[3]
LAS ŚNIEGIEM ZASYPANY
Zasępił się bór stary
I w głuchym smutku drzemie...
Bezlistne drzew konary
Przygniotło śniegu brzemię.
Gęstwina się zasuła
Puchowym hen całunem.
Wilk kędyś w niej się tuła,
Co nieszczęść jest zwiastunem.
Lub kruki zgrają czarną
Z siedliska się poderwą,
Śniegowy pył rozgarną
I lecą węszyć ścierwo.
Wiatr zrywa się od czasu
Z wściekłością opętańczą
I pryska z głębi lasu
Lodowych skier szarańczą.
Na szał żywiołość sprzeczny,
Na dolę nienawistną
Narzeka bór odwieczny
Koroną swą bezlistną...
W NOC DESZCZOWĄ
Już ziemię mrok otula
I w izbie ciemno mej...
Na dworze wiatr gdzieś hula,
Z odległych lecąc kniej.
I słychać śród podwórza
Konarów głuchy skrzyp —
Gdzieś w dali huczy burza
I dzwoni deszcz u szyb...
Świerszcz cicho szemrze w ścianie
Z swych tęsknych jedną nut,
Niekiedy psa szczekanie
Rozlega się u wrót.
Tak pusto, tęsknie, głucho,
Tak dzikich dźwięków zlew,
Jakbyś ty, zawierucho,
O mnie nuciła śpiew,
Byś łkała ponademną,
Że nim rozpierzchnie mrok,
W dal mnie uniesie ciemną
Burzliwych zdarzeń tok...
— Poszumy Bajkału, str. 60.
|
PO BITWIE
Ucichły gromowe strzały
I ostry poświst kul...
Mgły siwe się rozwiały
Wśród pól...
Ostatki chłopskiej chałupy
Odbłyskiem krwawym tlą...
Na miedzach krwawe trupy
Cicho śpią...
Zniszczenia przeszła tu socha,
Wyryła tyle brózd!...
Wiatr głucho kędyś szlocha,
Przez chróst...
— Poszumy Bajkału, str. 72.
PIĘTRO I SUTERENA
Na pierwszem piętrze pani gra Szopena,
I skala uczuć dźwięczy w fortepianie:
Drga namiętnością i nabrzmiewa skargą,
A później w boleść wybucha i łkanie
I w smętnych żalów przelewa się largo,
W jakieś poszepty od wyznań gorętsze...
Tęskni wciąż za kimś, cicho, nieprzerwanie
Pani na pierwszem piętrze...
Dwa piętra niżej — ciemna suterena...
Kobieta — niegdyś dziewczyna — w łachmanie...
Powierzchownością swoją dziś odpycha,
Choć piękna pono była w lat zaranie!...
Dziś po tych czasach boleść jeno cicha...
On ją porzucił... jakież smutne sceny!...
Dziecko oddała gdzieś na utrzymanie
Kobieta z sutereny...
Na pierwszem piętrze pani gra Szopena
I czyjeś serce niewdzięczne wspomina.
Gdybyż umiała śpiewać suterena
I serca ludzkie czarować dziewczyna!!...
Wiatr gra w latarniach przeraźliwe scherza...
W noc cichą płaczą — niby Magdalena
Dwa porzucone serca...
| [5]ULICA NOCĄ
Przestrzeń — niewidną — ale wyczuwalną —
Osłonił półcień — nocy syn nieprawy...
Iskrzą się światła sklepowej wystawy,
Jak błędny ognik, co kryje zasadzki.
Przechodnie — z twarzą błędną lub banalną —
Znużeni — śpiący — wracają z zabawy,
Wypełzłszy z domów, jak z nor nocne gacki...
Jutro się spiją lub w łeb sobie palną...
— — — — — — — — — — — — — —
Noc — jak krwiożerczy polip — rozwija swe macki...
— — — — — — — — — — — — — —
W tych kamienicach — na wyniosłem piętrze
I w zakopconej, nędznej suterenie —
Przygnębiające panuje milczenie,
Jakby tam życie nie istniało zgoła,
Jakgdyby pełne pustką było wnętrze...
Tam sen króluje — ze skrzydłem anioła —
Lecz z twarzą często straszną — jak sumienie,
Które wśród ciszy głosem wielkim woła
I chuci w sobie kryje najzawziętsze...
— — — — — — — — — — — — — —
Złe mary — i złodzieje snują się dokoła...
— — — — — — — — — — — — — —
Na samym rogu posępna latarnia
Stoi — czatownia upadłej kobiety —
Na bruk porzuca przechodniów sylwety —
Cień ich rozciąga — kurczy — wyniezdarnia...
Zegar gdzieś bije w odległym kościółku...
