Zaklęte dzwony (Bełza, 1897)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Bełza
Tytuł Zaklęte dzwony
Pochodzenie Dla dzieci
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1897
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZAKLĘTE DZWONY






Wstęp



Lubisz, dziatwo, gdy zmrok padnie,
Słuchać nianiek opowieści:
O jeziorze, które na dnie
Kryształowy pałac mieści...

A w pałacu tym dziewica,
Której dziki potwór strzeże;
Taka dręczy ją tęsknica,
Że aż litość serce bierze!

I gotowaś skoczyć dziatwo,
W to jezioro, co ją chowa,
Lecz wybawić jej niełatwo,
Bo zaklęcia nie znasz słowa!

Nieraz trwogą drżysz tajoną,
Gdy zasiadłszy u komina,
Dziaduś z twarzą pomarszczoną,
Różne dziwy przypomina.

Jakto walczył gdzieś daleko,
Pod chorągwią bohatera!
Jak to krew się lała rzeką...
Aż ci w piersiach dech zamiera:


Siwy dziaduś macha ręka
I maluje żywem słowem:
Jakto walczył pod Dubienką,
Pod Olszynką, pod Grochowem.

Potem widzisz w oku dziada,
Jak się męska łza zakręci,
I na cichą ziemię spada,
Niby zmarłym ku pamięci.

I znów radabyś o! dziatwo!
Ujrzeć dzielnych z pod Grochowa:
Ale wskrzesić ich niełatwo,
Bo zaklęcia nie znasz słowa!


*

Jak królewna ta zaklęta,
Na dnie wody kryształowem,
Polska, twoja macierz święta,
Pod kamieniem śpi grobowym.

Lecz szczęśliwszy los królewny,
Niż los matki naszej świętej:
Bo się znalazł młodzian pewny,
Co w jej pałac wszedł zaklęty;

Niczem były dlań tortury,
I piekielnych sił hałasy:
Przed pogonią wznosił góry,
Zwracał rzeki i siał lasy...

Przebył trudy nad pojęcia!
I, nim siostrę swą powitał,
Pierw o słowa, o zaklęcia,
Pośród rajskich ptaków pytał...


Pierwej stoczył bój z potworem,
Co pałacu strzegł ze złota,
Nim stanęły mu otworem,
Zaklętego zamku wrota.

A tej Polski naszej świętej,
Snu głuchego wiek przechodzi,
I niewiedzieć, kto z zaklętej,
Matkę — mocy wyswobodzi?


*

Cóżto, dziatwo! jaka strata,
Oczy twoje łzą zaćmiewa?
Z ustek uśmiech ci ulata,
Jak powiędły listek z drzewa...

Kornie stoisz tak z daleka...
Powiedz, czego ci potrzeba?
Czy ptasiego żądasz mleka,
Szybki z okna, gwiazdki z nieba?

Ha! Już czytam w twojem licu,
Co ci goni łzę z powieki!
Ty wiesz o tym królewicu,
Co to poszedł w kraj daleki...

Poszedł między rajskie ptaki,
Szukać owych słów zaklęcia...
I ty w jego błędne szlaki,
Chcesz z uporem iść dziecięcia!

Ale nie wiesz, co cię czeka,
Z przeszkodami pracy ile?
Droga trudna i daleka,
Znojem każdą znaczy chwilę!


Milczysz, — a więc pójdziem razem,
Pójdziem szukać tego słowa!
Może zagrzmi tym wyrazem
Przestrzeń niebios lazurowa?

Może toń jeziora drżąca,
W nocną je wyśpiewa ciszę;
Może gwiazdka spadająca,
Na powietrzu je wypisze?

Może w głuchej gdzie dąbrowie,
Szepnie je »macierzy-duszka«,
Lub własnego ci dopowie,
Przyspieszony puls serduszka.





I
Anno Domini 1795

Na Wawelu jęczą dzwony,
Głośno nasz się Zygmunt żali!
A z wichrami smutne tony,
Po Wiślanej płyną fali...

Stary Zygmunt łka jak dziecię...
Jęki niosą wiatry chyże...
A z Zygmuntem wszystkich w świecie,
Zajęczały dzwonów spiże...

I po ziemi naszej całej,
Huczą dzwony jak zaklęte...
Nawet ów z Loretu mały,
Cicho roni łezki święte.

Hej! kto płaci za podzwonne,
Że tak kazał grzmić sowicie?
Hej! Litewskie i Koronne,
Komu, komu wy dzwonicie?

