W lesie — przy drodze. W głębi sceny las rzednieje i widać pościnane drzewa, częścią poobijane z gałęzi i obłupione z kory. Na lewo w głębi sągi, na prawo Drwal, ścinaniem wielkiego drzewa zajęty. Cały przód sceny zajmuje droga, przy której rosną paprocie i muchomory. Jasny, pogodny dzień letni przed południem. Drwal, czterdziestoletni rosły chłop, o niskim czole i głupowatym wyrazie twarzy, bez zarostu, włosy gęste, nad brwiami równo przycięte. Na głowie czapka barania, ubrany w koszulę wypuszczoną na parciane spodnie, w pasie przepasany rzemieniem, boso. — Wchodzi Organista, niemłody, z siwiejącym, krótko przyciętym wąsem. Ubrany w granatową kapotę z czerwonymi potrzebami, pas lniany, na głowie bekieszka, na nogach buty z cholewami.

DRWAL

Pochwalony...

ORGANISTA

In saecula
Saeculorum — cóż, rąbiecie?

DRWAL

Oj rąbię — rąbię siarczyście,
Adyć już do krzty kosula
Zapotniała mi na grzbiecie;

Ociera pot rękawem

Nie ma to jak organiście —
Lentki chleb...

ORGANISTA

Ludzie na świecie!
Mało ja się to narobię?
Spróbujcie — widzielibyście,
Że grać na organie trudniej,
Jak rąbać... At, chamska jucha
Nawet kościelnej osobie
Kawałka chleba zazdrości,
Ale jak organ zadudni,
A człek w płuca chyci ducha,
I ryknie głosem na chórze,
Popytajcie Jegomości,
Jaka to tam radość w górze:
Święci słuchają ciekawi,
Pan Jezus nadstawia ucha
I do Matki Boskiej gada:
„Oj ładnie wygrywa, ładnie,
Jak on też to tak potrafi!”
I wnet rączką błogosławi,
A Najświętsza Panna rada,
Że błogosławieństwo spadnie
Dla calusieńkiej parafii...

Po chwili podśpiewuje

Grała święta Cecylija
Na organie —
A przy niej kwitła lelija,
Słuchały jej święte Panie
I Maryja,
Kiedy grała na organie
Cecylija!

Chwila milczenia. — Słychać z daleka szczekanie psów i granie trąb

DRWAL

To tak od samego rana
Po lasach te trąby grają
I ta ślachta posrprasana
Ze wsyćkich śterech stron świata
Ze strzelbami, ze psią zgrają
Za wselakim zwierzem lata...
Bedą — widno — śniadać w lesie,
Bo się dla nich bigos warzy,
— Ale ze to panom chce sie
Gnać talk po tych krzach i chrustach?!
Wy pewnikiem do kucharzy
Idziecie? Ze smakiem w ustach
Na to jadło...

ORGANISTA

Gdzie! do kata!
Chodzę po lesie, a chodzę
I szukam na wszystkie strony,
Bo wczoraj flaszka pękata,
Pełniuśka wody święconej,
Zginęła mi gdzieś po drodze
Z jarmarku...

DRWAL
nadsłuchując

Oho, na trąbie
Zabucało kajsi blisko.

ORGANISTA

Trza iść... Dopomóż wam Boże!

DRWAL

Bóg zapłać... Rąbię i rąbię,
Ale to strasne dębisko.
Nie wnetki ja go położę...
Oj cięzko... A i tak wolę
Od onej słuzby w młynie.

ORGANISTA

Chleb służebny w gardło kole:
Lepszy swój, choćby i suchy.

DRWAL

A niech spuchnie! A niech zginie
Ten młynarz! Ten stary złodziej!
Przyobiecał mi kolędę:
Ano jak nadesły Gody,
Rzekę mu; „Dyć mnie przyodziej,
Bo darmo słuzyć nie będę”.
I co? Dał mi chadry stare,
Co prawie cisnąć do wody,
A takie buty dziurawe,
Co jeść wołały... Psią wiarę
W garści mieć, toby odprawę
Dostał... Ho, ja temu ścierwie
Porachuję wsyćkie gnaty —
Raz uciekł, ale oberwie:
Skórę na nim oporządzę!
A to śleporód! Bogaty,
A łapcywy na pieniądze,
Taki sobek!

ORGANISTA

Jak ta matka
Świętego Piotra...

DRWAL

Sobaka!

ORGANISTA

Poczekaj — diabeł nim zatka
Dziurą w piekle... Wiesz ty, jaka
O matce Piotrowej gadka?
Zła była i strasznie skąpa,
Taka, co to nie użyczy
I wydrzeć chce do ostatka.
Jak przystał do apostołów,
To ona za synem stąpa
Krok w krok i co tchu nabierze,
To nad nim ciuka i krzyczy:
„— A gdzie twój rybacki połów?
Wracaj mi się! Bierz więcierze!”
Strasznie się baba rozwściekła
O to, że on ludzi łowi,
Miasto ryb. Ano po śmierci
Wzieni ją diabli do piekła.
Cóż? Markociło się w niebie
Po niej świętemu Piotrowi;
Myśli — myśli — głową wierci,
Jak by ją mógł wziąć do siebie.
Aże Najświętsza Panienka
Jakoś wyjednała mu to,
Iżby w piekielne czeluści
Niteczkę z płaszcza wyprutą
Mógł spuścić. A po tej nici
Stara w niebo się wyspina.
Nuż pruć — co upruje — spuści,
Aż matka za koniec chwyci.
Inne dusze potępione
Też chcą iść, ale babina
Jak zła była całe życie,
Talk d teraz kląć zaczyna:
„— A wy szelmy utopione,
A pójdziecie precz?! Puścicie!
To jeno po mnie od syna!
Wara wam — bo nitka cienka!”
W jedną stronę, w drugą stronę
Baba siepie się i kopie,
Aż tu naraz nitka pęka.
Stara — buch! Ta i w ukropie
Została...

