Myśmy tem ziarnem, co depcą nogami,
Zraszamy ziemię potem swym i łzami.
Nie to, co drogie, ale czego trzeba,
Jest naszem bóstwem, chcemy tylko chleba!
Dzień po dniu kroczym przed się bez wahania,
Bicz życia, jak bicz dozorcy, pogania:
— „No! tocz się koło, dalej ciągnij brzemię“.
Nie dla cię, człecze, wiosna budzi ziemię;
Co tobie po tem, że są modre góry,
Ptaków śpiew, róży woń, niebo bez chmury?
Miast w błękit wzlatać, na dół zginaj kręgi:
Warsztat, kowadło, igła, pióro, księgi,
Wszystko twym katem, do grobu cię wciąga,
Gad, co «powinność» zwie się, wciąż urąga,
Pies, miano nosząc «dobre imię» szczeka,
Maszyna dalej toczy się, nie zwleka,
Życie wre w piersiach przytłoczonych głazem,
Co świt, co rano, pyta każdym razem
Pieśniarz, gdy gorycz serce mu przenika,
— „Kiedyż świat zmaże miano niewolnika?“