O! nie pytaj, dziatwo miła,
Jeno słuchaj, słuchaj szczerzej!
Oto jedna, patrz! mogiła,
A w mogile Polska leży!


Rozbujane serce w dzwonie,
Wstrząsa duszę dziwną mocą:
A tam drugie — w ludu łonie,
O pierś bije o sierocą...

Dzwon w niebieskie grzmi podwoje,
Głośniej serce ludu szlocha!
I tak serc się ściera dwoje,
Które silniej Polskę kocha?

Na przemiany: ciszej, śpiewniej,
Dzwoni żałość ich pobożna,
Że niewiedzieć, czy już rzewniej,
Nad ojczyzną płakać można?

Jęczą dzwony... Dzwonom śmiechem
Odkrzykują wtór morderce;
Aż z ostatniem dzwonów echem,
Zygmuntowi pękło serce.


*

Jest kaplica na Wawelu,
Ołtarz lity ma ze złota,
Mistrzów to pobożnych wielu,
I ofiarnych serc robota.

Na ołtarzu, w srebrnej szacie,
Biskup święty odpoczywa;
Włos mu biały po ornacie,
I poważna broda spływa.

W każdej cięższej tu godzinie,
Gdy dłoń Boska srożej smaga,
Lud pobożny zdala płynie,
I świętego łaski błaga.


Przez gotyckie okna z góry,
Pada na nią cień głęboki;
W niej, gdy umarł z królów który,
Pokładano jego zwłoki.

Skądże dziś do wrót kaplicy,
Zewsząd lud ten wierny bieży?
Skąd te w oczach łzy tęsknicy?
Skąd ten głuchy szept pacierzy?

Zażby krwawe znów zagony,
Dzicz tatarska zapuściła?
Zażby Polska z swej korony,
Nowy klejnot uroniła?!

Ni to klejnot zginął drogi,
Co ozdabiał blask purpury,
Ni pohaniec wdarł się srogi,
Ani z królów umarł który...

Lecz straszniejsze — z jękiem wieści,
Wiatr roznosi na wsze strony:
Oto Polska — o! boleści!
Całej zbyła się korony!

O! przychodźcie tutaj społem,
Tu! gdzie zimny trup jej leży,
I uderzcie kornem czołem,
Z czcią ostatnią dla Macierzy!


*

Jak w dzień śmierci Zbawiciela,
Do grobowej tej kaplicy,
Zewsząd ludu zdąża wiela:
Z całej Polski to pątnicy.


Cisza wkoło... Czasem jeno,
Mgłą czarniejszą zajdą oczy,
I na trumnę, na matczyną,
Łza, zmieszana z krwią się stoczy.

Tylko czasem wśród tej ciszy,
Wiatr stłumione jęki niesie,
Że zaledwie Pan Bóg słyszy,
Jak tam nić żywota rwie się.

I przed oczy tobie stają,
Żywe z baśni tej wyrazy:
O tych ludziach, co to bają,
Że czarownik wklął ich w głazy...

Co tak wieki stali całe,
Pierś podając burzy ciosom,
I ze zgrozą skamieniałe,
Nieśli dłonie ku niebiosom!


*

Jakiż orszak to wspaniały,
Pod zamkowe mknie kolumny?
Białych duchów zastęp biały,
Cicho zbliża się do trumny.

Tak ich wstaje wielu, wielu,
Z pod grobowej swej otchłani...
Ach! to nasi z pod Wawelu,
Wodze, króle i hetmani!

Płyną cienie te olbrzymie,
Niby białych sznur gołębi,
Męże — których samo imię,
Wstrząsa duszę aż do głębi.


Ach! To nasi są husarze!

Idą wielcy ci rycerze,
Niosąc lauru liść na skroni:
Bolesławy, Kazimierze,
Dwaj Zygmunci Jagielloni.

Niegdyś miecz ich z błyskawicy,
Grzmiał po krańcach ich dziedziny;
Tronem był im szczyt Łomnicy,
A podnóżem Bałtyk siny...

Po Czarnego morza piany,
Nieśli berło namiestnicze,
A u stóp im jak brytany,
Legły kraje hołdownicze!

Niegdyś oni Polsce klęli
Wolność świętą... O! ohydo!
Dziś po wiekach, starce bieli,
Nad ojczyzną płakać idą...


