Wykolejeniec (Urke Nachalnik)/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wykolejeniec |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Nakładowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przy śniadaniu zjawiła się też córeczka, Felcia. Ubrana była w pidżamę, co bardziej uwydatniało jej zgrabną figurkę. Mimo to, że Bryłka tyle mu prawił o moralności córek dawnych złodziejów, Felcia wydawała mu się kobietą o niebardzo surowych zasadach. Podczas śniadania flirtowała śmiejąc się wraz z ojcem z jego chęci poprawy. Felcia mówiła żartobliwie:
— Ja ci poradzę jak się wygodnie urządzić. Ożeń się z frajerką, która ma wielki posag, a wtedy będziesz miał dom, żonę, która więcej nic nie zechce od ciebie jak obowiązku męża. Jak mi się zdaje, patrząc na ciebie, z tego obowiązku doskonale się wywiążesz...
— Jaka frajerka mnie zechce za męża, znając moją przeszłość. Jeszcze w dodatku frajerka z wielkim posagiem.
— Dlaczego nie. Czy myślisz, że frajerki są święte? Musisz sobie poszukać właśnie taką frajerkę, która pragnie tak jak i ty już spokoju. Para będzie z was doskonała.
Bryłka wtrącił się do rozmowy, obrzucając córkę karcącym spojrzeniem.
— Nie macie już o czym mówić? Ty Felcia za młoda jesteś by rozprawiać o tym.
— Nie gniewaj się tatuś. Wiedzieć wszystko nie szkodzi.
Romek obserwował ją i doszedł do przekonania, że jest jednak uczciwą dziewczyną. Zaczęła mu się podobać. Nic więc dziwnego, że postanowił pozostać w melinie Bryłki.
Po śniadaniu Bryłka rozkazał mu nie wychodzić na ulicę aż nie załatwi sprawy z „grypsem“. Obiecał mu, że jak wróci, pomyśli o nowym garniturze. Dał mu też do zrozumienia, że chętnie widziałby go jako swego zięcia. Zapewniał też, że przyprowadzi tu dawnego wspólnika Brytana, aby Romana przyjąć na nowo do spółki.
Dopiero nad wieczorem wrócił i zaraz od drzwi wręczył mu „gryps“, mówiąc:
— Nazywasz się teraz Stefan Zając. Ojciec twój Michał, matka Anna. Urodziłeś się w Wysokie Mazowieckie w r. 1899. Pamiętaj, wbij sobie dobrze do głowy, abyś się nie pomylił w gorącej chwili. No, Stefan, wszystko dobrze poszło, Brytan zaraz tu przyjdzie. Mówiłem z nim. Był bardzo zadowolony z twego powrotu. Pomoże zostać ci człowiekiem. A ty nie bądź głupi i słuchaj nas. My lepiej wiemy co na wolności się dzieje niż ty z więzienia. Felcia, podaj brązowy garnitur. Wiesz który, ten co wisi przy brzegu w szafie. Podaj też kamasze, bieliznę, wszystko. Wyszykuj tego kawalera jak do ślubu. Niech wie, że kogo Bryłka bierze pod opiekę — nie zginie. Klepał się przy tym po wydatnym brzuszku, zadowolony z siebie.
Romek spostrzegł się, że wpadł już na dobre w sidła pięknych ócz Felci i powabnych słów jej ojca. Jednakże poddał się z rezygnacją losowi. Niech się dzieje co chce — myślał.
Zdał sobie sprawę, że świadomie stacza się w dół, a jednak nie posiadał na tyle silnej woli aby się zdecydować na wycofanie się zawczasu. Dla spokoju sumienia wytłumaczył sobie, że uczciwy świat istnieje wyłącznie dlatego, aby go można było okradać. Policja na to, by się kryć przed nią. Nozdrza jego poczuły nagle tak dobrze znaną, dawną atmosferę, przepełnioną nienawiścią, atmosferę w której nie tak dawno żył.
Postanowił więc teraz skorzystać z życia zdając sobie sprawę, że dni wolności są i tak policzone. Los jego zależny teraz jest od pechu jaki go będzie prześladował. „Fachowa dusza“ złodzieja odezwała się. Głowa przepełniona została nowymi pomysłami w poszukiwaniu nowych przygód. Muszę szukać i odkryć coś odpowiedniejszego, by mieć od razu dużo forsy. Obiecywał sobie być ostrożnym, aby jak najdłużej popasać na wolności i pić z życia pełnym kielichem aż do utraty przytomności.