Śmieją się. — Milczenie. — Za sceną odzywa się na fujarce motyw pieśni topielic.

ORGANISTA

Cóż to za granie?

DRWAL

A cóz by? ta mała bieda,
Głupi Maciuś na fujarze
Gra przy bydle...

ORGANISTA

Przy organie
Ono się nadobnie wyda.
Zawołam go, przyjść mu każę
W niedzielę...

Woła

Hej! Ty, pastuchu!
Maćku, bywaj tu! a prędzej!

DRWAL
woła

Maciuś! Biegaj sam! Co duchu!

Wchodzi Maciuś

ORGANISTA

Pójdź tu. — Chcesz trochę pieniędzy
Zarobić?

GŁUPI MACIUŚ
kręci głową zdziwiony i rusza ramionami

A co mi po tem?...

ORGANISTA

Głupiś! Dostaniesz trzy grosze,
Będziesz mi za to do wtóru
Na fujarce grał przy sumie.

GŁUPI MACIUŚ
przecząc głową

Bóg zapłać...

ORGANISTA
obruszony

Cóż! Mam ci złotem
Płacić?!

GŁUPI MACIUŚ

Ja o nic nie prosę!

ORGANISTA

Jak to! Nie chcesz grywać z chóru?!

GŁUPI MACIUŚ

Ja się na tem nie rozumiem!...

ORGANISTA

Dam ci starych butów parę,
Jeść dostaniesz — kluski, kaszę...

GŁUPI MACIUŚ

Ja sobie ta wolę krowy
Gonić do lasa na pasę
I grać — od kiej mam fujarę,
Nic mi nie trza...
Spogląda za scenę
Pójdzies — Kwiata!

Wybiega

DRWAL

Żeby on miał rozum zdrowy,
Zgodziłby się...

ORGANISTA

Koniec świata!

Wzburzony, idzie dalej drogą i wychodzi na lewo

DRWAL
bierze się do rąbania, podśpiewując

Dobre leki
Bez apteki
U Jagienki mojej,
Bo Jagienka
U okienka
Z kieliseckiem stoi...
Hej, hej! — Z kieliseckiem stoi...

Za sceną słychać fujarę. — Drwal rąbie

LEŚNY DZIADEK
ukazuje się w głębi, wpośród zwalonych pni

Precz stąd — nasienie człowiecze!
Gdzie stąpisz, tam się zagłada
Śladami twoimi wlecze
I na pniach zwalonych siada.
Bór mój wzdryga się do głębi
Od toporów grzmotu,
Liśćmi wstrząsa strach;
Z krzykiem lecą ptaków stada,
Jakby do odlotu.
A twój topór się nie zębi
Na najtwardszych pniach,
Świeci, błyska i opada,
Drzewa moje wali,
Wyrębiska, cmentarzyska
Dalej — coraz dalej!...
Wy mordercy, co gładzicie
Śliskiem ostrzem stali
Wszelkich tworów byt i życie,
Bo was chciwość pali...
Wy robacy krótkotrwali,
Którzy w jeden dzień
Te olbrzymy, te stuletnie,
Wycinacie w pień —
Czyście kiedy pomyśleli,
Ile ciepłych tchnień,
Ile słonecznych promieni,
Ile deszczów, ile rosy
Trzeba, zanim ziarno strzeli
Z tej ziemi, z jej trzewi,
Nim się listkiem zazieleni,
Rozkrzewi, rozdrzewi
I sięgnie w niebiosy?
Wiecie wy, że każdy listek,
Każdy okruch kory,
Wszelkie drzewo i las wszystek,
To bratnie wam twory?
Wy myślicie w głupiej pysze,
Iż martwi i niemi
Są ci wasi towarzysze,
Wasi bracia z ziemi —
Nie! to ród wasz stał się głuchy
Na ich rozhowory
I ich szept, i śpiew!
O, porzućcie wy topory,
A wytężcie słuchy,
Gdy w pogodną ciszę
Wiatrów szumny wiew
Przeleci przez bory
I zachwieje, zakołysze
Wierzchołkami drzew —
Czy wy znacie te wieczory,
Te wieczory letnie,
Gdy do złotych gwiazd
Cichym szeptem przez lazury
Drzewa modlą się stuletnie
I ten cały las się modli,
A w gałęziach słodkie chóry:
Te śpiewacze, te ptaszęce
Wtórują mu z gniazd?!
A wy, ludzie — mali, podli,
Przez drapieżne wasze ręce
Wszystko idzie na zatratę,
Rozdzieracie, plugawicie
Tę zieloną ziemi szatę!...

DRWAL
zaskoczony zjawieniem się Dziada, wypuścił z rąk siekierę i stal w zdumieniu i przerażeniu

Kto jesteście?

LEŚNY DZIADEK

Kto ja jestem?
Wszak znają moje imię
Wszystkie kwiaty w rozkwicie,
Pełne rosy o świcie,
Wszystkie trawy szumiące szelestem
I najlichszy mech,
I dęby olbrzymie,
Wszystko zna moje imię —
I ciepłej wiosny dech,
I srebrne śniegi w zimie,
Co drżą i migocą
Księżycową nocą,
Skrysztalone u gałęzi,
Szklany lód, co rzeki więzi
I rumieńce zórz,
I czerwone błyskawice
W łonie czarnych burz,
Znają mnie i moje imię
I przed moją skłaniają się mocą,
Bo ja ziemi tajemnice
Znam — i żywiołami władam,
I wziąłem pod swoją straż
Ziemskich tworów bujny świat,
Niebu patrzę twarzą w twarz,
Ze słońcem, jak z ojcem, gadam:
Miesiąc w górze, to mój brat!