*

Nad omszałym grobu głazem,
Z grzmotem wielkim pęka płyta,
I mąż cały za żelazem,
Stróż Wawelu — wstaje Kmita.[1]

Echo dalej grzmot podaje,
Bije w kratę mogił rdzawą:
Jan Tarnowski z grobu wstaje
I potrząsa swą buławą.

Na to hasło, do swych znamion,
Wstają z mogił czujne straże,
Skrzydła wieją im u ramion:
Ach to nasi są husarze!


Niegdyś — lot tych orłów dumny,
Pruł słoneczne nieba szlaki:
A dziś oni u tej trumny
Idą kruszyć swoje znaki!

Idą łamać oręż rdzawy,
Cienie mężów tajemnicze:
Tutaj niosą swe buławy
Jabłonowscy, Chodkiewicze...

Tu, strzaskany kord w prawicy,
Zdąża złożyć kalek paru:
To ostatni wojownicy
Z pod Racławic i z pod Baru...

A nad głową ich sztandary
Wieją dumnie, wrogów straszą
Hasłem dawnej, polskiej wiary:
»Nasza wolność jest i waszą!«


*

Jak na słowo czarodzieja,
Co zapory grobów targa,
Wstaje wielki kaznodzieja,
Złotousty idzie Skarga!

Idzie w smutku i tęsknicy...
Cisza nad nim pogrobowa;
Tylko echa tej świątnicy
Powtarzają jego słowa.

Tylko ci, co to z kamieni
Wyciosani na sen wieczny,
Wstają, echem tem zbudzeni,
Jakby na sąd ostateczny.


I wstecz wieków myśl cofnięta,
Dziwny jakiś obraz roi:
Wstaje cała przeszłość święta,
Huf rycerzy w lśniącej zbroi...

Piękne panie i dworzany,
W złotogłowiu i szkarłacie;
A na tronie między pany,
Siadł król Zygmunt w majestacie.

Na tle złota i kamieni,
Co królewski dwór przetyka,
Świętym blaskiem się promieni,
Skromna postać zakonnnika[2].

Oto patrzcie! jak w tem gronie,
Nagle osiadł strach ponury!
Mąż w niebiosa podniósł dłonie,
Jakby piorun ściągał z chmury.

Oto prorok grzmi natchniony,
Planów Bożych wielki świadek:
»Stany Litwy i Korony,
»Zapowiadam wam upadek!«[3]

Obraz padł gdzieś w otchłań ciemną,
Tylko echo groźbą grzmiało,
I ów świadczył mąż przedemną,
Że się słowo ciałem stało...


*

Zdala, coraz to boleśniej,
Coraz tęskniej, coraz smutniej,
Dźwięk dolata cichej pieśni:
Czarnoleskiej wdzięcznej lutni...


Idzie w wieńcu ze siwizny,
Wieszcz nasz, łkając piersią całą,
Bo na »Treny« dla Ojczyzny,
Strun na harfie mu niestało...

Więc spuściznę swą grobową,
Na nic zdatną już w tej dobie,
Pieśń i lutnię bojanową,
Na Ojczyzny składa grobie.

Jak za natchnień swych rodzicem,
Sunie dziatwy ciżba wierna:
Naprzód idzie z bladem licem
Ascetyczny cień Acerna;[4]

Idzie, gniewnie szarpie wąsa,
Groźnym wzrokiem tłum przestrasza,
I wychudłą ręką wstrząsa
I podzwania w trzos Judasza![5]

I w grób zdrajców pięścią wali,
Zardzewiałą łamie kratę:
»Tym, co Polskę zaprzedali
»Niosę — woła — ich zapłatę!«

Za nim stąpa ów syn kmiecy,
A najsłodszy wieszcz lechicki,
Pierwszy z chłopów, który plecy
Od ksiąg zgarbił, — nasz Janicki.[6]

Tam Miaskowski w lutnię złotą
Grzmi i woła: »Szatę wroną
»Włóż, o Safo! i bij oto
»W płacz serdeczny nad Koroną!«[7]


*

Czy widzicie? geniusz sławy
Złotym kluczem grób odmyka;
Oto staje w progu nawy
Duch słoneczny Kopernika.

W górę rzuca wzrok natchniony
Tam, gdzie zorza prawdy świta,
Idzie — w błękit zapatrzony
I gwiazd o los Polski pyta!

Za nim, świetnym korowodem
Płynie długi orszak cieni:
Oto staja przed narodem
Mędrcy polscy i uczeni...

Stają cienie te szlachetne,
Otoczone czcią i mirem,
Lecz ich gwiazdy bledną świetne,
Bo przykryte smutku kirem.

