Zadig czyli Los/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zadig czyli Los |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom pierwszy |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zbliżając się do granic dzielących Arabię skalistą od Syryi, Zadig przejeżdżał wpodle dość obronnego zameczku: jakoż, wypadli zeń uzbrojeni Arabowie. W mgnieniu oka, otoczyli go wołając: „Wszystko co posiadasz, należy do nas, a osoba twoja do naszego pana“. Za całą odpowiedź, Zadig dobył szpady; sługa jego, któremu nie zbywało na odwadze, uczynił toż samo. Położyli trupem kilku Arabów; w ich miejsce, inni natarli w zdwojonej liczbie. Zadig i jego kompan nie ulękli się; postanowili zginąć z bronią w ręku. Piękny to był widok, dwóch ludzi broniących się przeciw całej chmarze; ale walka taka nie mogła trwać długo. Pan zamku, imieniem Arbogad, widząc przez okno cuda waleczności jakich dokazywał Zadig, powziął dla niego szacunek. Zeszedł pospiesznie, aby własną ręką powściągnąć swoich ludzi i oswobodzić podróżnych. „Wszystko co przechodzi przez moje ziemie należy do mnie, rzekł; jak również wszystko co znajdę na ziemiach drugiego; ale wydajesz mi się tak dzielnym człowiekiem, że wyłączam cię z powszechnego prawa“. Kazał ich wpuścić do zamku, nakazując ludziom aby się dobrze z nimi obchodzili; o zmroku zaś, zaprosił Zadiga na wieczerzę.
Pan zamku, był to jeden z tych Arabów, których nazywają złodziejami; ale, wśród mnóstwa złych uczynków, zdarzało mu się spełnić niekiedy i dobry. Kradł z wściekłą zachłannością, a rozdawał hojnie; był nieustraszony w czynie, dość łatwy w obcowaniu, wyuzdany przy stole, wesoły gdy sobie podochocił, a zwłaszcza pełen szczerości. Zadig spodobał mu się bardzo; biesiada przeciągała się wśród ożywionej rozmowy; wreszcie, Arbogad rzekł: „Radzę ci się zaciągnąć pod moje znaki; nie pożałujesz tego. Zawód wcale niezły; możesz z czasem zostać tem czem ja jestem. — Wolno spytać, rzekł Zadig, od jak dawna uprawiasz pan to szlachetne rzemiosło? — Od najwcześniejszej młodości, odparł. Byłem sługą dosyć obrotnego Araba; położenie moje drażniło mnie niewymownie; patrzałem z rozpaczą, iż, na całej ziemi, należącej porówni do ludzi, los nie zabezpieczył mi mojej porcyi. Zwierzyłem troski swoje pewnemu staremu Arabowi, który rzekł: „Mój synu, nie rozpaczaj; było niegdyś ziarnko piasku, które żaliło się iż jest nieznanym atomem w pustyni; po upływie kilku lat stało się dyamentem i jest obecnie najpiękniejszą ozdobą korony króla Indyów“. Mowa ta zapadła mi w duszę; byłem ziarnkiem piasku, postanowiłem zostać dyamentem. Zacząłem od tego iż ukradłem dwa konie. Zwerbowałem sobie towarzyszy; osiągnąłem tyle iż mogłem łupić małe karawany. W ten sposób, stopniowo, zatarłem różnicę, jaka istniała zrazu między innymi ludźmi a mną. Miałem swoją cząstkę dóbr na ziemi, a nawet odszkodowanie to wypadło z lichwą; stałem się panem-rozbójnikiem. Nabyłem ten zamek zapomocą śmiałego zamachu. Satrapa Syryi chciał mnie zeń wywłaszczyć; ale byłem już zbyt bogaty aby się czego obawiać; dałem pieniędzy satrapie, dzięki czemu zachowałem zamek i powiększyłem swoje włości; zamianował mnie nawet skarbnikiem danin, jakie Arabia skalista opłaca królowi królów. Pełniłem urząd poborcy, strzegąc się pilnie roli podatnika.
