<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Zadig czyli Los
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom pierwszy
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XVII. Rybak.

Ujechawszy kilka mil od zamku, Zadig znalazł się nad brzegiem rzeczki, ciągle biadając nad swoim losem i uważając się za przykład ostatecznego nieszczęścia. Wtem, ujrzał rybaka, leżącego na brzegu, ledwie trzymającego słabnącą ręką sieć, która wysuwała mu się niemal z dłoni. Patrzał smutno oczyma wzniesionemi do nieba.
„Jestem z pewnością najnieszczęśliwszym z ludzi, powiadał rybak. Byłem, jak każdy zaświadczy, pierwszym handlarzem nabiału w Babilonie i popadłem w ruinę. Miałem za żonę kobietę najpiękniejszą pod słońcem, i zdradziła mnie. Pozostał mi lichy domek; w moich oczach złupiono go i zniszczono. Obecnie żyję w nędznej chatce, nie mam innych środków do życia prócz rybołóstwa, i nie mogę złapać ani lichej płotki. O, moja sieci! nie zarzucę już ciebie więcej; sam raczej rzucę się w wodę“. Wymawiając te słowa, zrywa się i czyni kilka kroków, z gestem świadczącym o samobójczych zamiarach.
„Jakto, rzekł Zadig do siebie, istnieją tedy ludzie równie nieszczęśliwi jak ja?“ Równocześnie z tą refleksyą zrodziła się chęć ocalenia życia rybakowi. Podbiega, chwyta go za rękę, wypytuje tonem serdecznym i pełnym współczucia. Twierdzą, iż człowiek jest mniej nieszczęśliwy, kiedy nie jest nieszczęśliwy sam jeden. Ale, wedle Zoroastra, źródłem tego jest nie złośliwość, ale wrodzona potrzeba. Coś ciągnie wówczas człowieka ku nieszczęśliwemu; czuje w nim bliźniego. Radość szczęśliwego byłaby dlań zniewagą; ale dwaj biedacy są niby dwie słabe krzewiny, które, opierając się jedna o drugą, łacniej stawiają opór burzy.
„Czemu upadasz pod brzemieniem losu? rzekł Zadig do rybaka. — Temu, odparł, że nie widzę już ratunku. Byłem szanownym obywatelem wioski Derlbach koło Babilonu, i sporządzałem, przy pomocy żony, najlepsze śmietankowe serki w całem cesarstwie. Królowa Astarte i sławny minister Zadig lubili je namiętnie. Dostarczałem do ich domów sześćset serów. Szedłem jednego dnia do miasta aby odebrać zapłatę; przybywszy do Babilonu, dowiedziałem się, że królowa i Zadig znikli. Pobiegłem do jaśnie wielmożnego Zadiga, którego nigdy wprzódy nie widziałem: zastałem łuczników wielkiego Desterhamu, którzy, opatrzeni królewskim papierem, łupili dom wedle prawa i po porządku. Pobiegłem do kuchen królowej: oficerowie Jej Królewskiej Gęby powiedzieli mi że nie żyje; inni mówili, że jest w więzieniu; inni że uciekła; ale wszyscy upewnili mnie, że nie zobaczę ani szeląga. Poszedłem, wraz z żoną, do pana Orkana, który był jednym z mych klientów; prosiliśmy go o poparcie. Udzielił go mojej żonie, ale mnie odmówił. Była ona bielsza niż śmietankowe sery, które stały się początkiem mego nieszczęścia; połysk zaś purpury tyrreńskiej nie był świetniejszy od szkarłatu który okraszał tę białość. To stało się przyczyną iż Orkan zatrzymał ją, mnie zaś wypędził z domu. Napisałem do ukochanej żony list pełen rozpaczy i szaleństwa. Rzekła oddawcy: „Ach, tak, tak, znam tego człowieka, słyszałam o nim: powiadają że robi doskonałe serki śmietankowe; niech przyniesie i niech mu zapłacą“.
