Zaczarowane koło/Akt III
W lesie — przy drodze. W głębi sceny las rzednieje i widać pościnane drzewa, częścią poobijane z gałęzi i obłupione z kory. Na lewo w głębi sągi, na prawo Drwal, ścinaniem wielkiego drzewa zajęty. Cały przód sceny zajmuje droga, przy której rosną paprocie i muchomory. Jasny, pogodny dzień letni przed południem. Drwal, czterdziestoletni rosły chłop, o niskim czole i głupowatym wyrazie twarzy, bez zarostu, włosy gęste, nad brwiami równo przycięte. Na głowie czapka barania, ubrany w koszulę wypuszczoną na parciane spodnie, w pasie przepasany rzemieniem, boso. — Wchodzi Organista, niemłody, z siwiejącym, krótko przyciętym wąsem. Ubrany w granatową kapotę z czerwonymi potrzebami, pas lniany, na głowie bekieszka, na nogach buty z cholewami.
DRWAL
- Pochwalony...
ORGANISTA
- In saecula
- Saeculorum — cóż, rąbiecie?
DRWAL
- Oj rąbię — rąbię siarczyście,
- Adyć już do krzty kosula
- Zapotniała mi na grzbiecie;
Ociera pot rękawem
- Nie ma to jak organiście —
- Lentki chleb...
ORGANISTA
- Ludzie na świecie!
- Mało ja się to narobię?
- Spróbujcie — widzielibyście,
- Że grać na organie trudniej,
- Jak rąbać... At, chamska jucha
- Nawet kościelnej osobie
- Kawałka chleba zazdrości,
- Ale jak organ zadudni,
- A człek w płuca chyci ducha,
- I ryknie głosem na chórze,
- Popytajcie Jegomości,
- Jaka to tam radość w górze:
- Święci słuchają ciekawi,
- Pan Jezus nadstawia ucha
- I do Matki Boskiej gada:
- „Oj ładnie wygrywa, ładnie,
- Jak on też to tak potrafi!”
- I wnet rączką błogosławi,
- A Najświętsza Panna rada,
- Że błogosławieństwo spadnie
- Dla calusieńkiej parafii...
Po chwili podśpiewuje
- Grała święta Cecylija
- Na organie —
- A przy niej kwitła lelija,
- Słuchały jej święte Panie
- I Maryja,
- Kiedy grała na organie
- Cecylija!
Chwila milczenia. — Słychać z daleka szczekanie psów i granie trąb
DRWAL
- To tak od samego rana
- Po lasach te trąby grają
- I ta ślachta posrprasana
- Ze wsyćkich śterech stron świata
- Ze strzelbami, ze psią zgrają
- Za wselakim zwierzem lata...
- Bedą — widno — śniadać w lesie,
- Bo się dla nich bigos warzy,
- — Ale ze to panom chce sie
- Gnać talk po tych krzach i chrustach?!
- Wy pewnikiem do kucharzy
- Idziecie? Ze smakiem w ustach
- Na to jadło...
ORGANISTA
- Gdzie! do kata!
- Chodzę po lesie, a chodzę
- I szukam na wszystkie strony,
- Bo wczoraj flaszka pękata,
- Pełniuśka wody święconej,
- Zginęła mi gdzieś po drodze
- Z jarmarku...
DRWAL
nadsłuchując
- Oho, na trąbie
- Zabucało kajsi blisko.
ORGANISTA
- Trza iść... Dopomóż wam Boże!
DRWAL
- Bóg zapłać... Rąbię i rąbię,
- Ale to strasne dębisko.
- Nie wnetki ja go położę...
- Oj cięzko... A i tak wolę
- Od onej słuzby w młynie.
ORGANISTA
- Chleb służebny w gardło kole:
- Lepszy swój, choćby i suchy.
DRWAL
- A niech spuchnie! A niech zginie
- Ten młynarz! Ten stary złodziej!
- Przyobiecał mi kolędę:
- Ano jak nadesły Gody,
- Rzekę mu; „Dyć mnie przyodziej,
- Bo darmo słuzyć nie będę”.
- I co? Dał mi chadry stare,
- Co prawie cisnąć do wody,
- A takie buty dziurawe,
- Co jeść wołały... Psią wiarę
- W garści mieć, toby odprawę
- Dostał... Ho, ja temu ścierwie
- Porachuję wsyćkie gnaty —
- Raz uciekł, ale oberwie:
- Skórę na nim oporządzę!
- A to śleporód! Bogaty,
- A łapcywy na pieniądze,
- Taki sobek!
ORGANISTA
- Jak ta matka
- Świętego Piotra...
DRWAL
- Sobaka!
ORGANISTA
- Poczekaj — diabeł nim zatka
- Dziurą w piekle... Wiesz ty, jaka
- O matce Piotrowej gadka?
- Zła była i strasznie skąpa,
- Taka, co to nie użyczy
- I wydrzeć chce do ostatka.
- Jak przystał do apostołów,
- To ona za synem stąpa
- Krok w krok i co tchu nabierze,
- To nad nim ciuka i krzyczy:
- „— A gdzie twój rybacki połów?
- Wracaj mi się! Bierz więcierze!”
- Strasznie się baba rozwściekła
- O to, że on ludzi łowi,
- Miasto ryb. Ano po śmierci
- Wzieni ją diabli do piekła.
- Cóż? Markociło się w niebie
- Po niej świętemu Piotrowi;
- Myśli — myśli — głową wierci,
- Jak by ją mógł wziąć do siebie.
- Aże Najświętsza Panienka
- Jakoś wyjednała mu to,
- Iżby w piekielne czeluści
- Niteczkę z płaszcza wyprutą
- Mógł spuścić. A po tej nici
- Stara w niebo się wyspina.
- Nuż pruć — co upruje — spuści,
- Aż matka za koniec chwyci.
- Inne dusze potępione
- Też chcą iść, ale babina
- Jak zła była całe życie,
- Talk d teraz kląć zaczyna:
- „— A wy szelmy utopione,
- A pójdziecie precz?! Puścicie!
