<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bellamy
Tytuł Z przeszłości 2000-1887 r.
Wydawca Nakładem drukarni Aleksandra Okęckiego
Data wyd. 1891
Druk Drukarnia Aleksandra Okęckiego
Miejsce wyd. Paryż
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Looking Backward: 2000-1887‎
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XV-sty.

Kiedyśmy, oglądając gmach, weszli do biblioteki, zapragnęliśmy spocząć na zbytkownych skórzanych krzesłach, jakiemi była umeblowana; usiedliśmy w jednym z pokojów, zastawionych książkami, aby chwilę odpocząć i pogadać. Nie mogę dość nachwalić się swobody, jaka panuje w czytelniach wieku dwudziestego, gdy się ją porówna z nieznośnym porządkiem bibliotek dziewiętnastego stulecia, w których książki zazdrośnie odgradzano od ludzi i w których otrzymywać je było można jedynie kosztem znacznej straty czasu i kontroli, mogącej odebrać człowiekowi zupełnie chęć do czytania.
— Edyta mówiła mi, żeś pan cały ranek spędził w bibliotece... — odezwała się pani Leete. — Wie pan, panie West, zdaje mi się, iż jesteś pan człowiekiem najgodniejszym zazdrości...
— Czy mógłbym wiedzieć dlaczego?.. — spytałem.
— Gdyż książki ostatnich lat stu będą dla pana nowością, będziesz pan miał do czytania tak wiele rzeczy zajmujących, iż w ciągu jakich lat pięciu prawie nie znajdziesz czasu na jedzenie. O, cóżbym dała za to, gdybym jeszcze np. nie przeczytała powieści Berriana!
— Albo Nesmith’a... — dorzuciła Edyta.
— Albo poezyj Oate’a „Przeszłość i teraźniejszość“, „Na początku“...
— Gotowam wyliczyć z jaki tuzin utworów, z których każdy wart jest roku życia... — zachwycała się pani Leete.
— Sądzę więc, że musiała w tem stuleciu powstać jakaś wspaniała literatura.
— Tak... — odpowiedział dr. Leete. — Są to czasy nieznanego w dziejach rozkwitu umysłowego. Społeczeństwo ludzkie nigdy prawdopodobnie nie dokonało takich postępów moralnych i materyjalnych w tak krótkim czasie, jak to uczyniło po przejściu ze starego ustroju do nowego. Ludzie zrozumieli rozmiary szczęścia, które spadło na nich i pojęli, że dokonany przewrót nietylko sprowadza polepszenie bytu pojedynczej jednostki, lecz podnosi samą ludzkość na wyższy stopień kultury bez granic dla dalszego postępu, wówczas wszystkie zdolności ducha znalazły bodziec, o jakim pojęcie słabe zresztą, może nam dać rozkwit średniowiecznej epoki odrodzenia. Nastąpiła wówczas era wynalazków mechanicznych, odkryć naukowych, sztuki, twórczości muzycznej i literackiej, z jaka żadne ze stuleci dawniejszych nie daje się porównać,
— Ale, ale... — zawołałem — mówiąc o piśmiennictwie; chciałbym też wiedzieć, w jaki sposób wydaje się dzisiaj książki, czy robi to również naród?..
— Niewątpliwie...
— Ale jakże się z tem urządzacie?.. Czy rząd publikuje wszystko, cokolwiek mu się przedstawi i to kosztem publicznym, czy też zachowuje prawo pewnej cenzury i drukuje to tylko, co uzna za dobre...
— Ani jedno, ani drugie. Wydział drukarniany nie ma żadnej cenzury. Obowiązany on jest drukować wszystko, co mu się przedstawi, ale czyni to jedynie z tym warunkiem, że autor poniesie pierwsze koszta publikacyi ze swego kredytu: musi on płacić za posłuchanie u publiczności; jeżeli zaś ma do powiedzenia coś takiego, czego słuchać warto, podda się warunkom owym chętnie. Rzecz naturalna, że gdyby dochody były nierówne, jak za czasów dawnych, to porządek taki pozwalałby tylko ludziom bogatym być autorami; ponieważ jednak dochody wszystkich obywateli są dzisiaj równe, więc bywa on tylko miarą większej lub mniejszej siły pobudek autora. Koszt wydania przeciętnej książki można pokryć z kredytu rocznego, przy pomocy niejakiej oszczędności i pewnych ofiar. Po wydrukowaniu, książkę wystawia naród na sprzedaż.