O, wy! których wiatr kołysze,
Przez gwiazdziste niebios stropy,
Mówcie, jakie Bóg tam pisze
Dla Ojczyzny horoskopy?

O! mów ty, wybrańcze nieba,
Co po mlecznej stąpasz drodze,
Któryś z wozu strącił Feba,
A sam ujął jego wodze...

Mów! bo świt się w chmurach grzebie,
Że nie przedrzeć mgły oczyma,
Czy już Polska na swem niebie
Opiekuńczej gwiazdy nie ma?


Próżno pytam... Cisza głucha!
Duchy stoją, smutni, bledzi,
Próżno w niebo skłaniam ucha
I tam niema odpowiedzi!...





II
Zjawisko

Wkoło trumny marmurowej,
Co pokrywa drogie zwłoki,
Stoi orszak pogrzebowy
W ciszy wielkiej i głębokiej.

Smutne »requiem« brzmią organy,
Serca wszystkich drżą w pokorze..
Gdzież te czasy, gdy te ściany
Odbijały: »Ciebie Boże!«...

Gdy tu wodze, króle nasi,
Po odbytej bitwie walnej
Nieśli wota... a Prymasi —
Hymn »Te Deum« tryumfalny?

Gdy tu, wieńcząc wielkie dzieło,
Które burzył mnich niecnota,
Z pod Grunwaldu nasz Jagiełło
Sto chorągwi słał na wota?

Gdy tu król nasz, Zygmunt Stary,
Jak bywało dzicz przepłoszy,
Z rąk Tarnowskich brał sztandary
I na klęczkach hołd Wołoszy?


Gdzież te czasy dawnej chwały?
Gdzież ta królów dań powszednia?
Gdzież te hymny, co tu brzmiały,
Gdy Jan trzeci wracał z Wiednia?...

Wszystko, wszystko pogrzebione!...
Tylko czasem, w nocną ciszę,
O trofea, zawieszone
Pod sklepieniem, — wiatr kołysze.

Tylko czasem, gdy zmrok pada,
Jęk w Wawelskiej słychać skale,
I duch jakiś błędny gada
O minionej przodków chwale!


*

Żałobnego »requiem« strugi
Gdzieś skonały u ołtarza...
Tylko kolumn szereg długi
W ciszy sobie je powtarza.

Tylko wiatr je o arkady
I o smukłe trąca wieże,
Skąd cherubin smutku blady
Przed tron Stwórcy je zabierze.

Dziwnaż, dziwna to muzyka!
Akord tęskny i wspaniały,
To nam duszę wskroś przenika,
To znów serce rwie w kawały.

A lud pyta: czy to czary,
Że to echo wciąż gra jeszcze?
Niby w owej baśni starej,
W toni jezior słowa wieszcze;


Co to z pierwszą zaraz wiosną,
Gdy wiatr wionie nad szuwarem,
Echa ich pod niebo rosną
I zdziwiają świat swym gwarem...


*

Naraz, nawa tej świątnicy
Pęka, jak sklep niebios Boży,
Gdy go mgnienie błyskawicy
Dla śmiertelnych ócz otworzy.

I przez jasne niebios wrota,
Gdzie duch Pański jeno wchodzi,
Płynie istny potok złota,
Topiąc cały gmach w powodzi.

Już grobowce te ponure
Drżą, od ogni całe lśniące...
Rządy kolumn pną się w górę,
Niby słupy gorejące...

A u Świętych tam, na boku,
Takim blaskiem płonie lice,
Jakby Pan Bóg dał ich oku
Odbić niebios tajemnice...

Z płomiennego morza fali,
Spływa anioł srebrnopióry;
Nad nim zorzy blask się pali,
Brzask zarania i purpury...

Niby w locie gwiazda chyża,
Co przez niebios spada tonie,
Tak się on do trumny zbliża
I wyciąga nad nią dłonie.


Głosem, słodszym nad dźwięk lutni,
Co brzmi chwale Boskiej k’woli:
»Pokój — rzecze — wam, o smutni!
»Pokój ludziom dobrej woli!«

A choć cichy głos anioła
Dziwnej pełen jest słodyczy,
Przecież wszystko tu dokoła
Drży od grozy tajemniczej.

Wstrząsł się Wawel w swem sklepieniu,
Grób za grobem się rozpada!
I szmer pobiegł w zgromadzeniu:
»Cyt! niech poseł Boski gada!«


*

A niebieski gość skrzydlaty
Cicho się nad ludem waży...
I złocistym rąbkiem szaty
Łzy ociera z boskiej twarzy.

