Rozdział V Z Moskwy do Irkutska • Część I. Rozdział VI. • Juliusz Verne Rozdział VII
Rozdział V Z Moskwy do Irkutska
Część I. Rozdział VI.
Juliusz Verne
Rozdział VII

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w latach 1876-77.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


Brat i Siostra.


Okoliczności usprawiedliwiały te środki ostrożności, tak twarde dla osób prywatnych.

„Zabrania się wszystkim podanym opuszczenia prowincyi”.

„Cudzoziemcom pochodzenia azyatyckiego, rozkazuje się opuścić miasto w ciągu dwudziestu czterech godzin”. Było to wydalić handlarzy z Azyi środkowej, jako też bandy cyganów mniej więcej przychylnych tatarom, których jarmark zgromadził tutaj.

Ale łatwo także pojąć, iż wieść ta spadła piorunem na Niżnij-Nowgorod, więcej od innych prowincyi dotknięty.

Tak więc osoby, które interesa wzywały za granicę syberyjską, nie mogły przynajmniej chwilowo, opuścić prowincyi. Treść pierwszego artykułu była wyraźna. Nie było żadnych wyjątków. Wszelki interes prywatny, musiał się ugiąć pod naciskiem interesu ogólnego.

Co do drugiego artykułu wydalenia, rozkaz brzmiał nieodwołalnie. Dotyczył on tylko osób pochodzenia azyatyckiego, ale te nie miały innego środka, jak tylko zapakować rzeczy, towary i udać się z powrotem drogą tylko co przebytą. Co do kuglarzy których liczba była znaczna, dla tych otwierały się widoki nędzy, gdyż mieli prawie tysiąc wiorst do przebycia.

To też powstał szmer niezadowolenia, okrzyk rozpaczy.

I natychmiast wyprowadzanie się z obszernej płaszczyzny, rozpoczęto. Płótna rozciągnięte przed szopami, składano; teatra jarmarczne rozbierano na części; tańce i śpiewy ustały; ognie zagasły, powrozy gimnastyków rozciągnęły się; stare konie ruchomych tych mieszkań, wyprowadzono ze stajen i zaprzęgnięto do wozów. Ajenci policyjni i żołnierze, opóźniających się zmuszali do pośpiechu, sami nawet rozbierali namioty. Nie ulegało wątpliwości, iż pod wpływem tych środków, przed wieczorem jeszcze plac Niżnego-Nowgorodu będzie zupełnie opuszczonym i po rozgłośnym gwarze, nastanie głuche milczenie.

Zmuszeni jeszcze jesteśmy dodać, że wszystkim koczującym pokoleniom dotkniętym wydaleniem, wzbronione były nawet stepy syberyjskie; trzeba było skierować się na południe morza Kaspijskiego, bądź do Persyi, bądź do Turcyi, bądź wreszcie, na płaszczyzny Turkestanu, Posterunki i góry Uralskie, tworząc jakby przedłużenie rzeki z tej strony granicy rossyjskiej, nie byłyby ich przepuściły. Musiały więc tysiące wiorst przebywać, zanim znajdą się na terrytoryum dozwolonem.

W chwili kiedy naczelnik policyi dokończył czytania, Michał uderzony był dziwną myślą:

„Szczególniejszy zbieg okoliczności! szczególniejsza wspólność między tym rozkazem wydalającym cudzoziemców pochodzenia azyatyckiego i słowami zamienionemi tej nocy między cyganami. „To ojciec sam posyła nas tam gdzie iść chcemy!” powiedział ten starzec. Jakim sposobem cyganie ci mogli przewidzieć przedsięwzięte przeciw nim środki ostrożności, jakim sposobem wiedzieli je naprzód i dokąd zamierzają się udać? Otóż to ludzie podejrzani, dla których rozkaz gubernatora widocznie przynosi więcej korzyści aniżeli szkody!”

Ale rozmyślania te, bezwątpienia sprawiedliwe, przerwała myśl inna, przechodząca nagle przez głowę Michała. Zapomniał o cyganach, ich słowach podejrzanych, dziwnej wspólności z ogłoszonym ukazem… Wspomnienie młodej Inflantki stanęło nagle przed nim.

