Zadig czyli Los/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zadig czyli Los |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom pierwszy |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Setok, zachwycony, uczynił niewolnika swym poufnym przyjacielem. Nie mógł wprost obejść się bez niego, zupełnie tak samo jak niegdyś król Babilonu; Zadig zaś dziękował Bogu, iż Setok nie ma żony. Odkrywał w swoim panu naturalną skłonność do dobrego, wiele prawości i zdrowego rozsądku. Trapił się, widząc iż ubóstwia armię niebieską, to znaczy słońce, księżyc i gwiazdy, wedle dawnego zwyczaju Arabii. Zagadywał niekiedy w tym duchu, z wielką ostrożnością. Wreszcie, rzekł wprost, iż są to ciała takie jak inne, które nie więcej zasługują na hołd niż drzewo lub skała. „Ale, powiadał Setok, to są wiekuiste istoty z których ciągniemy wszelakie korzyści; ożywiają przyrodę, miarkują pory roku; są zresztą tak daleko od nas, że niepodobna ich nie czcić. — Więcej doświadczasz korzyści, odparł Zadig, od morza czerwonego, które niesie twoje towary do Indyj. Dlaczego nie miałoby ono być równie dawne jak gwiazdy? A jeżeli ubóstwiasz to co jest daleko od ciebie, powinieneś ubóstwiać ziemię Gangarydów, która jest na drugim krańcu świata. — Nie, odparł Setok, gwiazdy są zbyt błyszczące abym mógł ich nie ubóstwiać. — Za nadejściem wieczoru, Zadig zapalił wielką ilość pochodni w namiocie, gdzie miał wieczerzać z Setokiem; z chwilą gdy ten się zjawił, rzucił się na kolana przed zapalonem łuczywem, i rzekł: „O, wiekuiste i błyszczące światła, bądźcie mi zawsze łaskawe“. Wymówiwszy te słowa, usiadł do stołu, nie patrząc na Setoka. „Co ty robisz? spytał Setok zdumiony. — To samo co ty, odparł Zadig: ubóstwiam te świece, zaniedbuję zaś ich i mojego pana“. Setok zrozumiał głębokie znaczenie przenośni. Mądrość niewolnika weszła do jego duszy; nie szafował odtąd kadzidłem stworzeniom, lecz ubóstwiał wiekuistą istotę, która je uczyniła.
Był wówczas w Arabii ohydny zwyczaj, pochodzący pierwotnie ze Scytyi, który, utrwaliwszy się w Indyach mocą powagi Bramanów, groził iż ogarnie cały wschód. Skoro mężczyzna żonaty umarł, ukochana zaś małżonka chciała zostać świętą, dawała się spalić publicznie wraz z ciałem męża. Było to uroczyste święto, które nazywało się stosem wdowim. Plemię, w którem było najwięcej dobrowolnie spalonych kobiet, zażywało największej czci. Właśnie umarł pewien Arab z plemienia Setoka; żona jego, imieniem Almona, bardzo pobożna, ogłosiła dzień i godzinę, w której, przy dźwięku trąb i bębnów, rzuci się w ogień. Zadig wykazał Setokowi, jak bardzo ten straszliwy obyczaj przeciwny jest dobru rodzaju ludzkiego, ile że, codziennie niemal, rzucano w ogień młode wdowy, które mogły państwu dać dzieci lub przynajmniej wychować te które już miały; wreszcie przekonał go, iż należałoby, o ile możebne, znieść tak barbarzyński obyczaj. Setok odpowiedział: „Jest już więcej niż tysiąc lat, jak kobietom przysługuje prawo do mężowskiego stosu. Kto ośmieli się zmienić prawo, które czas uświęcił? Czy jest coś bardziej czcigodnego, niż zadawnione nadużycie? — Rozum jest dawniejszy, odparł Zadig. Pomów z wodzami plemienia, ja zaś pójdę do młodej wdowy“.
Kazał się jej oznajmić: zyskawszy sobie zaufanie pochwałami jej piękności, przedstawiwszy jaką byłoby szkodą rzucać w ogień tyle powabów, pochwalił zresztą stałość jej i odwagę. „Tak bardzo tedy kochałaś pani męża? rzekł. — Ja? ani trochę, odparła dama arabska. Był to brutal, zazdrośnik, człowiek wprost nieznośny: ale mam niezłomną wolę spłonąć wraz z nim na stosie. — Widocznie, rzekł Zadig, musi być jakaś niepospolita rozkosz w tem, aby się palić żywcem? — Och! cała natura wzdryga się na tę myśl, odparła dama: ale cóż! trzeba to przebyć. Jestem znana z pobożności: gdybym się nie dała spalić, byłabym zgubiona w opinii, cały świat wyśmiewałby się ze mnie“. Zadig, wycisnąwszy z niej wyznanie, że idzie na śmierć jedynie dla oczu drugich, przez próżność, przemawiał długo w sposób zdolny wskrzesić w niej nieco ochoty do życia; zdołał obudzić nawet nieco sympatyi dla jego obrońcy. „Cóż wreszcie uczyniłabyś, rzekł, gdyby próżność nie nakazywała ci iść na stos? — Ach, rzekła dama, zdaje mi się, iż prosiłabym pana abyś mnie zaślubił“.
Zadig, przepełniony myślą o Astarte, puścił te oświadczyny mimo uszu; ale udał się natychmiast do wodzów plemienia, opowiedział całe zajście, i poradził, aby wydano prawo, wedle którego będzie wolno wdowie wstąpić na stos dopiero wówczas, skoro spędzi godzinę sam na sam z młodym człowiekiem. Od tego czasu, nie było przykładu aby którą z dam spalono w Arabii. Zadigowi jedynie zawdzięczano, iż, w ciągu doby, zniszczył tak okrutny i trwający od tylu wieków obyczaj. Stał się zatem dobroczyńcą Arabii.