DRWAL
osłupiały

Któżeście wy?

LEŚNY DZIADEK
patrzy na niego chwilę z pogardliwym uśmiechem

„Leśny Dziad!”

DRWAL
przerażony

Jej! Wselki! duch Pana Boga
Chwali!!

Cofa się wstecz

LEŚNY DZIADEK

Precz! niech, się nie waży
Stanąć tutaj twoja noga —
Bo cię nieszczęście nie minie;
Teraz jeszcze ujdziesz zdrowy,
Lecz nie wracaj, bo w godzinie
Coś złego tu ci się zdarzy...

Drwal, zostawiwszy czapkę i siekierę, ucieka

LEŚNY DZIADEK patrzy za nim długo. — Wśród ciszy leśnej rozlega się granie rogów myśliwskich

Huczcie w rogi! Wasze łowy
Nie na wiele wanvsię zdadzą —
Zaczarowana ta puszcza,
Zaklęte są te Ostępy
Mojem słowem, moją władzą:
Czar ołowiu nie dopuszcza
I od strzałów chroni zwierza,
Kordelas, jak z drzewa tępy,
Próżno się tylko zamierza —
Huczcie w rogi! Huczcie w rogi!

Odchodzi w głąb

GŁOS WOJEWODY
za sceną

Dokądże te ścieżki wiodą?

CHOJNACKI
wchodząc

Do drogi, prosto do drogi...

Za nim Wojewoda, Brzechwa, kilku myśliwych

BRZECHWA

Niechże Mości Wojewodo
Ad rem przyjdę i wyjaśnię.
Zabił mi klina przysłowiem
O jabłku, babce i dziadku...
Paprockiego mam, lecz właśnie
We środku i na ostatku
Są trzy paginy wydarte.

Pokazuje książkę, którą dobywa zza cholewy

WOJEWODA
opryskliwie

Nie Waszmości nie odpowiem!
Waszmość mi tu prawisz baśnie,
Gdym zły... A niech piorun trzaśnie
Łowy dzisiejsze! Nie warte
Splunięcia! Licho urzekło:
Cześnik skręcił w kostce nogę,
Wojskiemu palce popiekło
Na panewce... ja, co strzelę,
Ubić niczego nie mogę
I pudło sadzę za pudłem!
Ten rogacz! To już za wiele...
Jeszcze z gniewu nie ochłódłem,
A tu Waszmość włazi w drogę
I wierci mi dziurę w brzuchu
Babką, jabłkiem i gadaniem...

Do Chojnackiego

Waść niech w trąbę dmie co duchu,
Na śniadanie teraz staniem.

Wychodzi — za nim kilku myśliwych. Chojnacki trąbi sygnał długo i głośno

BRZECHWA
po chwili

To może Klucznik mi powie
Eksplilkację tych zagadek,
Bo we łbie, jak ćwiek, mam wbite:
„Jabłko, babka — jabłko, dziadek...”

CHOJNACKI

Mnie item mięsza się w głowie:
Oczy miał niesamowite,
Strach wspomnieć...

BRZECHWA

Cóż to być może?!

CHOJNACKI

A tę historię dziwaczną
Zna Waszmość o tym jaworze?...

BRZECHWA

Chodźmy, bo wnet śniadać zaczną...

Wychodzą — słychać oddalający się głos Chojnackiego. Kręcąc się, chichocząc i skacząc, wpada Kusy, spoza sągów w głębi ukazuje się Boruta.

KUSY
śmiejąc się do rozpuku

A ten drwal, to głupi chłop!
Leciał borem, jak szalony,
Bez czapki, z rozwianym włosem,
A ja mu: Hop-hop! Hop-hop!
Niby znanym ludzikom głosem —
Z jednej strony, z drugiej strony
W kółko wodzę i tumanię,
A drwalisko za mną w trop!
Zgubił drogę, drogi szuka,
Co podbiegnie, to przystanie,
Nadsłuchuje, huka...
Aż mu sił i tchu nie stało —
Hi! Udała mi się sztuka!!

BORUTA
zbliżając się

I cóż z tego, świszczypało,
Że tam otumanisz kogo:
Drwala, babę czy smolarza!?
Torba śmiechu, lecz nic potem,
Ale słuchaj, skoczynogo,
Leśny Dziadek się odgraża
Przeciwko temu drwalowi.
Ściągnąć go trzeba z powrotem,
Niech wraca, niech rąbać zacznie,
To się sam, jak w potrzask złowi,
Jeno to trzeba nieznacznie,
Chytrze, mądrze...

KUSY
podskakując radośnie

Ja to zrobię?!

BORUTA

Jak z pastuchem i fujarką?!
Słyszysz go? Wygrywa sobie!
Żebyś miał był, biesie Kusy,
Dowcipu choć jedno ziarko
Nie byłby cię wywiódł w pole.
Dziś on głuchy na pokusy,
Przystąpić do siebie nie da,
Bo go fujara ochrania.

Słychać ciągle Maćkową fujarę. — Kusy wściekły, uszy sobie zatyka i tupie.

Wadzisz, jak cię w uszy kole
Dźwięk rozgłośny tego grania!

KUSY
wściekły

Bieda mi z tym Maćkiem, bieda!
Tak się głupiemu pastusze
Dałem oćmić...

