[85]
ZABŁĄKANI.
Na mroźnym śniegu w mgle skuleni,
U okna, co się blaskiem mieni
Jak złoty ślep —
Pięcioro biedot — mali, czarni,
Patrzą, jak piecze się w piekarni
Pszeniczny chleb.
Patrzą, jak mocne białe ramię
Układa bochny w pieca zamię
W ognistą cieśń,
Jako się dobry chleb nagrzewa,
A uśmiechnięty piekarz śpiewa
Swą starą pieśń.
Poprzykucali wkrąg bez ruchu
Pod ciepłem, którem tchnie w podmuchu
Piekarny sklep, —
A gdy zładzony na wieczerzę
W zarumienione bochny świeże —
Wyjmują chleb.
[86]
Kiedy skroś czerni dymnej blachy
Śpiewają grzanki i zapachy,
I blask, i gwar, —
Gdy z ciepłej szyby bucha życie,
Duszę ogarnia im w zachwycie
Tak wielki czar!
I tyle szczęścia czują w łonie
Maleństwa zmarzłe w mgle i szronie
Z pod nędznych szmat, —
Że oto wszystkie wraz koleją
Kląkłszy, czerwone noski kleją
Do zimnych krat.
I cicho, niby szept pacierzy
W ten raj otwarty szept ich bieży,
Gdy tak się gną,
Mocno, aż im się drą spodenki
I szmaty białej koszulenki
Na wietrze drżą...