- To jeno po mnie od syna!
- Wara wam — bo nitka cienka!”
- W jedną stronę, w drugą stronę
- Baba siepie się i kopie,
- Aż tu naraz nitka pęka.
- Stara — buch! Ta i w ukropie
- Została...
Śmieją się. — Milczenie. — Za sceną odzywa się na fujarce motyw pieśni topielic.
ORGANISTA
- Cóż to za granie?
DRWAL
- A cóz by? ta mała bieda,
- Głupi Maciuś na fujarze
- Gra przy bydle...
ORGANISTA
- Przy organie
- Ono się nadobnie wyda.
- Zawołam go, przyjść mu każę
- W niedzielę...
Woła
- Hej! Ty, pastuchu!
- Maćku, bywaj tu! a prędzej!
DRWAL
woła
- Maciuś! Biegaj sam! Co duchu!
Wchodzi Maciuś
ORGANISTA
- Pójdź tu. — Chcesz trochę pieniędzy
- Zarobić?
GŁUPI MACIUŚ
kręci głową zdziwiony i rusza ramionami
- A co mi po tem?...
ORGANISTA
- Głupiś! Dostaniesz trzy grosze,
- Będziesz mi za to do wtóru
- Na fujarce grał przy sumie.
GŁUPI MACIUŚ
przecząc głową
- Bóg zapłać...
ORGANISTA
obruszony
- Cóż! Mam ci złotem
- Płacić?!
GŁUPI MACIUŚ
- Ja o nic nie prosę!
ORGANISTA
- Jak to! Nie chcesz grywać z chóru?!
GŁUPI MACIUŚ
- Ja się na tem nie rozumiem!...
ORGANISTA
- Dam ci starych butów parę,
- Jeść dostaniesz — kluski, kaszę...
GŁUPI MACIUŚ
- Ja sobie ta wolę krowy
- Gonić do lasa na pasę
- I grać — od kiej mam fujarę,
- Nic mi nie trza...
- Spogląda za scenę
- Pójdzies — Kwiata!
Wybiega
DRWAL
- Żeby on miał rozum zdrowy,
- Zgodziłby się...
ORGANISTA
- Koniec świata!
Wzburzony, idzie dalej drogą i wychodzi na lewo
DRWAL
bierze się do rąbania, podśpiewując
- Dobre leki
- Bez apteki
- U Jagienki mojej,
- Bo Jagienka
- U okienka
- Z kieliseckiem stoi...
- Hej, hej! — Z kieliseckiem stoi...
Za sceną słychać fujarę. — Drwal rąbie
LEŚNY DZIADEK
ukazuje się w głębi, wpośród zwalonych pni
- Precz stąd — nasienie człowiecze!
- Gdzie stąpisz, tam się zagłada
- Śladami twoimi wlecze
- I na pniach zwalonych siada.
- Bór mój wzdryga się do głębi
- Od toporów grzmotu,
- Liśćmi wstrząsa strach;
- Z krzykiem lecą ptaków stada,
- Jakby do odlotu.
- A twój topór się nie zębi
- Na najtwardszych pniach,
- Świeci, błyska i opada,
- Drzewa moje wali,
- Wyrębiska, cmentarzyska
- Dalej — coraz dalej!...
- Wy mordercy, co gładzicie
- Śliskiem ostrzem stali
- Wszelkich tworów byt i życie,
- Bo was chciwość pali...
- Wy robacy krótkotrwali,
- Którzy w jeden dzień
- Te olbrzymy, te stuletnie,
- Wycinacie w pień —
- Czyście kiedy pomyśleli,
- Ile ciepłych tchnień,
- Ile słonecznych promieni,
- Ile deszczów, ile rosy
- Trzeba, zanim ziarno strzeli
- Z tej ziemi, z jej trzewi,
- Nim się listkiem zazieleni,
- Rozkrzewi, rozdrzewi
- I sięgnie w niebiosy?
- Wiecie wy, że każdy listek,
- Każdy okruch kory,
- Wszelkie drzewo i las wszystek,
- To bratnie wam twory?
- Wy myślicie w głupiej pysze,
- Iż martwi i niemi
- Są ci wasi towarzysze,
- Wasi bracia z ziemi —
- Nie! to ród wasz stał się głuchy
- Na ich rozhowory
- I ich szept, i śpiew!
- O, porzućcie wy topory,
- A wytężcie słuchy,
- Gdy w pogodną ciszę
- Wiatrów szumny wiew
- Przeleci przez bory
- I zachwieje, zakołysze
- Wierzchołkami drzew —
- Czy wy znacie te wieczory,
- Te wieczory letnie,
- Gdy do złotych gwiazd
- Cichym szeptem przez lazury
- Drzewa modlą się stuletnie
- I ten cały las się modli,
- A w gałęziach słodkie chóry:
- Te śpiewacze, te ptaszęce
- Wtórują mu z gniazd?!
- A wy, ludzie — mali, podli,
- Przez drapieżne wasze ręce
- Wszystko idzie na zatratę,
- Rozdzieracie, plugawicie
- Tę zieloną ziemi szatę!...
DRWAL
zaskoczony zjawieniem się Dziada, wypuścił z rąk siekierę i stal w zdumieniu i przerażeniu
- Kto jesteście?
LEŚNY DZIADEK
- Kto ja jestem?
- Wszak znają moje imię
- Wszystkie kwiaty w rozkwicie,
- Pełne rosy o świcie,
- Wszystkie trawy szumiące szelestem
- I najlichszy mech,
- I dęby olbrzymie,
- Wszystko zna moje imię —
- I ciepłej wiosny dech,
- I srebrne śniegi w zimie,
- Co drżą i migocą
- Księżycową nocą,
- Skrysztalone u gałęzi,
- Szklany lód, co rzeki więzi
- I rumieńce zórz,
- I czerwone błyskawice
- W łonie czarnych burz,
- Znają mnie i moje imię
- I przed moją skłaniają się mocą,
- Bo ja ziemi tajemnice
- Znam — i żywiołami władam,
- I wziąłem pod swoją straż
- Ziemskich tworów bujny świat,
- Niebu patrzę twarzą w twarz,
- Ze słońcem, jak z ojcem, gadam:
- Miesiąc w górze, to mój brat!