„Wielki desterham Babilonu przysłał tutaj, w imieniu króla Moabdara, podrzędnego satrapę, iżby mnie udusił. Człowiek ten przybył z rozkazem w kieszeni: wiedziałem o wszystkiem z góry. Kazałem udusić, w jego obecności, czterech drabów, którzy mnie mieli wziąć na stryczek; przyczem spytałem ile mogłaby mu przynieść jego misya. Odpowiedział, iż miał za mnie dostać około trzystu sztuk złota. Przedstawiłem mu jasno, że więcej może zarobić po mojej stronie. Zrobiłem go pod-rozbójnikiem: jest dziś jednym z moich najlepszych oficerów; no, i najbogatszych. Jeśli zechcesz mnie usłuchać, zrobisz los, jak on. Nigdy pora nie była wdzięczniejszą do kradzieży, odkąd Moabdara zabito, a cały Babilon chodzi jak bez głowy.
— Zabito Moabdara! wykrzyknął Zadig; a co się stało z królową Astarte? — Nie mam pojęcia, odparł Arbogad. Tyle mi wiadomo, że Moabdar oszalał, że go zabito, Babilon stał się wielką mordownią, całe cesarstwo jest w rozpaczy, że jest jeszcze pole na kilka ładnych zamaszków, i że, co do mnie, dokonałem paru, wprost wspaniałych. — Ale królowa! rzekł Zadig, przez litość, czy nic nie wiesz, o losie królowej?
— Mówiono tam coś o księciu Hirkanii, odparł; prawdopodobnie dostała się między jego konkubiny, o ile nie zabito jej w zamięszaniu; ale, naogół, ciekawszy jestem grabieży niż nowin. W czasie swoich wypraw, ująłem wiele kobiet; nie chowam żadnej; sprzedaję je drogo kiedy są ładne, nie dowiadując się co są zacz. Nikt nie płaci za rangę; sama królowa, gdyby była brzydka, nie znalazłaby kupca. Może sprzedałem i królowę Astarte, może umarła; ale mało mnie to obchodzi, a sądzę że i ty zbytecznie się o to troszczysz“. Mówiąc, pił tak walecznie i plótł tak bezładnie, iż Zadig nie mógł zeń wydobyć nic więcej.
Patrzał przed siebie, oszołomiony, przybity, nieruchomy. Arbogad pił ciągle, opowiadał historyjki, powtarzał bezustanku iż jest najszczęśliwszym z ludzi, zachęcał Zadiga aby wstąpił w jego ślady. Wreszcie, łagodnie odurzony oparami wina, zapadł w spokojny sen. Zadig spędził noc w najgwałtowniejszem poruszeniu. „Jakto, powiadał sobie, król oszalał! zabito go!... nie mogę się wstrzymać aby go nie żałować. Państwo rozdarte, a ten bandyta szczęśliwy: o fortuno! o losie!... złodziej szczęśliwy, to zaś co natura stworzyła najmilszego, zginęło może w najokropniejszy sposób, lub żyje w doli gorszej niż śmierć. O Astarte, co się z tobą stało?“
Od świtu zaczął wypytywać mieszkańców zamku; ale wszyscy byli zajęci, nikt mu nie odpowiadał. Dokonano w ciągu nocy nowych grabieży, dzielono łupy. Wszystko, co mógł uzyskać w tym niepokoju i zamęcie, to pozwolenie opuszczenia zamku. Skorzystał zeń bez zwłoki, bardziej niż kiedykolwiek pogrążony w bolesnej zadumie.
Zadig jechał niespokojny, wzruszony, w myślach przesuwali mu się kolejno nieszczęśliwa Astarte, król Babilonu, wierny przyjaciel Kador, szczęśliwy rabuś Arbogad, owa kapryśna dama którą Babilończycy uprowadzili z granic Egiptu, oraz wszystkie niedole których doświadczył.