BORUTA

Ergo muszę
Sam już pójść po tego drwala...
Któż to powie, któż odgadnie,
Komu z tego korzyść padnie,
A komu śmierć i zagłada!...
Chociaż ludzkich losów szala
Jest w niebiesiech zawieszona,
Lecz ważki sam człowiek wkłada!
Jeśli wszystko tu się składnie
I po myśli mej wykona,
To rzecz dziwna tu się stanie...
A teraz prędzej po drwala!
Prowadź mnie Waść... Na śniadanie
Wojewodzianka już zmierza,
Widzisz ją? Z zamku niesiona,
Ciągnie pudrowana lala
W złocistej swojej lektyce...

Wychodzą.
Zaraz potem w złocistej, otwartej lektyce Wojewodzianka, niesiona przez czterech ludzi

WOJEWODZIANKA
słysząc fujarę, wychyla się

Przywiedźcie tego pasterza,
Jego fletnia nieuczona
Brzmi cudnie. Chcę się muzyce
Tego sielskiego Filona
Przysłuchać...

Służba stawia lektykę — dwóch wychodzi i zaraz wraca, prowadząc Maciusia, który staje onieśmielony

WOJEWODZIANKA

Słodko i mile
Wygrywasz, pasterzu młody,
Zbliż się tutaj...

GŁUPI MACIUŚ
obracając kapelusz w ręku

Kiej się wstydam...

WOJEWODZIANKA

Nie wstydź się i graj mi chwilę,
Jak nad brzegiem jasnej wody
Grałeś, leząc na murawie,
Dla nimf leśnych i swej trzody...
Czemu tak w trwożnej postawie
Stoisz, pasterzu mój młody?

Wysiada z lektyki i podchodzi ku memu, prosząc

Graj!

GŁUPI MACIUŚ

Dyć dla Jasnej Panienki
Nie śmiem grać...

WOJEWODZIANKA

Masz na zadatek
Wdzięczności — z przyjaznej ręki
Perłami sadzony kwiatek,
Odpięty od mej sukienki.

Podaje

GŁUPI MACIUŚ

Nie trza... Juz go ta ostawię
Panience... i zagrać wolę
Za darmo... Co mi ta po tem?

WOJEWODZIANKA

Graj, graj o tem, jak żurawie,
Kąpiąc pióra w słońcu złotem,
Przez błękitnie niebo lecą,
Graj mi o tem, jak na pole
Z piosnką wychodzą żniwiarze
I sierpami w słońcu świecą.
Graj mi o tem, jak topole
I wierzby szumią u drogi,
Kiedy powieje Favoni.
Graj o tem, jak śnieżne twarze
Sennych lilij drżą i bledną,
Kiedy miesiąc złotorogi
W gwiazd orszaku się ukaże,
Graj mi o tem, jak się płoni
Rumieńcami niebo wschodnie,
Nim promienne blaski padną.
Graj, graj!...

GŁUPI MACIUŚ
wskazując fujarkę

Ona wygra godnie
Co Jasna Panienka kaze:
Wsyćko jej wyśpiewać snadno:
Cudność, cudność w tej fujarze.

Gra — Wojewodzianka słucha

WOJEWODZIANKA
gdy grać skończył

Cudność, cudność twoje granie!
Co jeno zechcę, śni mi się;
Widzę wszystko, jak na jawie,
Dopóki nie przebrzmią echa —
I ty chodzisz w tym łachmanie,
Mój fletniarzu, mój Dafnisie?!
Daruj, że pytam ciekawie:
Gdzie dom twój? gdzie twoja strzecha?
Co znaczy takie przebranie?
Kto jesteś, pasterzu młody?

GŁUPI MACIUŚ

Ja? — Głupi Maciuś, ze młyna.

WOJEWODZIANKA

Z młyna przy zamkowej górze?

GŁUPI MACIUŚ

Jak ta schodzą te ogrody,
Kaj się to błonie zacyna.

WOJEWODZIANKA

Służysz tam?

GŁUPI MACIUŚ

A ino, słuzę.

WOJEWODZIANKA

W młynie przy górze zamkowej?

GŁUPI MACIUŚ

Juźcić, juźcić... Pasam krowy.

WOJEWODZIANKA

W lesie?

GŁUPI MACIUŚ

W lessie pasam we dnie.
A jak się wiecór obrobię,
To na błoniu pasę konie
W noc...

WOJEWODZIAKKA

I grasz?

GŁUPI MACIUŚ

Nie grałbym sobie?
Juźcić gram. — Juz na połednie
Krowy do młyna pogonię...
Ostańcie z Bogiem, Panienko...

WOJEWODZIANKA

Do widzenia, mój Filonie...

Siada w lektykę, którą słudzy wynoszą.

Maciuś odchodzi w głąb; słychać, jak nawołuje krowy po lesie, potem rozlega się głos fujarki, która oddala się i cichnie. — Wchodzi Jasiek, dwudziestoletni, rosły parobek, o rysach ostrych, śniadej cerze, gęsta czarna czupryna, spadająca na czoło. Ubrany w zgrzebną koszulę, wypuszczoną na spodnie, na koszuli czerwona kamizela, na ramionach zarzucona biała sukmana; na głowie wysoki, filcowy kapelusz z kolorowo haftowaną, szeroką wstążką. Cała przyodziewa wytarta, znoszona i wyprószona mąką. Na nogach buty z cholewami, w ręku kij i zawiniątko. Idzie szybko; za nim słychać głos Młynarki, która po pierwszych słowach wbiega na scenę, dogania go i rzuca mu się na szyję.

MŁYNARKA

Jaśku! Jasinku! — Kaj ciekas?
Wróć się! kochanie jedyne!

JASIEK
wyrywając się

Puść mię!
Juz mi tego nie kaz,
Jak ułapiłam za syję,
To nie puscę! Pierwej zginę!