DRWAL
osłupiały
- Któżeście wy?
LEŚNY DZIADEK
patrzy na niego chwilę z pogardliwym uśmiechem
- „Leśny Dziad!”
DRWAL
przerażony
- Jej! Wselki! duch Pana Boga
- Chwali!!
Cofa się wstecz
LEŚNY DZIADEK
- Precz! niech, się nie waży
- Stanąć tutaj twoja noga —
- Bo cię nieszczęście nie minie;
- Teraz jeszcze ujdziesz zdrowy,
- Lecz nie wracaj, bo w godzinie
- Coś złego tu ci się zdarzy...
Drwal, zostawiwszy czapkę i siekierę, ucieka
LEŚNY DZIADEK patrzy za nim długo. — Wśród ciszy leśnej rozlega się granie rogów myśliwskich
- Huczcie w rogi! Wasze łowy
- Nie na wiele wanvsię zdadzą —
- Zaczarowana ta puszcza,
- Zaklęte są te Ostępy
- Mojem słowem, moją władzą:
- Czar ołowiu nie dopuszcza
- I od strzałów chroni zwierza,
- Kordelas, jak z drzewa tępy,
- Próżno się tylko zamierza —
- Huczcie w rogi! Huczcie w rogi!
Odchodzi w głąb
GŁOS WOJEWODY
za sceną
- Dokądże te ścieżki wiodą?
CHOJNACKI
wchodząc
- Do drogi, prosto do drogi...
Za nim Wojewoda, Brzechwa, kilku myśliwych
BRZECHWA
- Niechże Mości Wojewodo
- Ad rem przyjdę i wyjaśnię.
- Zabił mi klina przysłowiem
- O jabłku, babce i dziadku...
- Paprockiego mam, lecz właśnie
- We środku i na ostatku
- Są trzy paginy wydarte.
Pokazuje książkę, którą dobywa zza cholewy
WOJEWODA
opryskliwie
- Nie Waszmości nie odpowiem!
- Waszmość mi tu prawisz baśnie,
- Gdym zły... A niech piorun trzaśnie
- Łowy dzisiejsze! Nie warte
- Splunięcia! Licho urzekło:
- Cześnik skręcił w kostce nogę,
- Wojskiemu palce popiekło
- Na panewce... ja, co strzelę,
- Ubić niczego nie mogę
- I pudło sadzę za pudłem!
- Ten rogacz! To już za wiele...
- Jeszcze z gniewu nie ochłódłem,
- A tu Waszmość włazi w drogę
- I wierci mi dziurę w brzuchu
- Babką, jabłkiem i gadaniem...
Do Chojnackiego
- Waść niech w trąbę dmie co duchu,
- Na śniadanie teraz staniem.
Wychodzi — za nim kilku myśliwych. Chojnacki trąbi sygnał długo i głośno
BRZECHWA
po chwili
- To może Klucznik mi powie
- Eksplilkację tych zagadek,
- Bo we łbie, jak ćwiek, mam wbite:
- „Jabłko, babka — jabłko, dziadek...”
CHOJNACKI
- Mnie item mięsza się w głowie:
- Oczy miał niesamowite,
- Strach wspomnieć...
BRZECHWA
- Cóż to być może?!
CHOJNACKI
- A tę historię dziwaczną
- Zna Waszmość o tym jaworze?...
BRZECHWA
- Chodźmy, bo wnet śniadać zaczną...
Wychodzą — słychać oddalający się głos Chojnackiego. Kręcąc się, chichocząc i skacząc, wpada Kusy, spoza sągów w głębi ukazuje się Boruta.
KUSY
śmiejąc się do rozpuku
- A ten drwal, to głupi chłop!
- Leciał borem, jak szalony,
- Bez czapki, z rozwianym włosem,
- A ja mu: Hop-hop! Hop-hop!
- Niby znanym ludzikom głosem —
- Z jednej strony, z drugiej strony
- W kółko wodzę i tumanię,
- A drwalisko za mną w trop!
- Zgubił drogę, drogi szuka,
- Co podbiegnie, to przystanie,
- Nadsłuchuje, huka...
- Aż mu sił i tchu nie stało —
- Hi! Udała mi się sztuka!!
BORUTA
zbliżając się
- I cóż z tego, świszczypało,
- Że tam otumanisz kogo:
- Drwala, babę czy smolarza!?
- Torba śmiechu, lecz nic potem,
- Ale słuchaj, skoczynogo,
- Leśny Dziadek się odgraża
- Przeciwko temu drwalowi.
- Ściągnąć go trzeba z powrotem,
- Niech wraca, niech rąbać zacznie,
- To się sam, jak w potrzask złowi,
- Jeno to trzeba nieznacznie,
- Chytrze, mądrze...
KUSY
podskakując radośnie
- Ja to zrobię?!
BORUTA
- Jak z pastuchem i fujarką?!
- Słyszysz go? Wygrywa sobie!
- Żebyś miał był, biesie Kusy,
- Dowcipu choć jedno ziarko
- Nie byłby cię wywiódł w pole.
- Dziś on głuchy na pokusy,
- Przystąpić do siebie nie da,
- Bo go fujara ochrania.
Słychać ciągle Maćkową fujarę. — Kusy wściekły, uszy sobie zatyka i tupie.
- Wadzisz, jak cię w uszy kole
- Dźwięk rozgłośny tego grania!
KUSY
wściekły
- Bieda mi z tym Maćkiem, bieda!
- Tak się głupiemu pastusze
- Dałem oćmić...
BORUTA
- Ergo muszę
- Sam już pójść po tego drwala...