I u trumny, co krwią broczy,
Klęka, chyląc kornie czoła:
Aż ukrywszy w dłoniach oczy,
»Polsko biedna!« w głos zawoła...

»Polsko! dawne cnót siedlisko,
»Podeptana wdzierców nogą,
»O! jak tyś upadła nisko,
»Że dziś niemasz już nikogo...

»Kto nad grobem twoim stanie?
»Kto uderzy w jęk boleści?
»I opłacze twe skonanie,
»I wskrzeszenie twe obwieści?...


»Nikt, nikt z ludzi! Lecz Pan w niebie
»Spojrzał na cię u podnóża
»I mnie zestał tu do ciebie,
»Świadka dziejów twych i stróża!

»Bo na powieść o twym losie,
»Nim Bóg straszny sąd obwoła,
»Niema dźwięków w ludzkim głosie,
»Na to trzeba ust anioła.

»Więc co w Bogu ma początek,
»Niech ku chwale Boskiej gorze!
»Z tem twych dziejów jasny wątek
»Rozpoczynam w Imię Boże!«





III
Legenda

Przed wiekami, przed dawnemi,
Hen, po jasne mórz zwierciadło,
Na tej samej, polskiej ziemi,
Wielkie plemię się rozsiadło.

Był to naród nad narody!
Oh! jedyny dziś pod niebem...
Orał pługiem, sycił miody
I rad dzielił się swym chlebem.

Ziemię swoją macierzystą
Ponad wszystko kochał w świecie:
Sercem czystem, duszą czystą,
Jak swą matkę kocha dziecię.

To też ziemia ta najświętsza
Pełna była dlań ofiary:
Gdzie się wkopał do jej wnętrza,
Wszędzie skarbów miał bez miary..

Wszystko z Bożej wziął szczodroty,
I na roli i pod rolą:
Miał żelazo na brzeszczoty
I chleb własną krasił solą.


A gdzie wysłał wzrok na zwiady,
Bóg go hojnym cieszył wianem:
Kwieciem śmiały mu się sady,
Łany zbożem, łąki sianem...

Zwierza w lasach miał niemało,
Wody rybne, ule rojne,
Samo życie mu się śmiało
Pracowite i spokojne.


*

Jak nie kochać takiej ziemi,
Z której szczodrze Bóg go wspierał?
I gdzie wspólnie z braćmi swemi
Żył poczciwie i umierał?

Inne ludy, dziwna siła
Wśród bezmiernych stron rozmiata...
Dlań, kolebka i mogiła
Granicami były świata.

Z sąsiadami żył on w zgodzie,
Chętny w radzie i w posłudze,
Równy możnym na zagrodzie,
Nie łakomił się na cudze.

Jak łza czysty i bez skazy,
Sercem prosty, szczery w słowie,
Mord, rabunek, — te wyrazy,
Wstrętne były jego mowie.

Był on mężny, lecz nie męstwem,
Co to nie zna żadnej tamy;
Nie upajał się zwycięstwem,
Krwi nie pragnął dla krwi samej...


Gdy, bywało, wróg zbłąkany
Do drzwi jego zakołata:
Skoro przyjął go w swe ściany,
Już w nim widział tylko brata.


*

Niech gadają dawne dzieje,
Powieść ludu, pieśń natchniona,
Jaki duch z tej ziemi wieje
I czem przedtem była ona?

Niech się ozwą świadki żywe,
Co na wielkość jej patrzyły:
Ludzie, czasy, dęby siwe
I kurhany i mogiły.

Niech te gwiazdy na błękicie,
Co jej świecą okiem wieszczem,
O jej dawnym świadczą bycie
I zapłaczą złotym deszczem.

Niech jeziora się wynurzą,
Niechaj z grobów wstaną kości,
Niech się niebo ozwie burzą
Na świadectwo jej wielkości!


*

O! tak — wielką była ona
W majestacie swojej chwały!
Ach! i wtedy swe ramiona
Roztaczała na świat cały!

Ludy, widząc ład odwieczny,
Z zaufaniem biegły do niej:
I trzech koron blask słoneczny
Bił jej wówczas z jasnej skroni.


Stąd królewskie brano córy,
By zdobiły obce trony;
Tu wyzuty z swej purpury
Król się chronił bez korony.

Tu o prawa, tu o berła
Wyciągano zewsząd dłonie...
O! bo Polska, jako perła
Lśniła ludom w ich koronie!