Gdy się przebrał, poczuł, że jest jakby nowonarodzonym człowiekiem. Komplementa, którymi Felcia go teraz uraczyła, wbiły go w dumę. Był szczęśliwy gdy powiedziała mu: „jesteś pan mężczyzną, w którym można się zakochać nawet bez forsy“. A Roman w duchu układał już sobie plany jak ją zdobyć dla siebie.
„Praktykę“ swą przy boku Bryłki i Brytana przewidywał już z góry. Brytan będzie chciał, aby on ryzykował, a on będzie finansował wyprawy. Bryłka zaś, przy pomocy pięknej córki, będzie zagarniał całą „zarobioną“ przez niego forsę.
Znał już z doświadczenia tych przyjaciół, pełnych wyrozumienia, gotowych zawsze z pomocą. Wiedział też o tym, że najlepszą gratką dla nich jest taki jak on, znużony życiem, który już nie dba o swoją skórę. Trafnie oceniał ich dobroć, a jednak płynąć przeciwko prądowi nie był zdolny.
Wieczorem przybył też Brytan. Zaraz od progu z wyciągniętemi ramionami podbiegł do Romana, wołając:
— Nareszcie, Romciu, brachu kochany, jesteś znów u nas. No, teraz myślę nie będziesz mi prawił już morałów, jak dawniej. — Tu zmierzył go wzrokiem — od od stóp do głów. — Zapewne zrobiłeś dobrą robótkę, kiedy tak elegancko wyglądasz. Co słychać nowego?
Roman nic nie odpowiedział, tylko spoglądał na niego z pod oka, patrząc jaką minę ma przy tych słowach przyjacielskiego powitania. Wiedział, że udaje, iż nie wie o tym skąd ma ubranie.
Bryłka zaprosił wszystkich do stołu. Felcia uwijała się, podając do stołu. Brytan rozsiadł się szeroko w fotelu, Romana zaś usadowił obok siebie.
— Teraz kiedy jesteśmy tu znów razem, zawołał Bryłka, wypijemy za nasze zdrowie i powodzenie pierwszej roboty, którą zrobicie razem. Brytan, ja ciebie uważam za najlepszego „majstra“ w Warszawie. No i Romek, fest chłopak. Ma czasem genialne pomysły. Wy obaj możecie samego diabła zdobyć, jak zechcecie. Podajcie sobie „graby“ i pijemy zdrowie braterskie.
Brytan pierwszy wyciągnął doń rękę.
— Daj „graby“. Od dzisiaj będziemy nierozłączoną „Ferajną“. Zgoda, brachu?
Romek podał mu rękę nie patrząc na niego. Jeden nie ufał drugiemu, o czym wszyscy wiedzieli.
Felcia także usiadła obok. Przysłuchiwała się prowadzonej rozmowie. Rozmowa nabrała już fachowego znaczenia. Brytan wyjaśniał, jakie plany ma w wykonaniu roboty u pewnego jubilera. Przedstawił także jakie „szczęście“ może ich tam spotkać, gdy ta robota się uda. Zapalił się tak przy omawianiu tej sprawy, że nie dał nikomu dojść do słowa. Roman znał go dobrze, dlatego też wiedział że w fantazji wykonywał największe roboty, a jak przyszło do czynu, zawsze tak kręcił, aby kto inny plecy nastawił. Wziął się na odwagę, przerywając mu w toku wywodów.
— Przestań już klepać. Kto cię nie zna, ale ja przecież dobrze wiem co ty za majster. „Grepsować“ to zawsze potrafisz, a jak przychodzi do dzieła, zawsze się „latarni trzymasz“. Ja sam muszę zobaczyć wpierw tę robotę, o której prawisz, a wtedy będę mówił z tobą.
Brytan zaczerwienił się ze wstydu. Jak się później Roman dowiedział, Brytan zalecał się do Felci, a tu ten przybysz tak go „obciął“ przed nią. Felcia, jak Roman zauważył, była zadowolona, że Brytanowi trochę skrzydeł przycięto.