Czyjeś westchnienia tłumią się w zaułku...
Głucha samotność — — — I myślom poety
Nic, nic nie zdoła zapewnić przytułku
Chyba jedynie ustronna kawiarnia...
— — — — — — — — — — — — — —
Ale i ona teraz zamknięta — niestety!
— Ulicą i Drogą (1923), str. 30-31.
TRAMWAJ
Jesteśmy sobie obcy — nie znamy się wzajem —
Tylko tyle, że jeździm tym samym tramwajem.
Tylko tyle, że razem — każdego poranku —
Stoimy — i czekamy — przy jednym przystanku.
Tylko tyle, że gdy nas siecze zawierucha,
Każdy tak samo tupie albo w ręce chucha.
Tylko, że latem praży nas żar taki samy,
Gdy — pod jednym szyldzikiem — na tramwaj czekamy.
Czekamy — i pospołu do niego tęsknimy,
Jak do schronu przed deszczem, przed srogością zimy, —
Jak do domu, pełnego szczęścia i rozkoszy — —
Do tej kwatery wspólnej — za dwadzieścia groszy...
Do tej kwatery wspólnej, co nas w sobie mieści
Najwyżej przez dwadzieścia minut lub trzydzieści, —
Gdzie, jak falą rzucani na wszystkich zakrętach,
Po nagniotkach depcemy sobie i po piętach...
Codzień, jakby umyślnie, z łóżka wcześnie wstajem,
Ażeby się nie spóźnić na schadzkę z tramwajem.
I codzień syndbadowe robimy podróże,
Które finish swój mają — w warsztacie lub biurze...
— Ulicą i Drogą (1923), str. 33.
[7]
KUKUŁKI (Wiersz sentymentalny)
Tam w brzozowym gaiku coś kuka...
Kukułeczki, figlarne zazule,
Nawołują wabiąco i czule —
Niewiadomo jakiego kaduka.
Może chłopca, co tęskni i kocha,
Zapraszają do gaju, do środka,
Mówiąc, że — tam gdzie dębu rosocha —
Ukochaną dziewczynę napotka?
A kukułka na buku
Śmieje się do rozpuku:
A ku-ku!
Coś tam w gaju brzozowym wciąż kuka...
Kukułeczki, swawolne zazule,
Chciałbym wiedzieć... o jednym szczególe:
PonośPonoć wróżba — to wasza jest sztuka?
A więc czas mi wywróżcie, wymierzcie,
Kiedy dni te, miesiące upłyną,
Że się znowu zobaczę nareszcie
Z ukochaną nad wszystko dziewczyną?
A kukułka na buku
Śmieje się do rozpuku:
A ku-ku!
Tam w brzozowym gaiku coś kuka...
Kukułeczki, przekorne zazule!
Mówcie, kiedyż uścisnę, przytulę
Tę, dla której me serce wciąż puka?...
Jeden... dwa... trzy... sześć... dziesięć... dwanaście...
Czyżby rok — jeszcze tyle miesięcy?
Zorze! światła czemprędzej pogaście!
Kukułeczko, nie kukaj już więcej!
A kukułka na buku
Śmieje się do rozpuku:
A ku-ku!
— Ulicą i Drogą (1923), str. 45.
|
W DZIEŃ ZADUSZNY
Lubię nawiedzać myślą to ustronie,
Gdzie ty, braciszku, wieczny masz spoczynek;
Pośród stokroci i niezapominek
Tam leżysz senny...
Nad tobą czuwa biały krzyż kamienny...
Las ci pobliski szmery śle i wonie;
Nad bobątobą brzoza wstrząsa swe warkocze,
Ptak — co odlata — piosenkę szczebiocze,
Rozwodzi żale...
Ty leżysz cicho i nie słuchasz wcale...
Pomnę, jakeśmy na święto Zaduszek
Grób twój wieńcami przychodzili kwiecić
I na nim światło umarłych zaniecić:
Blady kaganek,
Co pełgał mgławo wśród barwnych równianek.
Matka mówiła cicho: „Ten kwiatuszek
Umarł przedwcześnie, nie zaznawszy świata;
Dziś jest aniołkiem, koło Stwórcy wzlata
W słoneczne blaski;
Zmówmy za niego — Zdrowaś pełna łaski...“
Wtedyśmy rączki nabożnie składali
I koło małej mogiłki uklękłszy
Modliliśmy się w cichości największej
I ze łzą w oku
Za brata... co nam nie był znan z widoku...
Dzisiaj na grób ten spoglądam z oddali
I zbiegłe lata przypominam sobie...
Czy kto się modlić będzie na mym grobie
I kto zapłacze,
Gdy na obczyźnie dni skończeskończę tułacze?
(Syberja 1917)
|
|