„W niedoli mojej chciałem się odwołać do sądów. Zostało mi sześć uncyj złota: trzeba było dać dwie uncye prawnikowi którego się poradziłem; dwie obrońcy który podjął się sprawy; dwie sekretarzowi sędziego. Proces jeszcze się nie zaczął, a już wydałem więcej pieniędzy niż moje serki i żona były warte. Wróciłem do siebie z postanowieniem sprzedania domu dla odzyskania żony.
„Dom wart był dobrych sześćdziesiąt uncyj złota, ale widziano że jestem biedny i zniewolony do sprzedaży. Pierwszy kupiec ofiarował mi trzydzieści uncyj, drugi dwadzieścia, trzeci dziesięć. Byłem w końcu gotów dobić targu, tak byłem zaślepiony, kiedy przybył do Babilonu książę Hirkanii i spustoszył wszystko w przechodzie. Domek mój najpierw złupiono, następnie spalono.
„Straciwszy w ten sposób pieniądze, żonę i dom, schroniłem się w tę okolicę, gdzie oto mnie spotkałeś. Starałem się wyżywić zapomocą rybołóstwa; ale ryby drwią sobie ze mnie tak samo jak ludzie. Nie mogę nic złowić, umieram z głodu; bez ciebie, dostojny pocieszycielu; byłbym znalazł śmierć w rzece“.
Rybak nie dokończył swego opowiadania jednym ciągiem, co chwila bowiem Zadig, wzruszony i przejęty, wołał: „Jakto! nie wiesz nic o losie królowej? — Nic, panie, odparł rybak; wiem tylko, że królowa i Zadig nie zapłacili mi moich serków, że zabrano mi żonę i że jestem w rozpaczy. — Mam wszelką nadzieję, rzekł Zadig, że nie stracisz wszystkiego. Słyszałem o tym Zadigu: to uczciwy człowiek; jeśli wróci do Babilonu, jak ma nadzieję, odda ci wszystko z nawiązką. Ale, co się tyczy żony która nie jest równie uczciwa, radzę ci, nie staraj się jej odzyskać. Wierzaj mi, idź do Babilonu; będę tam przed tobą, ponieważ mam konie a ty jesteś pieszo. Zwróć się do szlachetnego Kadora; powiedz że spotkałeś jego przyjaciela; czekaj mnie u niego; wierzaj, może nie zawsze będziesz nieszczęśliwym.
„O potężny Orosmado; ciągnął dalej; zesłałeś mnie tu aby pocieszyć tego człowieka; ale kogo ześlesz aby mnie pocieszył?“ Tak mówiąc, dał rybakowi połowę pieniędzy jakie miał przy sobie; rybak, wzruszony i uszczęśliwiony, całował stopy Zadiga i powiadał: „Jesteś aniołem“.
Tymczasem Zadig ciągle pytał o nowiny i ronił obfite łzy. „Jakto, panie, wykrzyknął rybak, byłżebyś ty sam nieszczęśliwym, ty, który siejesz dobrodziejstwa? — Nieszczęśliwszym od ciebie sto razy, odparł Zadig. — Ale jak to być może, powiadał poczciwina, aby ten który daje bardziej był godzien litości, niż obdarowany? — Stąd, iż twoją największą klęską był niedostatek, odparł Zadig, ja zaś jestem nieszczęśliwy sercem. — Czy także Orkan zabrał panu żonę?“ spytał rybak. Pytanie to przywiodło Zadigowi na pamięć wszystkie jego przygody; przebiegł myślą litanię swych nieszczęść, począwszy od suczki królowej, aż do zamku rozbójnika. „Zaiste, rzekł, Orkan zasłużył aby go ukarano. Ale, zazwyczaj, tacy ludzie są ulubieńcami losu. Jakbądź się rzeczy mają, idź do szlachetnego Kadora, i czekaj na mnie“. Rozstali się: rybak, idąc, błogosławił los, Zadig zaś pędził na oślep, złorzecząc ciągle swej doli.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.