<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Złodziej okradziony
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 3.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pościg

Stahl otrzymał powtórne wezwanie do sędziego śledczego. Ponieważ Hofman miał być przy badaniu tym obecny, wyszedł z biura, aby udać się do Moabitu. Po drodze rozmyślał o sprawie. Był prawie pewien swojej hipotezy. Czy Stahl był sprawcą, czy też tylko od niego wyszła inicjatywa kradzieży to już było obojętne. Dowiedział się, że Stahl zamierza za dwa dni opuścić miasto. Należało więc działać szybko. Postanowił zatrzymać Holendra natychmiast po otrzymaniu ze sądu nakazu aresztowania. Najefektowniej byłoby to uczynić, w momencie wsiadania do pociągu. Na samą myśl o tym Hofman uśmiechnął się. Polecił Lehnerowi, by nie spuszczał oka ze Stahla. Do pomocy dodał mu jeszcze jednego agenta. Pogrążony w myślach nie zauważył nawet kiedy znalazł się w sądzie. W gabinecie sędziego śledczego zastał już Stahla.
— Pragnąłbym otrzymać od pana kilka dodatkowych informacji, dotyczących pańskiej towarzyszki podróży — rzekł sędzia do Holendra. — W toku dochodzenia nasunęły nam się pewne wątpliwości co do płci tej damy. Czy jest pan pewien, panie Stahl, że towarzyszka pańska była kobietą?.
Stahl, nie oczekując tego pytania, otworzył szeroko oczy.
— Co pan sędzia powiedział?
— Powiedziałem, że mogło pana zmylić zręczne przebranie i charakteryzacja. Wypadki takie zdarzają się dość często.
— Nie wyobrażam sobie jednak... — odparł Stahl, szukając w myśli szczegółu, który mógłby potwierdzić to przypuszczenie. Nie wyobrażam sobie, aby pańskie przypuszczenie było prawdopodobne.
— Nie tak nieprawdopodobne, jak pan sądzi — odparł Stahl — Czy wpływ hipnotyczny jaki towarzyszka pańska na panu wywierała nie utrudnił panu obserwacji?
— Ale przecież ja zostałem zahipnotyzowany dopiero pod koniec podróży?...
— Wiem. Oprócz hipnotyzmu istnieje jeszcze druga forma magnetyzmu: sugestia. Osoba zasugestionowana ulega całkowicie woli osoby sugestionującej i jest powolnym narzędziem w jej rękach. Niech pan się namyśli: czy pańska towarzyszka nie uczyniła w czasie podróży żadnego gestu, właściwego mężczyznom?
Nie mogę sobie nic takiego przypomnieć. Nie rozumiem w jaki sposób tego rodzaju myśl przyszła panom do głowy?
— Niech pan sobie jeszcze raz przypomni dokładnie cały przebieg podróży z Amsterdamu do Berlina. Czasem nieważne szczegóły mogą mieć dla nas zasadnicze znaczenie. Pomogę panu: czy dama owa miała duże, czy małe ręce i nogi?.
— Nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. Na twarzy jej malował się wyraz energii, rzadko spotykany u kobiet.
— Nie jest to bez znaczenia. Powiedział pan, że była ona mocno umalowana. Czy nie miała przypadkiem ogolonej twarzy?
Stahl uśmiechnął się.
— Nie sądzę — odparł.
— Czy włosy jej robiły wrażenie prawdziwych, czy też peruki? Jak na mężczyznę zbyt mało interesuje się pan zewnętrznym wyglądem kobiety.
— Wydały mi się prawdziwe. Bywają jednak peruki tak zręcznie zrobione...
— Jaki miała głos?
Wspominając głos, Stahl musiał przyznać, że mógł on należeć zarówno do kobiety jak i do mężczyzny.
— Głos ten uderzył mnie. Miał on niezwykłą dźwięczność. Głos ten posiadał w sobie coś męskiego.
— Widzi pan, posuwamy się naprzód. Czy ruchy jej były miękkie, czy ostre?
