Zaklęte dzwony (Bełza, 1897)/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zaklęte dzwony |
Podtytuł | II. Zjawisko |
Pochodzenie | Dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia H. Altenberga |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały cykl |
Indeks stron |
Zjawisko
Wkoło trumny marmurowej,
Co pokrywa drogie zwłoki,
Stoi orszak pogrzebowy
W ciszy wielkiej i głębokiej.
Smutne »requiem« brzmią organy,
Serca wszystkich drżą w pokorze..
Gdzież te czasy, gdy te ściany
Odbijały: »Ciebie Boże!«...
Gdy tu wodze, króle nasi,
Po odbytej bitwie walnej
Nieśli wota... a Prymasi —
Hymn »Te Deum« tryumfalny?
Gdy tu, wieńcząc wielkie dzieło,
Które burzył mnich niecnota,
Z pod Grunwaldu nasz Jagiełło
Sto chorągwi słał na wota?
Gdy tu król nasz, Zygmunt Stary,
Jak bywało dzicz przepłoszy,
Z rąk Tarnowskich brał sztandary
I na klęczkach hołd Wołoszy?
Gdzież te czasy dawnej chwały?
Gdzież ta królów dań powszednia?
Gdzież te hymny, co tu brzmiały,
Gdy Jan trzeci wracał z Wiednia?...
Wszystko, wszystko pogrzebione!...
Tylko czasem, w nocną ciszę,
O trofea, zawieszone
Pod sklepieniem, — wiatr kołysze.
Tylko czasem, gdy zmrok pada,
Jęk w Wawelskiej słychać skale,
I duch jakiś błędny gada
O minionej przodków chwale!
Żałobnego »requiem« strugi
Gdzieś skonały u ołtarza...
Tylko kolumn szereg długi
W ciszy sobie je powtarza.
Tylko wiatr je o arkady
I o smukłe trąca wieże,
Skąd cherubin smutku blady
Przed tron Stwórcy je zabierze.
Dziwnaż, dziwna to muzyka!
Akord tęskny i wspaniały,
To nam duszę wskroś przenika,
To znów serce rwie w kawały.
A lud pyta: czy to czary,
Że to echo wciąż gra jeszcze?
Niby w owej baśni starej,
W toni jezior słowa wieszcze;
Co to z pierwszą zaraz wiosną,
Gdy wiatr wionie nad szuwarem,
Echa ich pod niebo rosną
I zdziwiają świat swym gwarem...
Naraz, nawa tej świątnicy
Pęka, jak sklep niebios Boży,
Gdy go mgnienie błyskawicy
Dla śmiertelnych ócz otworzy.
I przez jasne niebios wrota,
Gdzie duch Pański jeno wchodzi,
Płynie istny potok złota,
Topiąc cały gmach w powodzi.
Już grobowce te ponure
Drżą, od ogni całe lśniące...
Rządy kolumn pną się w górę,
Niby słupy gorejące...
A u Świętych tam, na boku,
Takim blaskiem płonie lice,
Jakby Pan Bóg dał ich oku
Odbić niebios tajemnice...
Z płomiennego morza fali,
Spływa anioł srebrnopióry;
Nad nim zorzy blask się pali,
Brzask zarania i purpury...
Niby w locie gwiazda chyża,
Co przez niebios spada tonie,
Tak się on do trumny zbliża
I wyciąga nad nią dłonie.
Głosem, słodszym nad dźwięk lutni,
Co brzmi chwale Boskiej k’woli:
»Pokój — rzecze — wam, o smutni!
»Pokój ludziom dobrej woli!«
A choć cichy głos anioła
Dziwnej pełen jest słodyczy,
Przecież wszystko tu dokoła
Drży od grozy tajemniczej.
Wstrząsł się Wawel w swem sklepieniu,
Grób za grobem się rozpada!
I szmer pobiegł w zgromadzeniu:
»Cyt! niech poseł Boski gada!«
A niebieski gość skrzydlaty
Cicho się nad ludem waży...
I złocistym rąbkiem szaty
Łzy ociera z boskiej twarzy.
I u trumny, co krwią broczy,
Klęka, chyląc kornie czoła:
Aż ukrywszy w dłoniach oczy,
»Polsko biedna!« w głos zawoła...
»Polsko! dawne cnót siedlisko,
»Podeptana wdzierców nogą,
»O! jak tyś upadła nisko,
»Że dziś niemasz już nikogo...
»Kto nad grobem twoim stanie?
»Kto uderzy w jęk boleści?
»I opłacze twe skonanie,
»I wskrzeszenie twe obwieści?...
»Nikt, nikt z ludzi! Lecz Pan w niebie
»Spojrzał na cię u podnóża
»I mnie zestał tu do ciebie,
»Świadka dziejów twych i stróża!
»Bo na powieść o twym losie,
»Nim Bóg straszny sąd obwoła,
»Niema dźwięków w ludzkim głosie,
»Na to trzeba ust anioła.
»Więc co w Bogu ma początek,
»Niech ku chwale Boskiej gorze!
»Z tem twych dziejów jasny wątek
»Rozpoczynam w Imię Boże!«