JASIEK

Puscaj Maryś! Bo ubiję!

MŁYNARKA

A bij! Niech krew ze mnie plusce,
Ino się wróć! Ostań ze mną!
Juz cię nie puscę! Nie puscę!

JASIEK

Po próżnicy! Na daremno!
Puscaj głupia!

MŁYNARKA

Moje złoto,
Moje ty zycie kochane!
Kajze pójdzies?...

JASIEK

Co ci o to?
Pójdą, kaj chcę, nie ostanę;
Raz się skońcy między nami...
Nie zastępuj mi na drodze!

MŁYNARKA

A zebym iść miała boso
Za tobą w jednej kosuli —
Pójdę!... Górami, lasami,
Rzeki za tobą przebrodzę,
Bez ogień skocę — a duchem!
Zeby mnie hawok przykuli
Do ziemi siódmym łańcuchem,
Urwę się, polecę ptakiem
Za tobą — na koniec świata!
Juz ja cię wsędy dogonię,
Leć ty, nikiej wiater lata,
A mnie się w miejscu nijakiem
Nie skryjes — w nijakiej stronie,
Choćbyś się schował pod ziemię,
Choćbyś posedł na dno wody,
Jak ta jaskółka skrzydlata,
Co się na zimę pod lody
Chowa...

JASIEK
przez zęby

Maryś! Puscajze mię,
Jak się sama nie odpętas
Ode mnie, to ci tak zrobię,
Ze mnie puścis po niewoli —
Słysys! Puść! Bo popamiętas!

Szarpie ją i odpycha pięściami

MŁYNARKA

Taka dziś moja zapłata!...
Jaśku, adyć spomnij sobie
Na ono kochanie swoje —
Ze cię tez serce nie boli.

JASIEK

Weź se innego gamrata.
Ja ta o ciebie nie stoję,
Omierzło mi to kochanie!
Co kiej było — to skóńcone,
Nie wróci się, nie odstanie —
Juz my się nie dogodziwa;
Trza pójść kużde w swoją stronę,
Bo mnie tu nijaka siła
Kole ciebie nie utrzyma —
Puść mię! Idź!

MŁYNARKA

Co ja ci krzywa?!
Nie dościem ci dobra była?!
Oj, byłam ci, jak to lato,
Jak ta ciepleńka pogoda —
Za toś ty mi, jak ta zima,
Jak ten mróz, kiej się ozeźli,
Ino, ze ja nie dbam na to,
Bo mi ciebie i tak szkoda,
Chociaś zły... My się oboje
Na całym świecie naleźli
Ku sobie, jak tych rąk dwoje,
Dwoje rąk własnych cłowieka...
Jasieńku — złotości moje!
Ja przez ciebie, jak kaleka.

JASIEK

Bodaj wprzód słonko w dzień biały
Zagasło było na niebie,
Nim się zgodziłem we młynie!
Bodajze były oślepły
Te ocy w onej godzinie,
Kiedy ciebie uwidziały —
Bodaj te ogniste zorze
Na węgiel były zgorzały
I nikiej popiół zakrzepły,
Nim ja ku twojej komorze
Pierwsy raz skakał bez płoty,
Bodaj siarcyste pierony...!

MŁYNARKA

Cichaj! Mójeś ty! Mój złoty!
Com ja tobie, Jasiu, krzywa?

JASIEK

Coś krzywa? Adyć od rana
Zachodzis mię z kuzdej strony,
Lepnies do mnie, jak ta glina,
A dopiecna, zazdrościwa,
Ona twoja przywięzałość —
Niech się ino krokiem rusę,
To mię ślakujes ze młyna!
A te płace, a ta załość,
Ino przy której dziewuse
Stanę i słowo zagadnę.

MŁYNARKA

Oj! wiem! Jagna Sekulonka!
Pachnie ci? Ślepia ma ładne?
A w karcmie onej niedzieli,
Nie dałeś jej to pierzcionka,
Choć ode mnie darowany?!
Ady cię ludzie widzieli,
Ja tez patrzała od proga:
Siedzieliśta wedla ściany,
A tyś nim turnął po stole
Prosto ku niej, o laboga!

JASIEK

A cy ja to zaprzedany
Tobie na wiecną niewolę?
Skoro cię licho urzekło,
To niech się ta w tobie pali
Ona zazdrość, ono piekło!
Co mi ta, kiej insą wolę!!
Zechcę, to się i ozenię,
Niechby ino Jagną dali...

MŁYNARKA

Smierć moja i zatracenie,
Zeby się ziemia zapadła
Pod wami! Zeby niescęście
Rodziło się z tego stadła
Bodajże wam...

JASIEK

Co wyklinas?!
Co mi w ocy pchas te pięście?!
Mas swojego! Cym w kościele
Ślubował ci? Cy przysięgłem
Przed księdzem?... Dyć zyje młynarz —
Co mas do mnie?!

MŁYNARKA
stoi chwilę milcząca z oczyma wbitymi w ziemię potem zbliżą się ku niemu i mówi gardłowym, zdławionym szeptem

— Wróć się ino...
Stań se wiecorem za węgłem...
Siekiara... będzie u płota...
...Miarkujes!... Wieś?...

JASIEK

Co mam wiedzieć?...

MŁYNARKA

Jakoz ci gadać inacej?...
...Chciałbyś ty na grancie siedzieć?
Mieć dom ze wsyćką chudobą,
Z całem nacyniem, z gadziną?...
Oześmiel się ty ze sobą —
Będzies miał!

JASIEK

Co się to znacy?