- Któż to powie, któż odgadnie,
- Komu z tego korzyść padnie,
- A komu śmierć i zagłada!...
- Chociaż ludzkich losów szala
- Jest w niebiesiech zawieszona,
- Lecz ważki sam człowiek wkłada!
- Jeśli wszystko tu się składnie
- I po myśli mej wykona,
- To rzecz dziwna tu się stanie...
- A teraz prędzej po drwala!
- Prowadź mnie Waść... Na śniadanie
- Wojewodzianka już zmierza,
- Widzisz ją? Z zamku niesiona,
- Ciągnie pudrowana lala
- W złocistej swojej lektyce...
Wychodzą.
Zaraz potem w złocistej, otwartej lektyce Wojewodzianka, niesiona przez czterech ludzi
WOJEWODZIANKA
słysząc fujarę, wychyla się
- Przywiedźcie tego pasterza,
- Jego fletnia nieuczona
- Brzmi cudnie. Chcę się muzyce
- Tego sielskiego Filona
- Przysłuchać...
Służba stawia lektykę — dwóch wychodzi i zaraz wraca, prowadząc Maciusia, który staje onieśmielony
WOJEWODZIANKA
- Słodko i mile
- Wygrywasz, pasterzu młody,
- Zbliż się tutaj...
GŁUPI MACIUŚ
obracając kapelusz w ręku
- Kiej się wstydam...
WOJEWODZIANKA
- Nie wstydź się i graj mi chwilę,
- Jak nad brzegiem jasnej wody
- Grałeś, leząc na murawie,
- Dla nimf leśnych i swej trzody...
- Czemu tak w trwożnej postawie
- Stoisz, pasterzu mój młody?
Wysiada z lektyki i podchodzi ku memu, prosząc
- Graj!
GŁUPI MACIUŚ
- Dyć dla Jasnej Panienki
- Nie śmiem grać...
WOJEWODZIANKA
- Masz na zadatek
- Wdzięczności — z przyjaznej ręki
- Perłami sadzony kwiatek,
- Odpięty od mej sukienki.
Podaje
GŁUPI MACIUŚ
- Nie trza... Juz go ta ostawię
- Panience... i zagrać wolę
- Za darmo... Co mi ta po tem?
WOJEWODZIANKA
- Graj, graj o tem, jak żurawie,
- Kąpiąc pióra w słońcu złotem,
- Przez błękitnie niebo lecą,
- Graj mi o tem, jak na pole
- Z piosnką wychodzą żniwiarze
- I sierpami w słońcu świecą.
- Graj mi o tem, jak topole
- I wierzby szumią u drogi,
- Kiedy powieje Favoni.
- Graj o tem, jak śnieżne twarze
- Sennych lilij drżą i bledną,
- Kiedy miesiąc złotorogi
- W gwiazd orszaku się ukaże,
- Graj mi o tem, jak się płoni
- Rumieńcami niebo wschodnie,
- Nim promienne blaski padną.
- Graj, graj!...
GŁUPI MACIUŚ
wskazując fujarkę
- Ona wygra godnie
- Co Jasna Panienka kaze:
- Wsyćko jej wyśpiewać snadno:
- Cudność, cudność w tej fujarze.
Gra — Wojewodzianka słucha
WOJEWODZIANKA
gdy grać skończył
- Cudność, cudność twoje granie!
- Co jeno zechcę, śni mi się;
- Widzę wszystko, jak na jawie,
- Dopóki nie przebrzmią echa —
- I ty chodzisz w tym łachmanie,
- Mój fletniarzu, mój Dafnisie?!
- Daruj, że pytam ciekawie:
- Gdzie dom twój? gdzie twoja strzecha?
- Co znaczy takie przebranie?
- Kto jesteś, pasterzu młody?
GŁUPI MACIUŚ
- Ja? — Głupi Maciuś, ze młyna.
WOJEWODZIANKA
- Z młyna przy zamkowej górze?
GŁUPI MACIUŚ
- Jak ta schodzą te ogrody,
- Kaj się to błonie zacyna.
WOJEWODZIANKA
- Służysz tam?
GŁUPI MACIUŚ
- A ino, słuzę.
WOJEWODZIANKA
- W młynie przy górze zamkowej?
GŁUPI MACIUŚ
- Juźcić, juźcić... Pasam krowy.
WOJEWODZIANKA
- W lesie?
GŁUPI MACIUŚ
- W lessie pasam we dnie.
- A jak się wiecór obrobię,
- To na błoniu pasę konie
- W noc...
WOJEWODZIAKKA
- I grasz?
GŁUPI MACIUŚ
- Nie grałbym sobie?
- Juźcić gram. — Juz na połednie
- Krowy do młyna pogonię...
- Ostańcie z Bogiem, Panienko...
WOJEWODZIANKA
- Do widzenia, mój Filonie...
Siada w lektykę, którą słudzy wynoszą.
Maciuś odchodzi w głąb; słychać, jak nawołuje krowy po lesie, potem rozlega się głos fujarki, która oddala się i cichnie. — Wchodzi Jasiek, dwudziestoletni, rosły parobek, o rysach ostrych, śniadej cerze, gęsta czarna czupryna, spadająca na czoło. Ubrany w zgrzebną koszulę, wypuszczoną na spodnie, na koszuli czerwona kamizela, na ramionach zarzucona biała sukmana; na głowie wysoki, filcowy kapelusz z kolorowo haftowaną, szeroką wstążką. Cała przyodziewa wytarta, znoszona i wyprószona mąką. Na nogach buty z cholewami, w ręku kij i zawiniątko. Idzie szybko; za nim słychać głos Młynarki, która po pierwszych słowach wbiega na scenę, dogania go i rzuca mu się na szyję.
MŁYNARKA
- Jaśku! Jasinku! — Kaj ciekas?
- Wróć się! kochanie jedyne!
JASIEK
wyrywając się
- Puść mię!
- Juz mi tego nie kaz,
- Jak ułapiłam za syję,
- To nie puscę! Pierwej zginę!
