodzaju próżnością, że zawsze pragnąłem być czemś więcej, niż tem, za co mnie ludzie mieli. Ujawnianie zaś moich zasług wolałem pozostawić innym.