MŁYNARKA

Chudak-eś ty i biedota,
A chciej, to w jednej godzinie
Wsyćko ci się przeinacy...
Ja się po temu przycynię:
Nie zaparte będą wrota...
...Stań za węgłem... wiecór!?... ciemno...
Zywe oko nie zobacy...
Krwie się nie bój, bo krew spłynie
Akuratnie, jak ta woda...

JASIEK
zrozumiawszy, cofa się z przerażeniem i patrzy na nią, nie mogąc przemówić słowa — po chwili

Jezu, zmiłuj się nade mną!
Strach słuchać... jaze okropa!...
To mię ty na krwie przelanie
I na śmierć swojego chłopa
Nawodzis?!... Ty, pokuśnico!
Nie stanie się to, nie stanie!
Klnę ci się na mękę boską...
Puść, bo jak mię złości chycą

To cię, piekielna kumosko...

Odpycha ją gwałtownie i wychodzi

MŁYNARKA
odepchnięta, zatoczyła się i padła — zrywa się i wybiega za nim

Stój! Stój! Jaśku!...

Słychać jeszcze długo za sceną jej płacz i wołanie, i głos Jaśka podniesiony i niecierpliwy.
Z przeciwnej strony wchodzi Boruta, wiodąc podpitego Drwala — za nimi, w podrygach, również trochę podpity, Kusy.

BORUTA
ciągnąc Drwala za połę

Jeno śmiało!

DRWAL

Setny ślachcic z Waszmość Pana:
Ukrzepiłem się gorzałą...
Już się nikogo nie boję!

BORUTA
nalawszy czarkę z oplatanej manierki

Napijmy się, bo nalana:
W ręce twoje, w gardło moje...

DRWAL
śpiewa

Pije Kuba
Do Jakuba,
Jakub do Michała!

Wypiwszy

Cemu sługa was nie pije?
Panie ślachcic...

KUSY
błagalnie do Boruty

Dwie kropelki!

Oblizuje się

BORUTA

Kiedy on i tak ma w czubie,
To łeb słaby...

DRWAL

Ale wielki!
Dać mu kapkę, niech użyje...

Boruta nalewa

KUSY
ściska Drwala rozczulony

Ja cię, drwalu, strasznie lubię!

DRWAL

Ja cię tez.

Ściskają się

KUSY

Ty! Twoje zdrowie!

DRWAL
śpiewa

Pijes ty, piję ja,
Kumpanija cała...

Kusy wpada w śpiewkę — śpiewają razem

A kto nie wypije,
Tego we dwa kije!...

DRWAL
podnosząc siekierę, która leżała na ziemi

Kto mi teraz słowo powie?
Jaze dusa we mnie rada
W godnej kumpaniji wasej!
Dać mi tu Leśnego Dziada,
Siekierą snu łeb rozbiję!
Prawda? On tak ino strasy!?

KUSY
zatacza się, podrygując koło Drwala

A kto nie wypije
Tego we dwa kije...

DRWAL
odpycha go kułakiem i, wymachując siekierą, śpiewa

Pijany-ja! Pijany-ja!
Na bok z drogi kanalija!
Kanalija na bok z drogi,
Bo podetnę zaraz nogi!

Rzuca się ku dębowi i zaczyna rąbać zawzięcie

BORUTA
do Kusego

Pędem, Kusy, zaskocz drogę
Parobkowi i młynarce,
Wódź ich w kółko, w prawo, w lewo,
Aż ich tu po jakimś czasie
Znów przywiodą twoje harce...
Śmigaj!

KUSY
zataczając się

Kiedy... bo nie mogę...

BORUTA

Śmigaj zaraz, bo cię skarcę!

KUSY

Lecę!...

Wybiega chwiejnym krokiem

BORUTA

Drwal już rąbie drzewo;
Onych dwoje wnet mi zasię
Kusy napędzi do sieci...
Wszystko mi się jakoś kleci,
Bo i młynarz, widzę, leci!

Odchodzi w głąb i znika w gąszczach

DRWAL
rąbiąc, podśpiewuje

Hej na babie ja nie stracę,
Bo ją przedam, kupię klacę,
A tej klacy skórę złupię,
Za nią sobie dziewkę kupię!

Wchodzi Młynarz. Niemłody, niski, krępy chłop; twarz okrągła, o rysach grubych i pospolitych. Włosy długie, siwiejące, równo przycięte nad brwiami i na karku. Ubrany w długi kaftan granatowy, w rodzaju żupana, bez rękawów, podszewka i potrzeby amarantowe. Spodnie płócienne, wpuszczone w buty, na głowie magierka.

DRWAL
spostrzegłszy go, staje groźnie

Tyś!...

MŁYNARZ
zaskoczony nagle, staje, nadrabiając miną

Nie sedł tu Jasiek tędy?

DRWAL
groźnie

To mas ze mną do gadania?

MŁYNARZ
w strachu, słodko

Józuś! To ty skróś kolędy
Złość mas do mnie?

DRWAL

Jużci! Cóżby?!

MŁYNARZ

Wieś co? Jasiek lasem gania,
Uciekł mi widno ze słuzby,
Co ja mam lecieć w te pędy,
Chcący go chycić na drodze?
Wieś? Przystań nazad do młyna...

DRWAL

Co ta gadać na darmosa?!
Ja ci się do młyna zgodzę!
Do takiego łapigrosa,
Jakeś ty jest!

MŁYNARZ
w strachu, prawie błagalnie

Pogódźwa się!

DRWAL
biorąc go za ramię

Hę! Strach cię juz trząść pocyna?
Takiś miętki! Poniewcasie!
Sprawiedliwość ci się znacy,
Nadesła twoja godzina!

MŁYNARZ
wymykając się

Józek! Puść mię po dobrości!

DRWAL
chwyta go pod gardło

Mam cię!

MŁYNARZ
broniąc się

Puść!

