Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Dziesiąta/Rozdział XXXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyznania |
Część | Księga Dziesiąta |
Rozdział | Rozdział XXXVI |
Wydawca | Piotr Franciszek Pękalski |
Data wyd. | 1847 |
Druk | Drukarnia Uniwersytecka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Piotr Franciszek Pękalski |
Tytuł orygin. | Confessiones |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga Dziesiąta Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Czyliż i to policzyć mam w poczet nic prawie nieznaczących rzeczy, albo nadzieję naszę indziéj położyć mogę, jak tylko w dobrze znaném miłosierdziu twojém, żeś rozpoczął dzieło nawrócenia mojego? Ty Panie wiész jak wiele już odmieniłeś skłonności serca mojego, uzdrawiając mnie najprzód od popędu zemsty: „abyś miłościwie odpuścił wszystkie inne nieprawości moje, byś odkupił żywot mój od zatracenia, i abyś mnie ukoronował miłosierdziem i litościami, i dobrami żądzę moję napełnił[1]. Tyś uskromił bojaźnią twoją, pychę moję, i nachylił karku mojego do jarzma twojego; i teraz noszę je, a ciężar jego jest mi lekkim[2]“ boś to obiecał, i działasz według twéj obietnicy; takiém ono prawdziwie było, o czém nie wiedziałem, gdym się obawiał włożyć je na barki. Ale Panie, który sam jeden bez dumy panujesz, bo ty jesteś sam jeden prawdziwym Panem, i nie znasz nad sobą innego pana, czyliż wykorzenioną została ze mnie w ciągu mojego życia ta trzecia pokusa: chcieć, aby nas się ludzie lękali i kochali nie z innego powodu, jedynie dla roskoszy, która nie jest prawdziwą roskoszą? Takowa próżność jest nędzném życiem, chełpliwością haniebną. Ona to ogołaca nas z prawéj miłości ku tobie i czystéj bojaźni nas wyzuwa. Przeto „ty Panie poniżasz dumnych, a pokornym twéj łaski udzielasz[3]“ i grzmisz nad pychą światową, a w swych fundamentach góry się trzęsą.
Ponieważ dla dopełnienia niektórych obowiązków towarzystwa ludzkiego wymaga potrzeba, aby ludzie kochali nas i bali się, nalega przeto na nas nieprzyjaciel prawdziwéj szczęśliwości naszéj, i wszędzie w zastawionych sidłach na nas, rozsiewa te wyrazy: śmiało, śmiało; że, gdy z chciwością te pochwały odbieramy, byśmy nieobacznie zadziergali się w nie, by prawdziwa roskosz nasza, od twéj prawdy była odłączona, a w zawodném ludzkiém pochlebstwie umieszczona; chce on opoić nas tém upodobaniem, żeby ludzie kochali nas i lękali się, nie dla ciebie ale miasto ciebie. A tym sposobem przekształcając nas na podobnych sobie ów dawny nasz nieprzyjaciel chce przeciągnąć nas nie do połączenia ogniwem miłości, ale do swego ucześnictwa wiecznéj kary, „który założył stolicę swoję na stronach północnych[4],“ abyśmy cię przewrotną i krętą drogą naśladowali, a w ciemne i zimne więzienie jego wpadali.
My zaś Panie mała trzoda twoja, oto przed tobą jesteśmy, ty nas strzeż i posiadaj. Rozszérz skrzydła twoje nad nami, a schronimy się do ich cienia. Ty bądź chwałą naszą, niech nas jedynie dla ciebie ludzie kochają i słowa twojego w nas się boją. A ktokolwiek pragnie być od ludzi chwalony, kogo ty ganisz, nikt z ludzi nie będzie zdatny stanąć w jego obronie przed twoim trybunałem, ani uwolnić go od wyroku twojego. Gdy bowiem nie chwalą grzésznika, ani złych skłonności duszy jego, i nie błogosławią czyniącego nieprawość, ale chwalą człowieka dla pewnéj łaski, którą od ciebie odebrał; jeżeli więcéj cieszy się ludzką pochwałą niżeli darem Bożym, który jest powodem jego pochwały, tak pochwalonemu własną jego miłość naganiasz; i lepszym jest nierównie ten, który chwalił, aniżeli ów który pochwały odbierał; piérwszemu podobał się dar Boży w człowieku, drugi zaś dar człowieczy nad Boski przekładał.