— Przypuszczam, że autor otrzymuje chyba zyski ze sprzedaży, tak jak i u nas.
— Z pewnością nie tak, jak u was, niemniej jednak otrzymuje. Cena każdej książki oblicza się na podstawie kosztów jej druku, oraz uwzględniają honoraryjum autorskie. Suma owego honoraryjum zaliczona bywa na kredyt autora, jakoż wolnym on jest od wszelkich innych usług względem narodu przez cały czas, dopóki zyski z jego pracy starczą mu na utrzymanie. W ten sposób, jeżeli książka jego cieszy się powodzeniem, otrzymuje on kilkomiesięczny, roczny, dwu lub trzyletni urlop, kiedy zaś w tym okresie stworzy inne jakieś dzieło poczytne, urlop ten ulega przedłużeniu odpowiednio do wysokości honoraryjum. Wzięty autor może piórem zarabiać przez całą służbę swoją. W ten sposób opinia publiczna sądzi o uzdolnieniu literackiem pisarza i w odpowiednim stopniu umożliwia mu poświecenie się dalszej pracy. Pod tym względem odbiegamy niezbyt daleko od waszych zwyczajów. Są jednak ważne różnice. Po pierwsze, ogólny poziom wykształcenia daje dzisiaj ogółowi głos rozstrzygający we względzie wartości utworów — rzecz niemożliwa za waszych czasów. Następnie, nie mamy żadnych zawad, stojących na drodze wybiciu się prawdziwej zasługi. Każdy autor ma jednakową możność oddania utworu pod sąd ogółu. O ile można wnosić ze skarg pisarzy waszych czasów, owa bezwzględna równość warunków współzawodnictwa stanowiła przedmiot bardzo żywych pożądań.
— W uznawaniu zasługi na innych polach twórczości, w rzeczach muzyki, sztuki, wynalazków, przestrzegacie zapewne zasady podobnej?..
— Tak, chociaż z uwzględnieniem różnic w szczegółach. W sztuce np. tak samo, jak i w piśmiennictwie, naród jest jedynym sędzią. Głosuje on za przyjęciem posągów lub malowideł do gmachów publicznych, a przychylny jego wyrok pociąga za sobą zwolnienie artysty od innych zadań i prawo oddania się jego powołaniu. Na wszystkich tych drogach twórczości przestrzegamy zasady jednakiej, zasady dostarczania wolnego pola wszystkim współubiegającym się oraz uwalniania od wszelkich więzów każdego wyjątkowego talentu i pozostawienia mu wolnego czasu, gdy tylko zostanie uznanym. Zwolnienia od innych usług w takich wypadkach nie uważa się za upominek albo nagrodę, ale za środek otrzymania dla społeczeństwa usług donioślejszych. Rzecz naturalna, że istnieją rozmaite instytucyje literackie, artystyczne i naukowe, należenie do których daje sławę i wielce jest cenionem. Najwyższym ze wszystkich zaszczytów w narodzie, wyższym od prezydentury, wymagającej tylko zdrowego rozumu i oddania się obowiązkom, jest czerwona wstęga, dawana przez głosowanie powszechne, wielkim pisarzom, artystom, inżynierom, lekarzom oraz wynalazcom. Nie więcej, jak setka ludzi nosi taką wstęgę równocześnie, jakkolwiek każdy zdolny młodzieniec w kraju, spędza wiele nocy bezsennych, marząc o niej. Ja sam nawet przez to przechodziłem.
— Jak gdybyśmy właśnie, mama albo ja, miały przez to więcej myśleć o tatce... — zawołała Edyta — chociaż naturalnie bardzo to piękne jest ją posiadać...
— Ty, moje dziecko, nie masz innego wyboru, jak tylko brać ojca takim, jakimeś go znalazła i radzić już z nim sobie, jak można najlepiej, ale co do matki twojej, to nigdy mnie nie byłaby wzięła, gdybym nie zapewnił jej, że obowiązuję się zdobyć wstęgę.
Pani Leete uśmiechnęła się tylko z tego żartu męża.