JASIEK
- Puscaj Maryś! Bo ubiję!
MŁYNARKA
- A bij! Niech krew ze mnie plusce,
- Ino się wróć! Ostań ze mną!
- Juz cię nie puscę! Nie puscę!
JASIEK
- Po próżnicy! Na daremno!
- Puscaj głupia!
MŁYNARKA
- Moje złoto,
- Moje ty zycie kochane!
- Kajze pójdzies?...
JASIEK
- Co ci o to?
- Pójdą, kaj chcę, nie ostanę;
- Raz się skońcy między nami...
- Nie zastępuj mi na drodze!
MŁYNARKA
- A zebym iść miała boso
- Za tobą w jednej kosuli —
- Pójdę!... Górami, lasami,
- Rzeki za tobą przebrodzę,
- Bez ogień skocę — a duchem!
- Zeby mnie hawok przykuli
- Do ziemi siódmym łańcuchem,
- Urwę się, polecę ptakiem
- Za tobą — na koniec świata!
- Juz ja cię wsędy dogonię,
- Leć ty, nikiej wiater lata,
- A mnie się w miejscu nijakiem
- Nie skryjes — w nijakiej stronie,
- Choćbyś się schował pod ziemię,
- Choćbyś posedł na dno wody,
- Jak ta jaskółka skrzydlata,
- Co się na zimę pod lody
- Chowa...
JASIEK
przez zęby
- Maryś! Puscajze mię,
- Jak się sama nie odpętas
- Ode mnie, to ci tak zrobię,
- Ze mnie puścis po niewoli —
- Słysys! Puść! Bo popamiętas!
Szarpie ją i odpycha pięściami
MŁYNARKA
- Taka dziś moja zapłata!...
- Jaśku, adyć spomnij sobie
- Na ono kochanie swoje —
- Ze cię tez serce nie boli.
JASIEK
- Weź se innego gamrata.
- Ja ta o ciebie nie stoję,
- Omierzło mi to kochanie!
- Co kiej było — to skóńcone,
- Nie wróci się, nie odstanie —
- Juz my się nie dogodziwa;
- Trza pójść kużde w swoją stronę,
- Bo mnie tu nijaka siła
- Kole ciebie nie utrzyma —
- Puść mię! Idź!
MŁYNARKA
- Co ja ci krzywa?!
- Nie dościem ci dobra była?!
- Oj, byłam ci, jak to lato,
- Jak ta ciepleńka pogoda —
- Za toś ty mi, jak ta zima,
- Jak ten mróz, kiej się ozeźli,
- Ino, ze ja nie dbam na to,
- Bo mi ciebie i tak szkoda,
- Chociaś zły... My się oboje
- Na całym świecie naleźli
- Ku sobie, jak tych rąk dwoje,
- Dwoje rąk własnych cłowieka...
- Jasieńku — złotości moje!
- Ja przez ciebie, jak kaleka.
JASIEK
- Bodaj wprzód słonko w dzień biały
- Zagasło było na niebie,
- Nim się zgodziłem we młynie!
- Bodajze były oślepły
- Te ocy w onej godzinie,
- Kiedy ciebie uwidziały —
- Bodaj te ogniste zorze
- Na węgiel były zgorzały
- I nikiej popiół zakrzepły,
- Nim ja ku twojej komorze
- Pierwsy raz skakał bez płoty,
- Bodaj siarcyste pierony...!
MŁYNARKA
- Cichaj! Mójeś ty! Mój złoty!
- Com ja tobie, Jasiu, krzywa?
JASIEK
- Coś krzywa? Adyć od rana
- Zachodzis mię z kuzdej strony,
- Lepnies do mnie, jak ta glina,
- A dopiecna, zazdrościwa,
- Ona twoja przywięzałość —
- Niech się ino krokiem rusę,
- To mię ślakujes ze młyna!
- A te płace, a ta załość,
- Ino przy której dziewuse
- Stanę i słowo zagadnę.
MŁYNARKA
- Oj! wiem! Jagna Sekulonka!
- Pachnie ci? Ślepia ma ładne?
- A w karcmie onej niedzieli,
- Nie dałeś jej to pierzcionka,
- Choć ode mnie darowany?!
- Ady cię ludzie widzieli,
- Ja tez patrzała od proga:
- Siedzieliśta wedla ściany,
- A tyś nim turnął po stole
- Prosto ku niej, o laboga!
JASIEK
- A cy ja to zaprzedany
- Tobie na wiecną niewolę?
- Skoro cię licho urzekło,
- To niech się ta w tobie pali
- Ona zazdrość, ono piekło!
- Co mi ta, kiej insą wolę!!
- Zechcę, to się i ozenię,
- Niechby ino Jagną dali...
MŁYNARKA
- Smierć moja i zatracenie,
- Zeby się ziemia zapadła
- Pod wami! Zeby niescęście
- Rodziło się z tego stadła
- Bodajże wam...
JASIEK
- Co wyklinas?!
- Co mi w ocy pchas te pięście?!
- Mas swojego! Cym w kościele
- Ślubował ci? Cy przysięgłem
- Przed księdzem?... Dyć zyje młynarz —
- Co mas do mnie?!
MŁYNARKA
stoi chwilę milcząca z oczyma wbitymi w ziemię potem zbliżą się ku niemu i mówi gardłowym, zdławionym szeptem
- — Wróć się ino...
- Stań se wiecorem za węgłem...
- Siekiara... będzie u płota...
- ...Miarkujes!... Wieś?...
JASIEK
- Co mam wiedzieć?...
MŁYNARKA
- Jakoz ci gadać inacej?...
- ...Chciałbyś ty na grancie siedzieć?
- Mieć dom ze wsyćką chudobą,
- Z całem nacyniem, z gadziną?...
- Oześmiel się ty ze sobą —
- Będzies miał!
JASIEK
- Co się to znacy?