*

Zdobna Bożym majestatem,
Nieprzebranych łask skarbnica:
Dziewięć wieków szła przed światem,
Jako ludów przodownica.

Pierś jej stała za przedmurze
I za ludzkość i świat cały...
Grom północy, wschodnie burze
Z rykiem u jej stóp konały.

A gdy w długim, ciężkim boju
Świat miłości stracił słowo:
W sercu Polski, jak we zdroju
Bóg odrodził je na nowo.


*

O! miłości nasza święta,
Cenna perło w serca toni,
Któż bo łask twych nie pamięta,
Nie zna ciepła twojej dłoni?

Tam u Gopła, pod Kruszwicą,
Znały ciebie już narody,
Jak’eś dziwną tajemnicą
Rozmnożyła chleb i miody...


Gdy lud mnogi, stotysięczny,
Gościnnością tylko starą,
Podejmował Piast ów wdzięczny,
Złocistego miodu czarą.

Dziwna w tobie leży cnota,
Co nas strzeże od pogromu,
Ty otwierasz chętnie wrota
I rozszerzasz progi domu...

W tobie leży czar nielada
I zaklęty skarb miłości,
W tobie lud swe serce składa:
Polska nasza gościnności!


*

Niechaj mówią jezior tonie,
Głębie naszych wód bezdenne,
Co tam kryją w swojem łonie
Jakie skarby drogocenne?

Gopło! otwórz swe przepaście,
Z których tyle podań trysło,
I o starym powiedz Piaście...
Mów o Wandzie, sina Wisło!

Pograniczny Dnieprze, Odro,
Rzeki, wody Polski całej,
Wyśpiewajcie piersią modrą
Pieśń dziejowej naszej chwały!

Bo jak polskich dziejów fale
Czystem biegły wciąż korytem,
Tak i w waszych wód krysztale
Bóg je pierwszym odbił świtem.


*

Jest jezioro jedno słynne,
W wieńcu głuchych puszcz zamknięte,
Które dotąd usta gminne
W prostej mowie zowią »święte«.

Mówią ludzie: gdy zmrok pada,
Strach wśród ciemnych jechać borów,
Bo już sobą człek nie włada
Wpośród duchów i upiorów.

Ponad trzciny, lilie wodne,
Co tam rosną nad jeziorem,
Wstają jakieś mary zwodne...
Słychać głuchy jęk wieczorem...

I jeżeli wierzyć dalej
Prostaczego serca strunie,
Na powierzchni nieraz fali
Orszak mrocznych duchów sunie;

I na łąki, na pokosy,
Na obszary i rozłogi,
Dziwną pieśnią grzmi w niebiosy,
W której stare sławi bogi.

Ile z wątku dosnuć można,
Co podaje baśń zawiła,
Niegdyś Mieszka dłoń pobożna
Bóstwa pogan tu topiła.[8]

I tu, — podług baśni starej,
Co z ust do ust bieży chyża:
Po raz pierwszy światło wiary
Błysło Polsce z ramion krzyża.


Czemuż jednak wód tych tonie
Lud omija w nocną ciszę?
Czemu rzadko na ich łonie
Łódź rybacka się kołysze?

Bo lud wierzy w swej pokorze,
Że gdy wicher fale zwełnia,
Świat zaklęty w tem jeziorze,
Tajemnice swoje spełnia.

I choć wieków przeszło tyle
I burz tyle ponad falą:
Duchy w groźnej swej mogile
Starym bogom wciąż się żalą.


*

Gopło! źródło ty natchnienia,
Dumne dziejów tajemnicą:
Witaj! zdroju odrodzenia,
Narodowych cnót chrzcielnico!

Kiedy silniej pierś uderzy
W takt dziejowym Polski godom,
Zawsze wzrok mój i myśl bieży
Ku przejrzystym twoim wodom.

W nich przegląda przeszłość cała,
W nich mi błyska duch narodu:
Owa Piasta chatka biała,
Owe wonne plastry miodu...

I tej wieży szczyt ogromny,
Co się wśród otchłani sroży,
Jako świadek wiekopomny
Gniewu ludu — pomsty Bożej.


W nich zaranie dziejów świeci,
Co się zmienia w świt wspaniały;
Tylko patrzę — rychło wzleci
Pod obłoki orzeł biały?

Rychło Wojciech, ów mąż Boży,
Chrztem zbawienia skroń mą zrosi?
Rychło wrota Piast otworzy
I do chaty mię zaprosi?