— Jakże się ma rzecz z gazetami i czasopismami... — rzekłem. — Nie przeczę, że wasz system wydawniczy jest wyższy zarówno co do udzielania zachęty istotnym talentom, jak i zniechęcenia pospolitego pismactwa. Lecz nie pojmuję, jakim sposobem można zastosować tę samą zasadę do prasy. Każdy może zwrócić swoje koszta na wydanie książki, ponieważ raz to się zdarza, lecz któż zdoła ponieść wydatki codziennej gazety?.. Na to wystarczyć mogłyby jedynie głębokie kieszenie dawnych kapitalistów, a i te często wyczerpywały się zanim przedsiębiorstwo zaczęło się opłacać. Jeżeli zgoła posiadacie gazety, to jak wyobrażam sobie, musi je wydawać rząd kosztem ogółu, pod kierunkiem rządowych redaktorów, będących wyrazem jego opinii. Otóż, jeżeli system wasz jest tak doskonały, że nigdy nie potrzeba krytykować nic w prowadzeniu spraw publicznych, porządek taki może odpowiadać celowi. W przeciwnym razie brak niezależnego organu dla wypowiedzenia opinii publicznej pociągałby za sobą nader zgubne następstwa. Przyznasz doktorze, że niezależna prasa stanowiła piękną stronę dawnego systemu, kiedy kapitał znajdował się w ręku prywatnem, że strata tego zmniejsza wygraną na innych polach.
— Muszę pozbawić cię i tego ostatniego złudzenia... — począł z uśmiechem dr. Leete. — Najprzód, panie West, prasa nie jest bynajmniej jedynym, albo, jak to pan zdaje się sądzić, najlepszym środkiem poważnego krytykowania spraw publicznych. Co do nas, to sądy waszych gazet pod tym względem wydają się nam pospolicie niedojrzałe i płoche, jak również głęboko zaprawne uprzedzeniem i goryczą. O ile można je brać za wyraz powszechnej opinii, dają one bardzo niekorzystne wyobrażenie o rozumie publiczności, gdy znowu, o ile mogły one wpływać na tworzenie się owej opinii, nie było czego winszować narodowi. Dzisiaj, gdy obywatel pragnie zrobić na publiczności poważne wrażenie w zakresie spraw publicznych, występuje on z książką lub broszurą, wydawaną tak samo, jak i inne dzieła. Ale dzieje się to nie dlatego, iżby nam brakowało gazet i czasopism lub też, aby nie cieszyły się one wolnością jak najzupełniejszą. Prasa zorganizowaną jest u nas tak, iż stała się lepszą wyrazicielką opinii publicznej, niźli to było za dni waszych, kiedy kapitał prywatny kontrolował ją i prowadzał przedewszystkiem jako interes zyskowny, a tylko dodatkowo, jako organ opinii narodu.
— Ale... — wtrąciłem — jeżeli rząd drukuje gazety kosztem ogółu, to w jaki sposób ogół może kontrolować ich kierunek?.. Któż, jak nie rząd, wyznacza redaktorów?..
— Rząd bynajmniej nie ponosi kosztów wydawania gazet, nie mianuje ich redaktorów, ani też w stopniu najlżejszym nie wpływa na ich kierunek... — odpowiedział doktór Leete. — Ludzie, otrzymujący gazetą, ponoszą koszta jej wydawania, wybierają redaktora i usuwają go, gdy ich nie zadawalnia. Nie powiesz pan chyba, jak sądzę, że taka prasa nie jest wolnym organem opinii publicznej.
— Zapewne, że nie... — odrzekłem — ale w jakiż sposób daje się to wykonać?..
— Nic nad to prostszego. Przypuśćmy, iż ktoś z moich sąsiadów, albo ja sam, zamierzamy wydawać gazetę, wyrażająca nasze przekonania a poświęconą szczególnie naszej miejscowości, zajęciu albo powołaniu; udajemy się więc do ludzi i zbieramy podpisy, póki nie zostaną pokryte mniejsze lub większe wydatki roczne, stosownie do liczby uczestników. Suma, na którą każdy się podpisał, zostaje wytrąconą z kredytu rocznego. Naród zatem nic nie traci na wydawaniu gazety, coby zdarzyć, się musiało, gdyby jakiś urząd był wydawcą. Prenumeratorzy gazety wybierają wówczas redaktora, gdy zaś ten zgodzi się na wybór, zwolniony zostaje na czas odpowiedni od służby ogólnej. Prowadzi on gazetę tak samo, jak to robił redaktor za waszych czasów, z tą tylko różnicą, iż nie jest on zależnym od stanu finansowego pisma i nie jest zmuszonym bronić interesów kapitału prywatnego ze szkodą prywatnego dobra. Pod koniec pierwszego roku prenumeratorzy wybierają ponownie albo dawniejszego redaktora, albo też znajdują sobie innego. Zdolny redaktor zajmuje naturalnie swe stanowisko przez czas nieograniczony. W miarę rozszerzania się listy odbiorców, rosną zasoby gazety i doskonali się ona, zapewniając sobie coraz lepszych współpracowników, zupełnie tak, jak to czyniły dzienniki wasze.