MŁYNARKA
- Chudak-eś ty i biedota,
- A chciej, to w jednej godzinie
- Wsyćko ci się przeinacy...
- Ja się po temu przycynię:
- Nie zaparte będą wrota...
- ...Stań za węgłem... wiecór!?... ciemno...
- Zywe oko nie zobacy...
- Krwie się nie bój, bo krew spłynie
- Akuratnie, jak ta woda...
JASIEK
zrozumiawszy, cofa się z przerażeniem i patrzy na nią, nie mogąc przemówić słowa — po chwili
- Jezu, zmiłuj się nade mną!
- Strach słuchać... jaze okropa!...
- To mię ty na krwie przelanie
- I na śmierć swojego chłopa
- Nawodzis?!... Ty, pokuśnico!
- Nie stanie się to, nie stanie!
- Klnę ci się na mękę boską...
- Puść, bo jak mię złości chycą
To cię, piekielna kumosko...
Odpycha ją gwałtownie i wychodzi
MŁYNARKA
odepchnięta, zatoczyła się i padła — zrywa się i wybiega za nim
- Stój! Stój! Jaśku!...
Słychać jeszcze długo za sceną jej płacz i wołanie, i głos Jaśka podniesiony i niecierpliwy.
Z przeciwnej strony wchodzi Boruta, wiodąc podpitego Drwala — za nimi, w podrygach, również trochę podpity, Kusy.
BORUTA
ciągnąc Drwala za połę
- Jeno śmiało!
DRWAL
- Setny ślachcic z Waszmość Pana:
- Ukrzepiłem się gorzałą...
- Już się nikogo nie boję!
BORUTA
nalawszy czarkę z oplatanej manierki
- Napijmy się, bo nalana:
- W ręce twoje, w gardło moje...
DRWAL
śpiewa
- Pije Kuba
- Do Jakuba,
- Jakub do Michała!
Wypiwszy
- Cemu sługa was nie pije?
- Panie ślachcic...
KUSY
błagalnie do Boruty
- Dwie kropelki!
Oblizuje się
BORUTA
- Kiedy on i tak ma w czubie,
- To łeb słaby...
DRWAL
- Ale wielki!
- Dać mu kapkę, niech użyje...
Boruta nalewa
KUSY
ściska Drwala rozczulony
- Ja cię, drwalu, strasznie lubię!
DRWAL
- Ja cię tez.
Ściskają się
KUSY
- Ty! Twoje zdrowie!
DRWAL
śpiewa
- Pijes ty, piję ja,
- Kumpanija cała...
Kusy wpada w śpiewkę — śpiewają razem
- A kto nie wypije,
- Tego we dwa kije!...
DRWAL
podnosząc siekierę, która leżała na ziemi
- Kto mi teraz słowo powie?
- Jaze dusa we mnie rada
- W godnej kumpaniji wasej!
- Dać mi tu Leśnego Dziada,
- Siekierą snu łeb rozbiję!
- Prawda? On tak ino strasy!?
KUSY
zatacza się, podrygując koło Drwala
- A kto nie wypije
- Tego we dwa kije...
DRWAL
odpycha go kułakiem i, wymachując siekierą, śpiewa
- Pijany-ja! Pijany-ja!
- Na bok z drogi kanalija!
- Kanalija na bok z drogi,
- Bo podetnę zaraz nogi!
Rzuca się ku dębowi i zaczyna rąbać zawzięcie
BORUTA
do Kusego
- Pędem, Kusy, zaskocz drogę
- Parobkowi i młynarce,
- Wódź ich w kółko, w prawo, w lewo,
- Aż ich tu po jakimś czasie
- Znów przywiodą twoje harce...
- Śmigaj!
KUSY
zataczając się
- Kiedy... bo nie mogę...
BORUTA
- Śmigaj zaraz, bo cię skarcę!
KUSY
- Lecę!...
Wybiega chwiejnym krokiem
BORUTA
- Drwal już rąbie drzewo;
- Onych dwoje wnet mi zasię
- Kusy napędzi do sieci...
- Wszystko mi się jakoś kleci,
- Bo i młynarz, widzę, leci!
Odchodzi w głąb i znika w gąszczach
DRWAL
rąbiąc, podśpiewuje
- Hej na babie ja nie stracę,
- Bo ją przedam, kupię klacę,
- A tej klacy skórę złupię,
- Za nią sobie dziewkę kupię!
Wchodzi Młynarz. Niemłody, niski, krępy chłop; twarz okrągła, o rysach grubych i pospolitych. Włosy długie, siwiejące, równo przycięte nad brwiami i na karku. Ubrany w długi kaftan granatowy, w rodzaju żupana, bez rękawów, podszewka i potrzeby amarantowe. Spodnie płócienne, wpuszczone w buty, na głowie magierka.
DRWAL
spostrzegłszy go, staje groźnie
- Tyś!...
MŁYNARZ
zaskoczony nagle, staje, nadrabiając miną
- Nie sedł tu Jasiek tędy?
DRWAL
groźnie
- To mas ze mną do gadania?
MŁYNARZ
w strachu, słodko
- Józuś! To ty skróś kolędy
- Złość mas do mnie?
DRWAL
- Jużci! Cóżby?!
MŁYNARZ
- Wieś co? Jasiek lasem gania,
- Uciekł mi widno ze słuzby,
- Co ja mam lecieć w te pędy,
- Chcący go chycić na drodze?
- Wieś? Przystań nazad do młyna...
DRWAL
- Co ta gadać na darmosa?!
- Ja ci się do młyna zgodzę!
- Do takiego łapigrosa,
- Jakeś ty jest!
MŁYNARZ
w strachu, prawie błagalnie
- Pogódźwa się!
DRWAL
biorąc go za ramię
- Hę! Strach cię juz trząść pocyna?
- Takiś miętki! Poniewcasie!
- Sprawiedliwość ci się znacy,
- Nadesła twoja godzina!
MŁYNARZ
wymykając się
- Józek! Puść mię po dobrości!