O! przestworzu wód szeroki!
O! jezioro ty natchnione!
Za te czary i uroki
Bądź po stokroć pozdrowione!


*

W świętojańską noc czerwcową
Obyczajem jest u gminu,
Że dziewczyna w Wisłę płową
Rzuca wieniec z rozmarynu;

A u brzegu chłopiec młody
Kwiat rzucony chwyta w locie,
I oboje z biegu wody
Wysnuwają guseł krocie.

I pierś młoda gra otuchą,
Rojąc w marzeń swych kolebce...
A któż zgadnie, co w noc głuchą,
Młodym sercom Wisła szepce?


*

Jakaż postać tutaj kroczy,
Tak wspaniała a tak rzewna?
Jak sierota w łzach ma oczy,
A spogląda jak królewna?


Szata na niej złotolita
I korona zamiast wianka?
Cyt! czekajcie: pewnie spyta
Wód Wiślanych o kochanka.

Lecz nie... słówka rzec nie raczy...
Niema stoi, jakby z głazu,
Ni nadziei, ni rozpaczy
Nie wyczytasz z niej wyrazu.

Potem zdejmie djadem z głowy
I zawiedzie głośne żale:
»Płyń mi, wianku mój cierniowy,
»Płyń przez sine Wisły fale...

»Nieś na sobie łzy goryczy,
»Nieś boleści skarg bez liku,
»Ponieś wieniec mój dziewiczy
»Aż do mętnych wód Bałtyku...

»Smutnie fale życia cieką,
»Kres mój zbliża się już zgubny,
»O! płyń wianku, płyń daleko
»Mój niedoszły wianku ślubny!

»Na doliny i na góry
»Roznoś skargi moje łzawe,
»Mów, że polskiej ziemi córy
»Śmierć przenoszą nad niesławę!...

»Niech się długo nie ucisza
»Głos, co smutne serce roni:
»Mów, że nigdy dłoń przybysza
»Nie posiądzie Polki dłoni!


»Nieś przestrogi groźnej słowa,
»Po przezroczu wód szerokiem:
»Córy polskie sam Bóg chowa —
»Przed łakomem wrogów okiem!«

I z tem, drżąca i spłoniona,
Niby rybka w tonie pluska;
Fala, lekko potrącona,
Mieni się jak srebrna łuska...

Chwilę krótką, Wisły wody
Drgały dreszczem w głębiach fali,
Lecz po chwili, bez przeszkody,
Znów jak przedtem biegły dalej.


*

Cóż za dziwne tajemnice
Noc przed oczy moje kładzie?
Siwi starce i dziewice
I młódź bieży tu w nieładzie.

Jakiż przestrach gna ich srogi?
Czego chcą tu w tej godzinie?
Co oznacza ten krzyk trwogi,
Co z ich piersi w niebo płynie?

Niby jakieś mary nowe,
Pod olbrzymich duchów wodzą:
Idą płaczki pogrzebowe
I w rozgłośny jęk zawodzą.

Idą wieszcze i kapłani,
I grzmią w niebo z piersi całej:
»Niema, niema naszej pani,
»Gołębicy naszej białej!«


Idą dziewki z piosnką rzewną,
Niegdyś drużba jej tak miła:
»Gdzieś — wołają — o! królewno!
»Gdzieżeś, gdzieżeś się ukryła?...

»Kto dziś weźmie berło twoje?
»Kto książęcy tron posiędzie?
»Kto ci cudnych włosów zwoje,
»W tej topieli trefić będzie?...

»Kto ci baśni wątek złoty,
»Rozesnuje przed oczyma?
»Kto utuli nas sieroty,
»Kiedy, Wando, ciebie niema!«

»Kto — pytają stare woje,
»Kto — zawodzą chłopcy młodzi
»Kto nam krwawe nasze znoje
»I wojenny trud osłodzi?

»Kto nam będzie tą pochodnią,
»Co hart w piersiach rozniecała?
»Kto gwiazdeczką tą przewodnią,
»Co nam w bojach przyświecała?«

I tak idą, tak się skarżą...
A lud wciąż liczniejszy płynie,
I spogląda smutną twarzą
Ku wiślanych wód głębinie...

O! wy fale Wisły płowe,
Wiecież, coście pogrzebały?
Nie dziewicę, nie królowę,
Lecz narodu klejnot cały...