— Mój Boże! Ani jedno ani drugie. Poza głosem nie było w niej nic, coby mogło nasunąć przypuszczenie, że nie jest kobietą.
— Dziękuję panu, panie Stahl. Mam nadzieję, że w świetle tych zeznań szybko dojdziemy do pożądanego rezultatu.
Przesłuchanie było już skończone. Wyczerpało ono Stahla do tego stopnia, że zrobił on na Beckerze i na komisarzu Hofmanie wrażenie człowieka ogromnie zdenerwowanego.
Komisarz pożegnał szybko sędziego i powrócił do siebie do domu. Tej nocy miał niespokojne sny. Śniło mu się, że gonił Stahla i że wszczął z nim walkę. W pewnej chwili Stahl zniknął w sposób tajemniczy. Komisarz obudził się i przetarł oczy. Wyskoczył z łóżka i ubrał się pośpiesznie. Postanowił sprawdzić, czy Lehner jest na swym posterunku i czy Stahl nie czmychnął z Berlina. Ranek był mglisty i słotny. Miasto budziło się z nocnego snu. Dzieci spieszyły do szkoły. Robotnicy zdążali do swego zajęcia. Gdy komisarz przybył na Kant - strasse, słońce było już wysoko. Przed domem zamieszkałym przez Holendra chodził tam i z powrotem policjant Lehner. Na znak komisarza zbliżył się do niego i stanął w takim miejscu, że mieszkańcy strzeżonego domu nie mogli ich dostrzec.
— Co nowego? — zapytał Hofman.
Agent złożył krótki raport. Stahla po wyjściu z domu śledził inny policjant, który nie zauważył nic podejrzanego. Stahl udał się do muzeum, po czym w rozmaitych sklepach poczynił zakupy i sam przyniósł je do domu. Od tego momentu dalsze obserwacje prowadził sam Lehner. Wieczorem Stahl udał się do kawiarni, gdzie przesiedział aż do północy. Po powrocie do domu czuwał aż do godziny drugiej, czego dowodem było zapalone w jego pokoju światło. Następny dzień spędził sam w swoim pokoju. Prawdopodobnie spał, gdyż rolety w oknie były zasłonięte. Hofman postanowił sam objąć wartę. Był to ostatni dzień pobytu Stahla w Berlinie. Komisarz przechadzał się przez czas pewien przed domem. Rolety w pokoju Stahla pozostawały uparcie zasunięte. Mieszkaniec tego pokoju musiał należeć do kategorii zapamiętałych śpiochów. Wreszcie o godzinie wpół do dziesiątej odsunięto roletę. Komisarz odetchnął z ulgą.
— Stahl wyjdzie chyba wkrótce z domu — pomyślał komisarz, którego nie zachwycała bynajmniej perspektywa spędzenia całego dnia przed jego domem. O godzinie wpół do jedenastej w bramie ukazał się Holender, rozejrzał się dokoła i ruszył w kierunku ogrodu zoologicznego. Komisarz policji idąc po drugiej stronie ulicy nie spuszczał zeń wzroku. Nagle Stahl odwrócił się gwałtownie, przeszedł przez jezdnię i minął komisarza tak blisko, że prawie otarł się o niego. Hofmanowi zdawało się, że w oczach jego pochwycił ironiczne błyski. Stahl skierował się w stronę postoju taksówek wsiadł w jedną z nich. Komisarz wskoczył do innej i rzucił szoferowi rozkaz nie spuszczania oka z auta w które wsiadł Stahl. Przed ogrodem zoologicznym Holender wysiadł i wszedł do środka. Hofman uczynił to samo. Musiał jednak zachować daleko idącą ostrożność, ponieważ Stahl spostrzegł prawdopodobnie, że był ścigany.
Urzędnik firmy Blidenstein zatrzymywał się kolejno przed klatkami i z zainteresowaniem obserwował zwierzęta. Zachowywał się spokojnie, wobec czego Hofman nabrał przeświadczenia że go nie spostrzegł.