DRWAL
chwyta go pod gardło
- Mam cię!
MŁYNARZ
broniąc się
- Puść!
DRWAL
zamierza się nań siekierą
- Kutwo sobacy!
MŁYNARZ
chwyta go za ramię
- Rety! Rety!
DRWAL
szamocząc się z nim
- A, wciórności!
Szamoczą się chwilę
MŁYNARZ
uderza go pięścią w twarz
- Mas! Naści!
DRWAL
- Jezu! Maryjo!
- Krew! Krew!
Rzuca siekierą i zasłania twarz
MŁYNARZ
puszcza go i woła za uciekającym
- Mozes do wiecora
- Jezuskować, Maryjkować!
- Co?! Wies, jako po łbie biją!?
- Ozbijacu zatracony,
- Teraz lecis do jeziora
- Pysk myć! Panie Boze prowadź!
- A porachuj one zwony!
- We wodzie!
Wybiega parę kroków w głąb sceny za Drwalem i chwilę patrzy za nim, wygrazając pięściami.
BORUTA
pędząc przed sobą Jaśka, wychodzi z lewej strony; za nim z pokorną miną lezie Kusy.
Do Jaśka
- Tędy nie wolno!
- Panowie śniadają w lesie,
- Masz fam dołem ścieżkę polną —
- Droga zamknięta dla gminu!
Do Kusego
- Ordynans dałem wyraźnie,
- Tyś poszedł spać, durny biesie.
KUSY
- Bo ja... ten...
BORUTA
biorąc go za kark
- Sprawię ci łaźnię!
Wlecze go za sobą
KUSY
skomląc
- A jaj!
Wychodzą na lewo
MŁYNARZ
zachodzi drogę Jaśkowi
- Jasiek! Psi synu!
- Kajze ciebie licho niesie?
JASIEK
- Idę, kaj chcę.
MŁYNARZ
- Toś ty błaźnie
- Na dobre uciekł? Z tobołem!?
JASIEK
- A ino! Wzionem, co miałem,
- Idę we świat!
MŁYNARZ
- Jakiem cołem?
- We świat? Przed świętym Michałem!?
- Wracaj mi się do roboty,
- We młynie ceka razówka,
- Trza mleć...
JASIEK
- Juźci! Jutro wrócę,
- Ale nie dziś...
MŁYNARZ
- Zawrzyj zęby —
- I rusaj!
JASIEK
- Nie mam ochoty,
- Nie pójdę!
MŁYNARZ
- Jaka wymówka?
- Jak cię po plecach wymłócę,
- To się wrócis, powsinogo!
JASIEK
- Nie ozdzierajcie se gęby,
- Ja się nie boją nikogo,
- Pójdę sobie, kaj chcę, wsędzie...
MŁYNARZ
- Wrócis do młyna, ty włóko?!
JASIEK
- Nie wrócę, i co mi będzie?
MŁYNARZ
- Wies, co jest kij? To, cem tłuką.
JASIEK
- Wiem, bo ja sam, kiej trza, tłukę.
MŁYNARZ
- Ty odmopysku zuchwały!
JASIEK
- Kij na kij, stuka na stukę!
- Wy z kamienia, ja ze skały...
MŁYNARZ
wyrywa mu tobołek z ręki
- Oho! Twoja przyodziewa!
MŁYNARZ
- Jak?! Co zaś?!
JASIEK
- Powiem ci, selmo,
- Powiem! Słuchaj, wieś, co było?
- To było, że ona młoda,
- I ze starym jej się oniło...
- Widnoś miał na ocach bielmo,
- Kiej my chodzili ku sobie!...
MŁYNARZ
- Łzes!
JASIEK
- Prawda jest! Jak tu stoję!
- Nie wierzys? Co? Ja się wrócę!
MŁYNARZ
- Wścieknę się!
JASIEK
- Wściekaj się! Wściekaj!...
MŁYNARZ
- Ty!... Ty...! Psiakrew! Ja ci zrobię...
Chce się na niego rzucić, spostrzega Młynarkę, która weszła była właśnie
- Tyś mi tu jest?!... Ja tej suce!...
- Maryśka!! Ja was oboje...
Rzuca się ku niej
JASIEK
chwytając go za rękaw
- Oddas?!!
MŁYNARZ
- Trzymam cię na haku:
- Musis wracać! Pójdźwa oba...
JASIEK
- Nie pójdę, ty wisielaku!
- My się tu wnet razsądziwa...
MŁYNARZ
- Racyją ma ten, co trzyma,
- Byle mocno, pod pazuchą.
JASIEK
- A zeby ciebie choroba!...
- Mówię ci, oddaj, psiajucho!
'
MŁYNARZ
odpychając go
- Idź, idź na złamanie karku!
- We świat! Kaj ci się podoba.
JASIEK
- Ze mną teraz śmiechu nie ma,
- Wsyćko we mnie wre, jak w garku!
- Chces? to się wrócę do młyna!
- Gwałtem chces? To dobrze! Zgoda!
- ...Oj radia będzie Maryna...
JASIEK
rzuca się na Młynarza z tyłu
- Puść!
MŁYNARKA
- Bo mię zabije!
Jasiek odciąga Młynarza od niej, zmagają się, wodząc się z sobą po scenie
MŁYNARZ
- Gardło twoje albo moje!
MŁYNARKA
zerwawszy się z ziemi, podniosła siekierę Drwalową i podaje Jaśkowi
- Bijze, Jasiu, bij, co siły!
Wpija się Młynarzowi oburącz w długie włosy na karku i przechyla mu głowę w tył
MŁYNARZ
uderzony siekierą w czoło
- Jezu!
MŁYNARKA
- Jesce go! Bestyję!
JASIEK
stoi przerażony z siekierą w ręku
- Com ja zrobił!...
MŁYNARKA
- My oboje
- Ubiliśwa go!
MŁYNARKA
uskakując za Jaśka
- Jasiek! Nie daj ty mię!
MŁYNARZ
- Cekaj!
