Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Dwunasta/Rozdział VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyznania |
Część | Księga Dwunasta |
Rozdział | Rozdział VI |
Wydawca | Piotr Franciszek Pękalski |
Data wyd. | 1847 |
Druk | Drukarnia Uniwersytecka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Piotr Franciszek Pękalski |
Tytuł orygin. | Confessiones |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga Dwunasta Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Jeżeli Panie, mojemi usty i piórem mojém wyznać mam wszystko ku twéj chwale, czegoś mnie nauczył o téj pierwotnéj materyi: wyznaję, żem dawniéj słyszał niekiedy jéj imie z ust ludzi, którzy mi o niéj mówili, niemogący udzielić mi zgoła żadnego jéj wyobrażenia, którego oni sami nie posiadali. Wyobrażałem ją sobie w méj myśli pod rozmaitemi i niezliczonemi postaciami, zaczém nie ją myśl moja sobie wyobrażała, ale raczéj jakąś dziwaczną i nieurządzoną mieszaninę straszliwych i szpetnych postaci toczył przed sobą mój umysł, jednak postaci. Niekształtem nazywałem tę mieszaninę, nie dla tego, jakoby postaci była pozbawiona, ale tak była niezwyczajną i nieprzyzwoitą, że gdyby okazała się moim oczom rzeczywiście, ze wstrętemby na nię patrzyć musiały; i napełniałyby moję słabą naturę trwogą i pomieszaniem. To jednak jestestwo, którem sobie wyobrażał, nie dla tego było niekształtne, jakoby z wszelkiéj postaci było ogołocone, ale że w porównaniu z kształtniejszemi, wydawało się nieforemne. Radził mi jednak mój zdrowy rozum, iż: aby pojąć jaką istotę wcale niekształtną, wypada ją ogołocić z ostatnich nawet jakichkolwiek szczętów formy, alem tego nie mógł dokazać. Utrzymywałem raczéj, że taka rzecz nie istnieje, któraby z wszelkiéj postaci była ogołocona, aniżelibym sobie wyobrażał jaką istotę trzymającą środek pomiędzy kształtem a niczém; bo, co nie było ukształcone, a nie było niczém, taki niekształt, nazywałem prawie nicością. Rozum mój przestał odtąd badać o to mojego ducha, napełnionego ukształconych ciał obrazami, które według swéj woli odmienia i szykuje. Obróciłem pilniéj mój wźrok na same ciała, i głębiéj wpatrywałem się w ich przemianę, przez którą przestają być czem były, a stają się, czem nie były; wtedy mniemałem, że ów przechód z jednego kształtu do drugiego dzieje się przez jakiś niekształt, który nie jest niczem zupełnie; ale ten domysł nie zaspokajał mnie, pragnąłem pewnego poznania rzeczy lecz nie domysłu. A jeżeliby ci wyznał mój głos i moje pióro całe światło, którém rozjaśniłeś dla mnie to ciemne zagadnienie, któryż z moich czytelników dłużéj rozumieć mnie zdoła? Nie przestanie cię jednak moje serce wysławiać i pieśń chwały śpiewać, ponieważ mi słów niestaje do wynurzenia tego, coś mi objawił. To niezawodna prawda, że sama odmienność rzeczy niestałych, zdolną jest mistrzynią wszystkich kształtów, na które przemieniają się rzeczy zmianie podpadające. Lecz ona sama czémże jest? Jestże duchem? albo ciałem? albo jaką ducha lub ciała postacią? Jeżeli tak powiedzieć się godzi: czemś niczem; co jest i nie jest; takbym ją określił. Zdaje się jednak że miała jakieś jestestwo, skoro te widzialne i urządzone przywdziała kształty.