DRWAL
zamierza się nań siekierą

Kutwo sobacy!

MŁYNARZ
chwyta go za ramię

Rety! Rety!

DRWAL
szamocząc się z nim

A, wciórności!

Szamoczą się chwilę

MŁYNARZ
uderza go pięścią w twarz

Mas! Naści!

DRWAL

Jezu! Maryjo!
Krew! Krew!

Rzuca siekierą i zasłania twarz

MŁYNARZ
puszcza go i woła za uciekającym

Mozes do wiecora
Jezuskować, Maryjkować!
Co?! Wies, jako po łbie biją!?
Ozbijacu zatracony,
Teraz lecis do jeziora
Pysk myć! Panie Boze prowadź!
A porachuj one zwony!
We wodzie!

Wybiega parę kroków w głąb sceny za Drwalem i chwilę patrzy za nim, wygrazając pięściami.

BORUTA
pędząc przed sobą Jaśka, wychodzi z lewej strony; za nim z pokorną miną lezie Kusy.
Do Jaśka

Tędy nie wolno!
Panowie śniadają w lesie,
Masz fam dołem ścieżkę polną —
Droga zamknięta dla gminu!

Do Kusego

Ordynans dałem wyraźnie,
Tyś poszedł spać, durny biesie.

KUSY

Bo ja... ten...

BORUTA
biorąc go za kark

Sprawię ci łaźnię!

Wlecze go za sobą

KUSY
skomląc

A jaj!

Wychodzą na lewo

MŁYNARZ
zachodzi drogę Jaśkowi

Jasiek! Psi synu!
Kajze ciebie licho niesie?

JASIEK

Idę, kaj chcę.

MŁYNARZ

Toś ty błaźnie
Na dobre uciekł? Z tobołem!?

JASIEK

A ino! Wzionem, co miałem,
Idę we świat!

MŁYNARZ

Jakiem cołem?
We świat? Przed świętym Michałem!?
Wracaj mi się do roboty,
We młynie ceka razówka,
Trza mleć...

JASIEK

Juźci! Jutro wrócę,
Ale nie dziś...

MŁYNARZ

Zawrzyj zęby —
I rusaj!

JASIEK

Nie mam ochoty,
Nie pójdę!

MŁYNARZ

Jaka wymówka?
Jak cię po plecach wymłócę,
To się wrócis, powsinogo!

JASIEK

Nie ozdzierajcie se gęby,
Ja się nie boją nikogo,
Pójdę sobie, kaj chcę, wsędzie...

MŁYNARZ

Wrócis do młyna, ty włóko?!

JASIEK

Nie wrócę, i co mi będzie?

MŁYNARZ

Wies, co jest kij? To, cem tłuką.

JASIEK

Wiem, bo ja sam, kiej trza, tłukę.

MŁYNARZ

Ty odmopysku zuchwały!

JASIEK

Kij na kij, stuka na stukę!
Wy z kamienia, ja ze skały...

MŁYNARZ
wyrywa mu tobołek z ręki

Oho! Twoja przyodziewa!

MŁYNARZ

Jak?! Co zaś?!

JASIEK

Powiem ci, selmo,
Powiem! Słuchaj, wieś, co było?
To było, że ona młoda,
I ze starym jej się oniło...
Widnoś miał na ocach bielmo,
Kiej my chodzili ku sobie!...

MŁYNARZ

Łzes!

JASIEK

Prawda jest! Jak tu stoję!
Nie wierzys? Co? Ja się wrócę!

MŁYNARZ

Wścieknę się!

JASIEK

Wściekaj się! Wściekaj!...

MŁYNARZ

Ty!... Ty...! Psiakrew! Ja ci zrobię...

Chce się na niego rzucić, spostrzega Młynarkę, która weszła była właśnie

Tyś mi tu jest?!... Ja tej suce!...
Maryśka!! Ja was oboje...

Rzuca się ku niej

JASIEK
chwytając go za rękaw

Oddas?!!

MŁYNARZ

Trzymam cię na haku:
Musis wracać! Pójdźwa oba...

JASIEK

Nie pójdę, ty wisielaku!
My się tu wnet razsądziwa...

MŁYNARZ

Racyją ma ten, co trzyma,
Byle mocno, pod pazuchą.

JASIEK

A zeby ciebie choroba!...
Mówię ci, oddaj, psiajucho!

'
MŁYNARZ
odpychając go

Idź, idź na złamanie karku!
We świat! Kaj ci się podoba.

JASIEK

Ze mną teraz śmiechu nie ma,
Wsyćko we mnie wre, jak w garku!
Chces? to się wrócę do młyna!
Gwałtem chces? To dobrze! Zgoda!
...Oj radia będzie Maryna...

JASIEK
rzuca się na Młynarza z tyłu

Puść!

MŁYNARKA

Bo mię zabije!

Jasiek odciąga Młynarza od niej, zmagają się, wodząc się z sobą po scenie

MŁYNARZ

Gardło twoje albo moje!

MŁYNARKA
zerwawszy się z ziemi, podniosła siekierę Drwalową i podaje Jaśkowi

Bijze, Jasiu, bij, co siły!

Wpija się Młynarzowi oburącz w długie włosy na karku i przechyla mu głowę w tył

MŁYNARZ
uderzony siekierą w czoło

Jezu!

MŁYNARKA

Jesce go! Bestyję!

JASIEK
stoi przerażony z siekierą w ręku

Com ja zrobił!...

MŁYNARKA

My oboje
Ubiliśwa go!

MŁYNARKA
uskakując za Jaśka

Jasiek! Nie daj ty mię!

MŁYNARZ

Cekaj!
Prawda to jest, co on gada?

JASIEK
odpycha go

Idź!