— W jaki sposób wynagradza się współpracowników, skoro nie można płacić im pieniędzmi?..
— Redaktor umawia się z nimi. Odpowiednia część zbiorowego kredytu spólników przekazaną zostaje na rachunek ich osobisty. Współpracownicy otrzymują wtedy zwolnienie od służby publicznej w granicach umówionego honoraryjum. Taki sam system stosuje się i do czasopism. Ludzie, pragnący wydawać nowe jakieś czasopismo, zdobywają środki na jego jednoroczne utrzymanie, wybierają redaktora, który wynagradza współpracowników tak samo, jak i w gazetach, biuro zaś drukarskie dostarcza potrzebne materyjały i ręce robocze, niezbędne do wydawania pisma. Kiedy usługi redaktora przestają się podobać, a nie może on za pomocą innej pracy literackiej zdobyć zwolnienia od pracy, wówczas powraca na dawniejsze swe stanowisko w armii przemysłowej. Muszę dodać, że jakkolwiek zazwyczaj redaktor obieranym bywa pod koniec roku i pospolicie pozostaje na swem stanowisku przez lata całe, to jednak na wypadek nagłej zmiany kierunku pisma, jakąby on mógł spowodować, prenumeratorzy zastrzegają sobie prawo usunięcia go w każdym czasie.
Kiedy panie już odchodziły owego wieczora, Edyta przyniosła mi książkę i rzekła:
— Jeżeli pan nie będziesz mógł zasnąć tej nocy, panie West, to może zechcesz przejrzeć tę oto powiastkę Berriana, którą uważamy za najlepszy jego utwór; da ona panu przynajmniej wyobrażenie, czem są dzisiejsze powieści.

Spędziłem noc całą aż do świtu, czytając „Penthesileę“; wypuściłem ją z rąk dopiero po przeczytaniu ostatniej stronicy. A jednak niech żaden z wielbicieli wielkiego pisarza XX-go wieku nie gorszy się, gdy powiem, że przy pierwszem czytaniu nie tyle na mnie zrobiła wrażenie sama treść książki, co myśli, które mi się przy jej czytaniu nasuwały. Powieściopisarze moich czasów uważaliby za rzecz łatwiejszą ukręcenie bicza z piasku, niż napisanie powieści, z której wykluczonoby wszystkie następstwa kontrastu pomiędzy nędzą a bogactwem, wykształceniem i nieuctwem, dzikimi i łagodnymi obyczajami, wzniosłością i niższością, po usunięciu wszelkich motywów, wypływających z pychy i ambicyi, z żądzy wielkich bogactw albo obawy ubóstwa oraz wszelkiego rodzaju poziomych trosk o jutro dla siebie lub dla innych; niż napisanie romansu, w którym, co prawda, byłaby obecną miłość, ale miłość rozpętana ze sztucznych kajdan, wytwarzanych przez różnice położenia lub majątku i niesłuchająca żadnych praw innych, jak tylko praw serca. Przeczytanie „Penthesilei“ miało dla mnie większą wartość w sprawie wytworzenia sobie ogólnego pojęcia o społeczeństwie wieku XX-go, niż jakiekolwiek objaśnienia i tłomaczenia. Doktór Leete, co prawda, przyczynił się wielce do zapoznania mnie z faktami, ale wskazówki jego były dla mego umysłu szeregiem wrażeń odosobnionych, których nie mogłem jeszcze dobrze zespolić. Berrian zgromadził mi je wszystkie w jednym obrazie.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bellamy i tłumacza: Anonimowy.