[290]
Z WIECZORNYCH PIEŚNI.
(Z WITOSŁAWA HALKA)
1835 † 1874.
I.
Gdyby tak Pan Bóg w jednej godzinie,
Miłość chciał zabrać światu:
Świat by się zmienił w głuchą pustynię,
Dziką — bez kwiatu.
Środkiem, błądziłoby zatrwożone
Serce, od bolu schnące;
Świat byłby mrocznym, jako oni one
Nim Bóg dał słońce.
A taki smutny: że samo życie
Ludziom byłoby wrogiem;
Że by mu nawet Bóg na błękicie,
Niechciał być Bogiem!
[291]II.
Raz były boże myśli dwie,
Dwie gwiazdki obok siebie;
Najwięcej też kochały się,
Ze wszystkich gwiazd na niebie.
W tem nagle, jedna spadła z nich,
A drugą ćmiły bole...
Aż Pan Bóg się zlitował ich,
Jedną im dając dolę.
Błąkały się przez długie dnie,
Od zmroku aż do rana;
Aż znów w postaci zeszły się,
Dziewicy i młodziana.
A gdy ich wzrok na siebie padł,
Poznały się wnet obie:
I żyły w szczęściu wiele lat,
Aż jedna — legła w grobie.
A gdy umarła, siostrę swą,
Wzywała wciąż do siebie:
Aż dobry Bóg powołał ją —
I znowu świecą w niebie!
[292]III.
Rozkochany w swojem dziele,
Bóg człowiecze serca stworzył,
I ze skarbca uczuć, wiele
Z swej miłości, w głąb ich złożył.
Gdy wzrok boży, wzrok miłości,
Na serduszku spoczął tkliwem:
Bóg rozpłakał się z radości,
Że je widział tak szczęśliwem.
Lecz w tym płaczu, jedna, cicha
Łza, do serc się zabłąkała:
I jak rosa u kielicha
Polnej róży — lekko drżała.
Łzy tej boskiej cenna woda,
Rodzi w piersiach ból niemały...
Lecz po stokroć serc tych szkoda,
Co tych cierpień niezaznały!
Minie smutek, boleść minie,
Po łzach, szczęścia przyjdzie więcéj:
Wszak gdy serce łzą opłynie,
Wtedy kocha najgoręcéj!
W. Bełza.