„Biedne dziecko! wykrzyknął mimowoli. Nie będzie mogła przebyć granicy!”

W istocie młoda dziewczyna pochodziła z Rygi, była Inflantką, tem samem Rosyanką, nie mogła więc opuścić terrytoryum rossyjskiego. Poprzednie pozwolenie teraz już nie miało żadnej ważności. Wszystkie drogi przed nią zamknięto, i jakikolwiek powód prowadził ją do Irkutska, teraz droga ta została jej przeciętą.

Myśl ta wielce zajęła Michała. Naprzód niewyraźnie ukazał mu się pomysł, że w niczem nie narażając swej ważnej missyi, możeby mógł przyjść z pomocą biednej dziewczynie – i myśl ta się doń uśmiechnęła. Znając niebezpieczeństwa na jakie narażał się osobiście, on mężczyzna, silny i energiczny, w kraju znanym mu dokładnie, wiedział o ile one będą straszniejsze dla młodej dziewczyny. Ponieważ udawała się także do Irkutska, musiała więc tak jak on przedzierać się pomiędzy hordami tatarów. Jeżeli, oprócz tego, miała do swego rozporządzenia tylko środki konieczne na podróż przedsięwziętą w zwyczajnych okolicznościach, jakże wystarczą jej one przy obecnych wypadkach, niebezpieczeństwa i koszta zdwajających?

„A więc powiedział sobie: ponieważ udaje się drogą na Permę, niepodobna abym jej nie spotkał. Będę mógł bez jej wiedzy czuwać nad nią, a ponieważ zdaje się iż jej zarówno pilno jak mnie przybyć do Irkutska, nie będzie więc to powodem najmniejszego opóźnienia”.

Ale jedna myśl sprowadza drugą. Dotąd Michał myślał tylko jak o dobrym uczynku, jako o przysłudze. Nowa wątpliwość zrodziła się w jego głowie, i kwestya się przedstawiła z innej strony.

„Wreszcie, powiedział sam do siebie, ona mnie więcej jeszcze, aniżeli ja jej, może być pożyteczną. Obecność jej przy mnie, może zatrzeć wszelkie względem mej osoby podejrzenia. W człowieku przebiegającym samopas stepy, łatwiej odgadnąć kuryera. Jeżeli przeciwnie ta młoda dziewczyna towarzyszyć mi będzie, daleko podobniej będę wyglądać na Mikołaja Korpanoff, jak to wskazuje moja podorożna. Trzeba więc aby mi towarzyszyła! W takim razie bądź co bądź, muszę ją wynaleść. Prawdopodobnie od wczoraj wieczór nie mogła znaleść powozu aby opuścić Niżnij-Nowgorod. Szukajmy więc i niech Bóg mi dopomaga”.

Michał Strogoff opuścił plac Niżnego-Nowgorodu, gdzie zamięszanie spowodowane wykonaniem rozporządzenia, dosięgło szczytu. Młoda szukana przezeń dziewczyna, nie mogła się tam znajdować.

Była dziewiąta godzina rano. Statek odchodził dopiero w południe. Michał Strogoff miał więc przed sobą dwie godziny czasu, dla wyszukania tej z której chciał zrobić swoją towarzyszkę podróży.

Przebył znów Wołgę i przebiegł cyrkuły drugiego wybrzeża rzeki, daleko mniej tłumne od pierwszych. Zwiedzał ulicę po ulicy, miasto wyższe, miasto dolne, wchodził do kościołów naturalnego schronienia wszystkich płaczących i cierpiących, Nigdzie nie spotkał młodej Inflantki.

„A jednak nie mogła jeszcze opuścić Niżnego-Nowgorodu. Szukajmy dalej!”

W ten sposób Michał błądził przez dwie godziny. Szedł nie zatrzymując się, nie czuł utrudzenia; szedł powodowany wrażeniem nie dozwalającem zastanowienia. Wszystko napróżno.

Wtedy pomyślał, że może dziewczyna niewiedziała o rozporządzeniu, – okoliczność nieprawdopodobna – bo takie uderzenie piorunu musiało być słyszane przez wszystkich. Widocznie interesowana wszelkiemi wiadomościami z Syberyi, jak mogłaby nie wiedzieć o środkach w tym względzie przedsięwziętych, środkach osobiście ją dotykających?

