Wspomnienia z mego życia/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wspomnienia z mego życia |
Redaktor | Franciszek Juliusz Granowski |
Wydawca | Franciszek Juliusz Granowski |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Aleksander Tad. Jezierski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. S. |
Tytuł orygin. | Lebenserinnerungen |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Spodziewałem się, że wspomnienia te przeszłego roku już zakończę; ale słabość mojej żony i różne inne okoliczności pracę moją przerwały. Na jesieni sam cierpiałem na silną influenzę, wskutek czego doktorzy poradzili mi zimę przebyć na południu. W grudniu razem z żoną i najmłodszą córką udałem się na wyspę Korfu. Nie jest to wprawdzie stacya klimatyczna dla chorych — klimat bowiem w styczniu i w lutym przypomina nasze dżdżyste lato; ale wynagradza to wspaniałe położenie i piękna okolica miasta. Wyspa Korfu dziś jeszcze korzysta z dobrodziejstw dawnej administracyi angielskiej. Doskonałe drogi, zbudowane przez Anglików, jakkolwiek miejscami już zrujnowane, dziś jeszcze stanowią jedyne połączenie pomiędzy najgłówniejszemi punktami wyspy, a wodociągi angielskie, które z miasta Korfu zrobiły przynajmniej miejscowość zdrową, na szczęście, do dziś dnia są czynne. Do niedawna utrzymywali się krajowcy z niezliczonych drzew oliwnych, pokrywających wyspę; nie zadawali sobie nawet trudu zrywania owoców, czekali aż pospadają i wtedy wybierali te, które były zdrowe. Ale w ostatnich czasach spadła ogromnie cena oliwy z powodu oświetlania naftą i troska o chleb powszedni i tu zaczyna być dotkliwą. Zwrócono się więc ku uprawie wina, nierównie wprawdzie pracowitszej, ale też daleko intratniejszej. Z żalem przychodzi patrzeć, jak w wielu miejscowościach padają pod siekierą stare, a tak malownicze drzewa oliwne, ustępując miejsca korzystniejszym daleko winnicom. Jedyni cudzoziemcy, których można spotkać na wyspie Korfu, są Francuzi, zakupujący całą produkcyę wina. Ogromna ilość czerwonego barwnika, znajdująca się w winie korfijskiem, z pewnością czyni je bardzo użytecznem do fabrykacyi prawdziwego Bordeaux. Dawniej nie wolno było wina ztąd wywozić, bo mieszkańcy w Korfu sami chcieli swoje wino spożywać. Tak to zmieniają się prastare obyczaje w wieku postępu, nie uznającym nic niezmiennego.
W końcu lutego, gdy drzewa, owocowe już zakwitły, udaliśmy się do Neapolu. Spodziewaliśmy się tam piękniejszej pogody i więcej rozrywek.
Ale Apeniny leżały pod śniegiem, nawet Wezuwiusz pokryty był lekkim płaszczem śniegowym, a w Neapolu deszcz lał bez przerwy, gorzej, niż na wyspie Korfu. Zato nie mogliśmy się nacieszyć miłem towarzystwem naszych przyjaciół, pp. Dohrn i całej ich rodziny. Po czterech tygodniach pojechaliśmy do Amalfi, ale dopiero w Sorrento uśmiechnęło się do nas piękne, błękitne niebo włoskie. Tam też zaczęły mi powracać siły i razem z żoną robiliśmy wycieczki do miejscowości najwyżej położonych, jak np. klasztor Deserto. Niepogoda nie pozwoliła mi, niestety, spełnić jednego z najgorętszych moich życzeń: odwiedzić raz jeszcze Wezuwiusz i zblizka przypatrzeć się burzliwej i zmiennej jego pracy. Patrzyłem na niego z daleka, a zawsze z przyjemnością, jak na starego przyjaciela, któremu winien byłem wdzięczność. W roku 1878 odbyłem wycieczkę na sam szczyt; wtedy to regularnie powtarzające się wybuchy Wezuwiusza dały mi tak pewne wskazówki co do przyczyn jego działalności, że w ten sposób rozszerzył się znacznie zakres moich wiadomości o składzie skorupy ziemskiej i o siłach, działających w jej wnętrzu.
Na początku maja powróciliśmy do ojczyzny. Niestety, febra moja powracała dwukrotnie. Dziś, kiedy wyszedłem z niej szczęśliwie, mam nadzieję, że na tem zakończył się okres moich chorób starczych i że czeka mnie jeszcze spokojna i przyjemna starość w otoczeniu drogich mi osób.