Wspomnienie (Napój cienisty)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zwiewność |
Pochodzenie | Napój cienisty cykl Spojrzystość |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
WSPOMNIENIE
Te ścieżyny, których stopą dziecięcą
Dotykałem... Co z niemi? Gdzie one?
Tak się kręcą, jak łzy się kręcą,
Z oczu w nicość strącone!
Budziła mnie poranku wilgoć świeża,
A słońce malowało mi na ścianie
Złote psy — złote wybrzeża,
Złote skrzypce — złote otchłanie...
Kto dość zaklinająco spogląda
W światło, nawidocznione milczeniem,
Musi w końcu zobaczyć słonecznego wielbłąda
I zbójcę słonecznego ze skrzystem spojrzeniem...
Przy śniadaniu patrzyłem w stół, jak w pustynię,
Śniąc, że na wielbłądzie jadę... Zbójcą jestem...
A ojciec, jakby wiedząc, że wielbłąd go wyminie
Czytał dziennik ze spokojem i szelestem...
Karafka naświetlała haftem troistej tęczy
Wąs ojca — i gzyms szafy — i róg serwety białej,
Osa w firankach pogmatwanie brzęczy,
Jakby same firanki nićmi w słońcu brzęczały...
Podłoga zwierciedliła, lśniąc sennym nabytkiem,
Palmy liść z jaśniejszym nieco spodem,
Ale tak, że mętniał w rozcieńczeniu płytkiem,
Jakby zieleń ktoś rozlał mimochodem...
Fotel, trawiąc ciszę aksamitną,
Ociężale wygodniał i płowiał...
Cukier igrał skrą błękitną,
Bochen chleba — różowiał...
Zegar wytrząsał ze sprężynowych zwojów
Dłużącą się nutę w głąb sali.
W umeblowanym półśnie słonecznych pokojów
Wszyscy trwali i nie umierali.
A potem coś się stało... Źle, że coś się stało...
Ten sam zegar w innych miastach bił nieśmielej...
I dusza się potknęła o nieoględne ciało, —
I kolejno umierać zaczęli...