Z lat nadziei i walki 1861 — 1864/Nemezis

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Anc
Tytuł Nemezis
Pochodzenie Z lat nadziei i walki 1861 — 1864
Wydawca Księgarnia Feliksa Westa
Data wyd. 1907
Miejsce wyd. Brody
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
Nemezis.

Już strzały, zgiełk i wrzawa cichnąć zaczęły w lesie i na polach Cieplińskich, wczesnym rankiem dnia 10 Lutego 1863 r. Już zwyciężony w pierwszej swej potyczce oddział Mielęckiego, cofał się w nieładzie ku lasom Śleszyńskim a rozsypani po polach kozacy, przesyłali od czasu do czasu strzały tak za nim, jak i za odciętymi od niego oddzielnymi powstańcami, a jęki konających i obdzieranych rannych, znaczyły ślady przejścia piechoty moskiewskiej, nietylko na polu walki ale i w zakątkach przysiołka, przytykającego do lasu, gdzie kilku powstańców, przejętych paniką pogromu, szukało schronienia między snopami i sianem!
Przez pola, przylegające do lasu Cieplińskiego, prawie równolegle do krawędzi lasu, wzdłuż rzeczki, biegł zdyszany powstaniec, w kierunku stanowiącym prawie kąt prosty, z ruchem cofającego się oddziału, od którego przy ogólnem zamięszaniu i jego krótkim wzroku, los go oddzielił.
Był to młodzieniec, mający około 22. lat o inteligentnych rysach twarzy, wyrażających nietyle znużenie i przestrach, ile cierpienie duchowe i zwątpienie.
Gdy kilka zbłąkanych kul moskiewskich, koło ucha mu świsnęło, zatrzymywał się z gniewem i determinacyą, powtarzając sobie:
— Niech łotry, raz zabiją! — ha i lżej będzie, bo nie przeżyję przynajmniej wstydu i hańby ucieczki!
A jednak szedł on dalej z rozpaczą w duszy..
— Taka to jest nasza polska waleczność o której pieśń nuci?! — To dosyć jest małego rotowego ognia i kilkunastu trupów, abyśmy z atakujących poszli w rozsypkę! Inni zginęli, polegli; — Juliusz padł pod lasem od pierwszego strzału, ukrytego nieprzyjaciela, — Józef — ten obok mnie, gdyśmy zaledwie kilkanaście kroków w głąb lasu ubiegli z kosami do ataku! — zawołał hurra!... i w połowie wyrazu głos jego i życie przecięte zostały!...
Oni zginęli!.. a ja zostałem a przecież razem daliśmy sobie słowo: „zwyciężyć, lub zginąć, a nigdy żywcem w ręce wroga!“...
Oni tu pozostali na polu walki a ja pociągnięty ogólną paniką, jestem sam okryty niesławą!...
Celuj więc dobrze, głupi kozaku, którego nie widzę i zabierz to życie, które jest mi tylko ciężarem i hańbą!...
A jednak oni padli tuż obok mnie i też same moskiewskie kule, które we mnie trafić mogły, nie dotknęły mnie, tak jak i setki innych świstających około mych uszów, przez cały las. A potem na owej polance, gdyśmy z kosami wypadli, ten zabójczy ogień rotowy, grzechoczący, jak groch po przetaku, nietylko mnie, ale nas wszystkich mógł był położyć!
Inaczej się jednak stało, cofnęliśmy się w nieładzie do lasu, panika objęła wszystkich, tak że haniebnie pierzchnęliśmy z pola walki!......

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Takie i tym podobne myśli o hańbie i wstydzie ogólnym i osobistym tłoczyły się bezładnie do głowy powstańca a ręka jego ściskała kurczowo rękojeść małej dwururnej krucicy, która mu wraz z nożem-sztyletem za pasem, jako jedyna broń pozostała.
Coraz powolniej szedł na oślep, oddalając się od strzałów, gdy nagle na kilkadziesiąt kroków od siebie na lewo spostrzegł trzy postacie biegnące ku niemu i starające się przeciąć mu wszelki odwrót.
Pytanie: „ludzie czy szakale?“ stanęło przed jego oczami, gdy ujrzał ich uzbrojonych w pałki i postronki a ręka z krucicą wyciągnęła się mimowolnie w ich kierunku.
— Dajcie pokój panie, my wam nic nie zrobimy, tylko was zwiążemy i Moskalom oddamy!
Na takie słowa wyszłe z ust wieśniaków kujawskich, występujących w roli siepaczy wroga przeciw obrońcy narodu, krew ścięła się w żyłach młodzieńca; wykarmionego poezyą naszych wieszczów, wiarą Mierosławskiego w patryotyzm i niezwyciężoną potęgę ludu polskiego!
Ostatni promień słońca zagasł dla niego, ostatnia łuska złudzeń opadła mu z oczu a czarna rozpacz owładnęła bezpodzielnie duszą jego.
Rozległ się huk strzału a zrozpaczony młodzieniec padł na wznak, kłęby krwi i dymu z ust jego buchnęły!...
Owa mała krucica, nabita loftkami, ręką poległego przyjaciela, śmierć mu zadała; ostatnie widzenie jego było błysk ognia na panewce, — ostatnia myśl „wybacz mi matko!“ Jednocześnie odczuł on w głowie zamęt, podobny do zamięszania łyżką w garnku, — i wszystko się skończyło.......

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Tu powinienby być koniec opowiadania bo i cóż więcej o losach zmarłego „entuzyasty“ (mówiąc grzecznie) powiedzieć można.
A jednak, los mu odsłonił rąbek pośmiertnej tajemnicy.
Młody powstaniec zarażony zwątpieniem epoki,


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Anc.