- Prawda to jest, co on gada?
JASIEK
odpycha go
- Idź!
MŁYNARKA
- Nieprawda! Jasiek kłamie!
MŁYNARZ
- Ty łzes!
- Chwyta ją
JASIEK
- Wara od niej! Stój!
MŁYNARZ
powala Młynarkę o ziemią
- Biada ci fryjerko, biada!
- Ja tobie kości połamię!...
Przygniata leżącą kolanem
MŁYNARKA
- Rety!
JASIEK
stając
- Cichaj... Ktosi idzie drogą...
- Słysys kroki z niedaleka?...
MŁYNARKA
nadsłuchując
- Las dysy... nie ma nikogo!...
Znikają w gąszczach
Po chwili wchodzi Boruta, za nim Kusy
BORUTA
- Trąb mi zaraz, a rozgłośnie,
- Niechaj pobudkę powtarza
- Dąb dębowi, sosna sośnie,
- Niech zahuczą echem bory,
- Niech rozbrzmiewa głos i rośnie.
KUSY
- Tu? Nad zewłokiem Młynarza?
BORUTA
- Gdzieżeś ty chciał? Marny głąbie!
KUSY
- Skąd wziąć trąby?
Rozgląda się
- Muchomory!
- Wezmę jeden i zatrąbię.
Zrywa dużego muchomora, przetyka go na wylot mosiężną lasedzką i trąbi na nim sygnał myśliwski długo i przeraźliwie.
JASIEK
nachylając się
- Nie żyje?!
- Ani dycha, ani zipie.
MŁYNARKA
- Co będzies stał nadaremno,
- Nie zazieraj mu w te ślepie
- Ozwarte!.., Jaśku! Mój miły,
- Słysys? Chodź ze mną! chodź ze mną!
JASIEK
- Com ja zrobił! Jezu Chryste...
- Od tej krwie w ocach mi ciemno!
MŁYNARKA
- Rzuć siekierę, rzuć o ziemię...
- Po zelezie krew ocieka.
- Tyś mój na wielki wiecyste!
JASIEK
- Maryś...
MŁYNARKA
- Pójdź!...
JASIEK
- Tam ktosi woła...
MŁYNARKA
- Te ino pies... słuchajze mię,
- Nie bój się! Chodź, to pies sceka...
- Raźno! Ludzie dokoła.
- Biegną ku wsi przez las.
BORUTA
- Jeden róg już odpowiada...
- Teraz drugi, teraz trzeci...
- Jeszcze! Jeszcze! Niech się zbliżą!
Kusy trąbi
- Cała szlachecka gromada
- Od bigosu tutaj leci,
- Umiknijmy się teraz chyżo,
- Aby najgrubszego zwierza
- Nie spłoszyć, skoro do sieci
- Zastawionej sam tu zmierza.
Odchodzą spiesznie drogą na prawo. — Równocześnie z głębi nadchodzi Drwal. Cała koszula na piersiach zbroczona, na rękawach niedomyta krew. — Z lewej strony sypie się szlachta, wśród niej Brzechwa, Wojewoda, Chojnacki. Gromadzą się z boku, na przodzie sceny.
WOJEWODA
- Stąd gdzieś huczał odgłos rogu...
- Pewnie ktoś na ślad niedźwiedzi
- Wpadł i dał nam znać sygnałem.
SZLACHCIC
- Stąd szedł głos, przysięgam Bogu!
CHOJNACKI
- Nie wiedzieć, gdy głos się cedzi
- Przez gąszcz, ja stamtąd słyszałem!
WOJEWODA
- Może ślad, najdziemy świeży!
CHOJNACKI
z kilkoma myśliwymi rozgląda się po ziemi
DRWAL
doszedł tymczasem do dębu i podniósł siekierę, schylając się, spostrzegł Młynarza, leżącego wśród paproci
- A Słowo stało się Ciałem!
Odskakuje wstecz przerażony, rzuca siekierę i ucieka
BRZECHWA
- Kto tam przez gęstwę ucieka?
CHOJNACKI
- Krew!i Krew! Na ziemi trup leży!
WOJEWODA
- Trup?! Gonić tego człowieka!!
Wszyscy gromadzą się nad zwłokami, kilku strzelców puszcza się w pogoń za Drwalem
BRZECHWA
patrząc za nim
- Już on się im nie wywinie,
- Próżno się przez chrust przedziera,
- Dopadną go wnet w gęstwinie...
SZLACHCIC
- Co to? Skrwawiona siekiera?!
Ukazuje siekierę
INNY SZLACHCIC
z grupy pochylonej nad ciałem
- Horror patrzeć, co za rana!
- Co krwi, Mości Wojewodo!
CHOJNACKI
wracając z pościgu, woła
- Chwycili go! Już go wiodą!
Wchodzi Drwal pod strażą
BRZECHWA
- Cała koszula zbluzgana.
TRZECI SZLACHCIC
- Patrzcie, jaka facies dzika!...
WOJEWODA
- Dać go tu! Przyznaj się, łotrze,
- Zabiłeś? Twoja siekiera?...
DRWAL
przerażony nie może wymówić słowa, tylko głową trzęsie
WOJEWODA
- A krew!
Wskazuje na zbroczoną koszulę
DRWAL
po chwili, na pół z płaczem
- O rany najsłodse!
- Nie ja!... Nie ja!... Jezu! Nie ja!...
CHOJNACKI
- Patrzcie! Jeszcze się wypiera!
Wiąże Drwalowi ręce w tył
DRWAL
- Krew z nosa...
WOJEWODA
- Co?! Kto uwierzy!?
- In flagranti złapan: knieja —
- Trup we krwi skąpany leży,
- Ten zbroczony w las ucieka...
BRZECHWA
- Krew z nosa!!
DRWAL
- Nie ja!... Mój Boże!
WOJEWODA
- Milczeć... Na zamek! Do wieży
- Zamknąć mi tego człowieka!
- Dziś jeszcze sąd nad nim złożę!