Bryłka patrzył ze zgorszeniem na Romana; widać zląkł się, że dojdzie do awantury, jednakże, gdy zobaczył, że Brytan nie odpowiada zupełnie na zarzuty, sobie stawiane, wypogodził swoje dostojne oblicze. Brytan zaś odparł po chwili mrukliwie:
— Już kilka lat upłynęło od czasu gdy „chodziłeś“ ze mną. Przez ten czas stałem się innym. Jak coś postanowię to i zrobię. Będę ryzykował tyle co i ty. Wcale nie myślę na cudzych plecach do raju jechać. Mam jeszcze tyle zimnej krwi co i ty, zakończył wyzywająco.
— Dobra, zobaczymy. Więc gadaj od czego zaczniemy. Przecież „robotę“, o której mówiłeś, nie można na chap łap zrobić. Trzeba dobrze „wystawić“, wszystko obmyśleć. Musisz wiedzieć o tym, że w razie „wsypy“, czeka mnie kilka ładnych „wiosenek“. Musimy na razie co innego zrobić, Ty sam przyznasz, że mam rację. Na robotę mogę iść i dzisiaj, mnie tam wszystko jedno już. Jak mam zginąć niech zginę po kawalersku. Jednakże przyznam ci szczerze, że nie chciałbym tak prędko się wtrynić do Mokotowa. Chciałbym trochę pohulać na wolności.
Felcia, gdy skończył, zawołała:
— Widzę, że pan jest bardzo mądry. Wszystko zrobić można, ale ostrożnie, przy czym roześmiała się szczerze, co Roman wziął za dobrą monetę, gdyż te dwuznaczne słowa były extra do niego rzucone.
— Masz rację, zawołał Brytan. Wiesz, że ja nie lubię siedzieć w więzieniu. Więzienia i tak są przepełnione bez nas. Niema się co tam pchać, śmiał się. Więc słuchaj co powiem ci: o ile przystaniesz do naszej paczki, będziesz mógł się klawo utrzymać do czasu tej „roboty“, o której ci mówiłem.
— Daj mu spocząć ze dwa dni, wtrącił się Bryłka. Niech u mnie pozostanie na mieszkaniu. Drugiego nie przyjąłbym, tylko dla niego wyjątek zrobię. Felcia, zwrócił się do córki, co, przyjmiemy go na kwaterę. Nie boisz się go — zawołał szczypiąc ją za policzek.
— Felci trzeba się więcej obawiać niż Romka, wtrącił się Brytan. Ona jest piękna, ale zimna jak stal.
— Tylko dla żonatych, odparła Felcia śmiejąc się. Dziś wybieram się z Romkiem na dancing. Co, tatuś pozwala czy nie?
— Dobra, dobra — zawołał zadowolony stary, ale zdaje mi się, że nie będziesz miała partnera do tańca.
— Co, pan nie umie tańczyć? — zwróciła się doń Felcia z takim wdziękiem, że sympatja ku niej co raz bardziej się w Romanie wzmagała.
— Tańczę i mogę iść z panią. Zresztą taka piękna panna znajdzie niejednego partnera.
— Nie szukam ich wcale — odparła Felcia dumnie. Jak ty nie będziesz tańczył to i ja nie. Posłuchamy muzyki przy jednej czarnej i pójdziemy do domu.
— Może i mnie zabierzecie ze sobą, wtrącił się Brytan, ja doskonale umiem tańczyć.
— Pan powinien tańczyć ze swoją żoną — odparła.
Brytan pożerał ją oczyma. Zapalił papierosa i wybębnił palcami marsz wojskowy patrząc wyzywająco na Felcię.
Za chwilę Felcia ubrana była w piękną, czarną jedwabną suknię bez rękawów. Śnieżnej białości ramiona prowokowały obu, że nie mogli oczu oderwać. Podeszła do Romka nie patrząc wcale na wzdychającego ciężko Brytana i rzekła:
— Jestem gotowa, możemy iść.
Romek wstał, chcąc się pożegnać z Brytanem. Ten jednak udawał, że nie widzi jego wyciągniętej dłoni i wstał mówiąc:
— Ja także idę z wami. Choć nie jestem proszony, ale na dancing każdy, kto ma pieniądze ma prawo wstępu.
Romek zrozumiał na co się zanosi i pomyślał: Znów kobieta może zepsuć stosunek koleżeński, jak to było zawsze. Czuł, że mimo zawartej spółki, są już sobie wrogami.