Nakoniec, jeżeli o niczem nie wiedziała, za parę godzin przybędzie zająć miejsce na statku, a tam jaki nielitościwy, wzbroni jej przejścia! Michał koniecznie musiał ją widzieć pierwej, aby dzięki jemu, mogła uniknąć tego niepowodzenia.

Wszelkie jednak poszukiwania były daremne, wkrótce ostatecznie stracił nadzieję.

Była jedenasta godzina, Michał chociaż w każdej innej okoliczności było to zbytecznem, pomyślał o przedstawieniu podorożnej w biurze naczelnika policyi. Rozporządzenie nie mogło go dotyczeć, jednak na wszelki wypadek chciał się upewnić, iż nic mu nie przeszkodzi w opuszczeniu miasta.

Musiał więc znów powrócić na drugi brzeg Wołgi, do cyrkułu gdzie było biuro naczelnika policyi.

Wielki tam był napływ ludu, bo chociaż cudzoziemcy mieli rozkaz opuszczenia miasta, niemniej jednak zachowywano pewne formalności. Wydalano z miasta, ale trzeba było mieć pozwolenie, aby zostać wydalonym.

Tak więc kuglarze, cyganie, wraz z kupcami Persyi, Turcyi, Indyi, Turkestanu, Chin, zapełniali dziedziniec domu w którym się mieściło biuro policyi.

Każdy się spieszył, gdyż środki podróży były bardzo poszukiwane w tym tłumie ludzi wydalonych, opóźniający się zaś byli narażeni na niewykonanie rozkazu w czasie zostawionym, a to byłoby ich naraziło na niemałe nieprzyjemności.

Michał dzięki swoim silnym łokciom przebył dziedziniec. Ale wejść do biura i dostać się aż do urzędników, o wiele trudniejszem było. Jednak powiedziawszy kilka słów do ucha woźnego i dawszy mu kilka rubli – i tam się dostał.

Ajent wprowadziwszy go do sali posłuchalnej, poszedł uwiadomić wyższego urzędnika.

Tak więc Michał miał wkrótce ukończyć z policyą i być zupełnie swobodnym. Tymczasem rozglądał się po sali. I kogóż zobaczył?

Tam, na ławce, raczej omdlała aniżeli siedząca – była młoda dziewczyna, pogrążona w niemej rozpaczy.

Michał Strogoff nie omylił się, była to młoda Inflantka.

Nie wiedząc o rozporządzeniu gubernatora, przybyła do biura policyi po wizę!… Odmówiono jej! Niewątpliwie była ona upoważniona udać się do Irkutska, ale rozkaz był formalny, unieważnił wszystkie poprzednie upoważnienia, i drogi Syberyi zostały przed nią zamkniętemi.

Michał uszczęśliwiony iż ją nakoniec odszukał, zbliżył się.

Popatrzywszy nań chwilę, poznała towarzysza podróży i twarz jej rozjaśniła się. Instynktownie powstała, jak rozbitek czepiający się deski zbawienia, miała prosić o jego wstawiennictwo…

W tej chwili ajent dotknął ramienia Michała.

– Naczelnik policyi oczekuje was, powiedział.

– Dobrze, odparł Michał.

I nie przemówiwszy słowa do tej której szukał od wczoraj, nie uspokoiwszy nawet jednym giestem mogącym ją i jego skompromitować, udał się za ajentem.

Inflantka widząc iż opuszcza ją ten od którego pomocy się spodziewała, upadła na ławkę.

Nie upłynęło trzech minut, kiedy Michał znów się ukazał w towarzystwie ajenta.

Trzymał w ręku swoją podorożną, otwierającą mu wolne przejście na wszystkich drogach Syberyi.

Zbliżył się do młodej Inflantki i podając jej rękę:

„Siostro…” powiedział.

Zrozumiała! Powstała, ani chwili nie wahała się!

– Siostro, powtórzył Michał, mamy upoważnienie jechać do Irkutska. Czy jedziesz?

– Idę z tobą mój bracie, odrzekła dziewczyna podając rękę Michałowi.

I oboje opuścili dom naczelnika policyi.