Po wyjściu z ogrodu zoologicznego Stahl wstąpił do kilku sklepów, wreszcie wszedł do kawiarni Bauera, gdzie pozostał około pół godziny. Przejrzał gazety i wypił filiżankę kawy. Komisarz policji, który usiadł w drugim kącie sali, zapłacił z góry za swą konsumpcję, aby móc w każdej chwili wyjść z kawiarni. Gdy tylko Holender opuścił Caffè Bauer Hoffman rozpoczął swą dalszą za nim wędrówkę. Na Friedrich-strasse, Stahl wsiadł znów do taksówki. Hofman stał zbyt daleko, aby posłyszeć rzucony szoferowi adres. Taksówka Hofmana zręcznie lawirowała między szeregami wozów, na natłoczonej Friedrich-strasse. Komisarz polecił szoferowi jechać za taksówką, w której siedział Stahl. Przy skrzyżowaniu Friedrich-strasse z Leipziger-strasse wytworzył się zator. Hofman spostrzegł, że taksówka Stahla skręciła w Leipziger - strasse, poczem raz jeszcze z całą szybkością zawróciła w kierunku Potsdamer-Platz, gdzie ruch o tej porze był szalony. Nagle szofer taksówki ściganej zahamował. Spojrzał w tył: Klient jego zniknął. W parę chwil po tym taksówka Hofmana zrównała się ze stojącym autem. Komisarz Hofman wyskoczył na ulicę. Na widok zniknięcia Holendra Hofman chwycił się za głowę.
— Czy nie woził pan przed chwilą jednego pana z czarną brodą, w długim ciemnym palcie? — zapytał szofera taksówki Stahla.
— Tak — odparł szofer.
— Ścigam go od początku jazdy — rzekł komisarz, okazując swą legitymację. Gdzie on wysiadł?
— Nie mam pojęcia.
— Niemożliwe. Nie traćmy czasu. Jeszcze raz pytam: gdzie wysiadł ten pan?
— Ależ ja nie wiem, panie komisarzu. Musiał wyskoczyć podczas przymusowego postoju na Potsdamer Platz. Kiedym się odwrócił, byłem zdziwiony nie widząc nikogo...
— Jaki adres dał klient?
— Kiedy wsiadł, dał mi dziesięć marek i kazał jechać jaknajszybciej na Potsdamer - Platz. Gdyśmy tam przybyli, wskazał na auto stojące przed nami i kazał jechać za nim. Wóz skręcił w Bellevue strasse. Pojechałem za nim. Gdym się odwrócił w środku nie było już nikogo.
Opowiadanie szofera brzmiało zupełnie wiarogodnie. Cóż było robić? Hofman zapłacił swemu szoferowi i przesiadł się do taksówki Stahla. Kazał się wieźć z powrotem na Potsdamer Platz. Napróżno jednak przeszedł wszystkie pobliskie kawiarnie, rozpytując kelnerów. Nikt nie widział jegomościa odpowiadającego podanemu przez komisarza rysopisowi.
Zadzwonił do Prefektury Policji i kazał natychmiast udać się Lehnerowi na dworzec Potsdamski. Sam również udał się na ten dworzec, w nadziei przychwycenia Holendra. Po kilku minutach zjawił się tam Lehner. Hofman odesłał go z kolei na dworzec Anhalcki, polecając przeszukać dokładnie wszystkie zakamarki.
Stahl jednak zniknął bez śladu.
— Słuchajcie, Lehner — rzekł Hofman — a może Stahl powrócił najspokojniej do swego mieszkania? Musiał tam pozostawić swoje bagaże. Biegnij na Kant strasse. Ja tam przyjdę za parę minut.
Lehner podążył na Kant strasse, podczas gdy Hofman wrócił do Prefektury Policji. Oczekiwała go przykra niespodzianka: na biurku swym zastał nakaz aresztowania Holendra.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.