<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Wstępne tony
Pochodzenie Rymy i Rytmy. Tom I
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1900
Druk Warszawska Drukarnia i Litografja
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WSTĘPNE TONY.

Nie jestem poetą.

Nie, jam nie epik, nie współczesny epik,
Który z metafor okrada Homera,
Napełnia niemi swój mózgowy sklepik
I poematów magazyn otwiera.
Nie szukam natchnień na kartach herbarzy,
Nie mam u ramion wiatrakowych skrzydeł;
Nie robię pędzlem ulicznych malarzy
Pstrych i fałszywych życia malowideł;
Nie strugam z drzewa figur scyzorykiem…
Nie! ja nie jestem zupełnie epikiem!

Nie jestem także współczesnym lirykiem,
Jakich nam płodzi niwa literacka,
Co z rozczochranej poezyi okrzykiem,
Jako szarańcza, spadli nam znienacka.
Deklamatorskich nie używam szczudeł,
Nie mówię tonem wieszczów i proroków,

I do Parnasu nie przystawiam pudeł,
Marząc, że głową dosięgnę obłoków;
Nie plotę górnych frazesów językiem!..
Nie, ja nie jestem współczesnym lirykiem!

Nie małpowałem również dekadentów,
Mgłą nie skrywałem moich myśli gwałtem,
Nie uwielbiałem rymarskich wykrętów,
Nie gniotłem treści wypieszczonym kształtem;
Mnogich barw brakło na mojej palecie
Do malowania dziur logicznych świetnie;
Mniemanych idej nie kryłem w sekrecie,
Zaczarowaną niby mając fletnię;
Nigdy nie byłem dźwięków akrobatą…
Więc dekadentem nie nazwą mnie za to.

Nic kładłem togi, głosząc abecadło,
I nie sypałem piorunów z rękawa;
Ani do głowy nigdy mi nie wpadło,
Że rymoróbstwo daje wyższe prawa.
Nic podwyższałem nigdy swego wzrostu,
Dlatego tylko, żem wziął pióro w rękę…
Czułem, myślałem, mówiłem poprostu,
Jak pająk przędzę, snując swą piosenkę…
A więc mi krytyk może krzyknąć „veto“!
No, to i dobrze… Nie jestem poetą!…


Szczerości!

Ja na papier rzucam śmiało
To, co tryska z głębin duszy,
Więc niejednem szorstkiem słowem
Delikatne zrażę uszy.

Ty, filistrze cnoty zimny,
Co moralność masz w kodeksie,
Mojej książki smutno szczerej
Proszę, nie kładź na indeksie.

Badaj codzień dno twej duszy,
Każdy odruch zapisz skrzętnie:
W kryształowem lustrze sumień
Każda twarz wygląda w strętnie!

Jad wydobądź z szczelin serca
I bez maski wyjdź na scenę:

Niech piekielny przyznań kamień,
Leczy w każdym z nas gangrenę!

Więc za spowiedź z błędów uczuć
Ty pretensyi do mnie nie rość,
Bo niezmierna przepaść dzieli
Od cynizmu taką szczerość!


Precz ze szczerością!

Minęły stare czasy biczowań publicznych,
Gdy każdy szedł obcemu jawić nędzę oku:
Nie trzeba nam już krwi dziś z pleców anemicznych,
Ran i kalectw i brudnych łachmanów widoku!
Niechaj w norach się kryje wszelka obrzydliwość:
W grzechu jedna jest cnota, gdy jest w nim wstydliwość.

Wyznanie — nie pokutą… Kto żąda spowiedzi,
Niech w niszy swojej duszy stawia konfesyonał,
Niech tam lampkę zapala i skruszony siedzi,
I niech mniema, że wielkich już rzeczy dokonał,
Przebaczenie nie schodzi w przyznania godzinie:
Słowo rodzi zgniliznę; zbawia czyn jedynie!


Szczere łzy twe są szczersze, gdy w ciszy ukryte;
Nie potrzeba ich światu; dawaj śmiech mu szczery!
Przepaskami zakrywaj rany jadowite,
Nie zarażaj w około życia atmosfery.
Ach, ze złem się tak łatwo oswajają oczy!
Przez przykład, przez ciekawość, świat się na dół toczy.


Dwoistość.

Dwie półkule mam mózgowe,
Więc dwojakie myśli mam;
Dwie komórki mam sercowe,
Więc dwojakie czucia znam.

Sprzecznych w ierszy tu bez liku
Na stronicach książki masz;
Jeśli zechcesz, czytelniku,
Janusową badaj twarz.


Badajcie!

Każdą duszę zbadać warto,
Gdy się badać daje prawo:
Każda dusza jest mistrzynią,
Każda dusza jest ciekawą.
Chorobliwa zwyrodniałość
Światłym oczom wiele powie:
Boć przez kontrast ona uczy,
Jak wyglądać winno zdrowie!
Z pokrajanych martwych członków,
Pod skalpelem anatoma,
Maszynerya organizmu
Doskonale jest widoma.
Nie zakryjcie przeto oczu,
Gdy się badać wam pozwolę:
Ja w krytycznem prosektoryum
Kładę duszę mą na stole!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.