MŁYNARKA

Nieprawda! Jasiek kłamie!

MŁYNARZ

Ty łzes!
Chwyta ją

JASIEK

Wara od niej! Stój!

MŁYNARZ
powala Młynarkę o ziemią

Biada ci fryjerko, biada!
Ja tobie kości połamię!...

Przygniata leżącą kolanem

MŁYNARKA

Rety!

JASIEK
stając

Cichaj... Ktosi idzie drogą...
Słysys kroki z niedaleka?...

MŁYNARKA
nadsłuchując

Las dysy... nie ma nikogo!...

Znikają w gąszczach
Po chwili wchodzi Boruta, za nim Kusy

BORUTA

Trąb mi zaraz, a rozgłośnie,
Niechaj pobudkę powtarza
Dąb dębowi, sosna sośnie,
Niech zahuczą echem bory,
Niech rozbrzmiewa głos i rośnie.

KUSY

Tu? Nad zewłokiem Młynarza?

BORUTA

Gdzieżeś ty chciał? Marny głąbie!

KUSY

Skąd wziąć trąby?

Rozgląda się

Muchomory!
Wezmę jeden i zatrąbię.

Zrywa dużego muchomora, przetyka go na wylot mosiężną lasedzką i trąbi na nim sygnał myśliwski długo i przeraźliwie.

JASIEK
nachylając się

Nie żyje?!
Ani dycha, ani zipie.

MŁYNARKA

Co będzies stał nadaremno,
Nie zazieraj mu w te ślepie
Ozwarte!.., Jaśku! Mój miły,
Słysys? Chodź ze mną! chodź ze mną!

JASIEK

Com ja zrobił! Jezu Chryste...
Od tej krwie w ocach mi ciemno!

MŁYNARKA

Rzuć siekierę, rzuć o ziemię...
Po zelezie krew ocieka.
Tyś mój na wielki wiecyste!

JASIEK

Maryś...

MŁYNARKA

Pójdź!...

JASIEK

Tam ktosi woła...

MŁYNARKA

Te ino pies... słuchajze mię,
Nie bój się! Chodź, to pies sceka...
Raźno! Ludzie dokoła.
Biegną ku wsi przez las.

BORUTA

Jeden róg już odpowiada...
Teraz drugi, teraz trzeci...
Jeszcze! Jeszcze! Niech się zbliżą!

Kusy trąbi

Cała szlachecka gromada
Od bigosu tutaj leci,
Umiknijmy się teraz chyżo,
Aby najgrubszego zwierza
Nie spłoszyć, skoro do sieci
Zastawionej sam tu zmierza.

Odchodzą spiesznie drogą na prawo. — Równocześnie z głębi nadchodzi Drwal. Cała koszula na piersiach zbroczona, na rękawach niedomyta krew. — Z lewej strony sypie się szlachta, wśród niej Brzechwa, Wojewoda, Chojnacki. Gromadzą się z boku, na przodzie sceny.

WOJEWODA

Stąd gdzieś huczał odgłos rogu...
Pewnie ktoś na ślad niedźwiedzi
Wpadł i dał nam znać sygnałem.

SZLACHCIC

Stąd szedł głos, przysięgam Bogu!

CHOJNACKI

Nie wiedzieć, gdy głos się cedzi
Przez gąszcz, ja stamtąd słyszałem!

WOJEWODA

Może ślad, najdziemy świeży!

CHOJNACKI
z kilkoma myśliwymi rozgląda się po ziemi

DRWAL
doszedł tymczasem do dębu i podniósł siekierę, schylając się, spostrzegł Młynarza, leżącego wśród paproci

A Słowo stało się Ciałem!

Odskakuje wstecz przerażony, rzuca siekierę i ucieka

BRZECHWA

Kto tam przez gęstwę ucieka?

CHOJNACKI

Krew!i Krew! Na ziemi trup leży!

WOJEWODA

Trup?! Gonić tego człowieka!!

Wszyscy gromadzą się nad zwłokami, kilku strzelców puszcza się w pogoń za Drwalem

BRZECHWA
patrząc za nim

Już on się im nie wywinie,
Próżno się przez chrust przedziera,
Dopadną go wnet w gęstwinie...

SZLACHCIC

Co to? Skrwawiona siekiera?!

Ukazuje siekierę

INNY SZLACHCIC
z grupy pochylonej nad ciałem

Horror patrzeć, co za rana!
Co krwi, Mości Wojewodo!

CHOJNACKI
wracając z pościgu, woła

Chwycili go! Już go wiodą!

Wchodzi Drwal pod strażą

BRZECHWA

Cała koszula zbluzgana.

TRZECI SZLACHCIC

Patrzcie, jaka facies dzika!...

WOJEWODA

Dać go tu! Przyznaj się, łotrze,
Zabiłeś? Twoja siekiera?...

DRWAL
przerażony nie może wymówić słowa, tylko głową trzęsie

WOJEWODA

A krew!

Wskazuje na zbroczoną koszulę

DRWAL
po chwili, na pół z płaczem

O rany najsłodse!
Nie ja!... Nie ja!... Jezu! Nie ja!...

CHOJNACKI

Patrzcie! Jeszcze się wypiera!

Wiąże Drwalowi ręce w tył

DRWAL

Krew z nosa...

WOJEWODA

Co?! Kto uwierzy!?
In flagranti złapan: knieja —
Trup we krwi skąpany leży,
Ten zbroczony w las ucieka...

BRZECHWA

Krew z nosa!!

DRWAL

Nie ja!... Mój Boże!

WOJEWODA

Milczeć... Na zamek! Do wieży
Zamknąć mi tego człowieka!
Dziś jeszcze sąd nad nim złożę!