Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Szósta/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyznania |
Część | Księga Szósta |
Rozdział | Rozdział II. |
Wydawca | Piotr Franciszek Pękalski |
Data wyd. | 1847 |
Druk | Drukarnia Uniwersytecka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Piotr Franciszek Pękalski |
Tytuł orygin. | Confessiones |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga Szósta Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Kiedy moja matka według swego zwyczaju używanego w Afryce, przyniosła w Medyolanie ku grobom męczenników wino, chléb i placki, a odźwierny kościoła jéj oznajmił, że biskup takowéj uczty nie dozwala: z tak pobożną uległością przyjęła ów zakaz, żem podziwiał taką jéj skromność w obwinieniu swojego raczéj obyczaju, niżeli zakaz roztrząsającą. Niewstrzemięźliwość żadném pokuszeniem złego obyczaju nie owionęła jéj duszy, ani miłość wina nie pobudziła ją do nienawiści ku prawdzie, jakto widzimy we wielu mężczyznach i niewiastach, dla których rozmowy o trzeźwości są jakby szklanką wina wodą roztworzonego, którém brzydzi się pijak i niém się krztusi. Lecz ona gdy w Afryce przyniosła swój koszyk pogrzebowemi ofiarami napełniony, nieco z nich wprzód zakosztowała, resztą zaś obdzielała innych, zostawiwszy sobie tylko mały kieliszek wina, ile dla tych świętych pamiątek od jéj ścisłéj trzeźwości szacunek wymagał. A jeżeli w tym samym dniu więcéj niż jednę pobożną rocznicę pogrzebową obchodzono, na każdy grobowiec jednę i tę samą małą flaszeczkę dobrze roztworzonego wina przynosiła, które pomiędzy swoich rozdzielając, po trosze tylko skosztować dawała, bo tém swéj pobożności, ale nie roskoszy, dopełniała.
Skoro się dowiedziała, że ten świątobliwy biskup i wielki kaznodzieja słowa twojego, zabronił w swoim kościele tego zwyczaju najściślej nawet trzeźwość zachowującym, aby nie dawać żadnego powodu pijakom do opojenia się na tych ucztach, jakby rodzicielskie pogrzebiny obchodzących, a bardzo do zabobonu pogan podobnych; z całém sercem od tego się powściągnęła, a zamiast koszyka napełnionego ziemskich pokarmów ofiarami, nauczyła się przynosić pełną duszę czystszych daleko ślubów na grobowce męczenników; tudzież zaoszczędzenia, aby według swéj możności prywatnie ubogich obdarzała; dosyć było dla niéj odtąd być w kościele ucześniczką sprawowanéj ofiary ciała Pańskiego, którego krzyż i mękę naśladujący członkowie, koronę męczeńską odebrali.
Ale tak mi się zdaje, Panie Boże mój, i taka jest w twéj obecności myśl serca mojego, że moja matka nie tak łatwo zapewne byłaby odstąpiła od tego zwyczaju, gdyby jéj to był zakazał kto inny mniéj od niéj lubiony jak Ambroży, którego jako narzędzie mojego zbawienia kochała; on zaś kochał ją osobliwie dla religijnego jéj życia, że ćwicząca się w dobrych uczynkach, z duchem wrzącym pobożnością do kościoła chodziła; nie mógł on bardzo często zamilczéć jéj pochwał, widząc mnie winszował mi, że mam taką matkę. Nie wiedział niestety! jakiego ona ze mnie ma syna; żem wątpił o wszelkiéj prawdzie, któréj nauczał, i nie mniemałem, abym drogę żywota naleźć zdołał.