Płyńcież cicho nad ofiarą,
Jęcząc skargi żałosnemi
I wciąż dzwońcie jej pieśń starą:
»Wanda leży w naszej ziemi!«


*

O! minionych lat postacie,
Piasta, Wandy wy rówieśni!
W legendowej swojej szacie
Na zaklęcie wstajcie pieśni!

O wy, ziemi tej zaszczyty,
Wojownicy pełni sławy,
Wzruszcie zimne swe granity
Ziemomysły, Przemysławy!

Niech ta przeszłość z pod mogiły
Na zaklęcie pieśni wstanie!
Wskrześ ją słowem pełnem siły,
Czarodziejski nasz Bojanie![9]

Uderz w struny lutni złotej,
Co hart miecza przezwycięża,
Sław prastare nasze cnoty,
Sarmackiego błysk oręża...

Mów o owych dniach uroku,
Które żyją w podań echu:
O wawelskim powiedz smoku,
O Krakusie i o Lechu.

Zwróć się, zwróć w te czasy lepsze,
Gdy Bolesław, król nasz śmiały,
Dźwięczne surmy kładł po Dnieprze,
Aby sławą jego brzmiały!


Bo któż godniej z podań czary
Niedosnutą baśń dopowie,
Jeśli nie ty, wieszczu stary,
Coś przy dziejów stał budowie!


*

Jest gród w Polsce ponad grody,
Wyniesiony okazale:
Pod nim białe Wisły wody
Cicho toczą swoje fale.

Gród to stary, — bo początek
Jego, zmierzchu wieków sięga:
Pełen wspomnień i pamiątek,
Jak pisana dziejów księga.

Gród to święty i dostojny:
Bo za dawnej w nim pamięci
Żył Jan Kanty bogobojny
I mężowie żyli święci...

W cnotach rosły tutaj domy,
Cne Bonary, Odrowąże:[10]
To też łaski znak widomy
Dzieje miasta z niebem wiąże.

I niedarmo serce wieszcze
Zwraca się do tego grodu,
Bo przeczuwa, że w nim jeszcze
Żyje czerstwy duch narodu.

Każdy głaz tu, w prochu legły,
Ma osobne swoje dzieje...
Z każdej niemal tutaj cegły
Duch przeszłości naszej wieje...


Wśród przeróżnych dziwów wielu,
Niemych świadków lepszej doby,
Jest tam zamek na Wawelu,
I królewskie są tam groby...

I świątynia jest wspaniała,
Równej niema ziemia lacka,
Z niej ku niebu, niby strzała,
Biegnie wieża Maryjacka.

A z pod wieży tej sklepienia,
Na dalekie sioła, wioski,
Hejnałowe biją pienia
W cześć Maryi Częstochowskiej.

I jest Skałka — a z jej ściany,
W drzew ukryty zieloności,
Patrzy kościół murowany,[11]
Niby oko Opatrzności.

O! promienneż jest to oko,
Że aż przed niem gwiazdy bledną,
Które czuwa wciąż wysoko,
Nad ojczyzną naszą biedną....

Co jak gwiazdka utajona,
Całej Polski głąb przenika:
Wzrok pierwszego jej Patrona,
Stanisława męczennika.

O! Ty Bożych łask szafarzu!
Przy cudownym Twoim grobie —
Na Ojczyzny dziś cmentarzu,
Stróżu Polski — pokłon Tobie!


*

Oto wchodzę pod sklepienie
Tej świątyni na Wawelu:
Pokój wam, o wielkie cienie,
Co tu spicie od lat wielu...

Pokłon wam i cześć niezłomna,
W tych dniach smutku i żałoby:
O katedro wiekopomna,
O królewskie nasze groby!

Płonna lampka blask swój siny
Po zakątkach drżąc zatacza,
I do ojców mych dziedziny
Przyprowadza mię tułacza...

Jak tu cicho i jak błogo
Pod mogiłą tą podziemną!
Prócz mnie — niema tu nikogo,
Tylko jeden Bóg nademną...

Tylko smutne te kolumny,
Jak cyprysów rząd na grobie...
Tylko te królewskie trumny,
Co zamknęły wszystko w sobie...

I nikt więcej mnie nie widzi...
Tum, w dziedzictwie mem, sierota,
Nikt tu z moich łez nie szydzi,
Nikt nie wygna mnie za wrota...

Jakieś cienie tajemnicze
Wysuwają się z ukrycia:
O! poznaję ich oblicze,
Jakbym widział je za życia!


Widzę was, tu, w tej świątnicy,
Zygmuntowie wielcy nasi!
Miecz połyska wam w prawicy,
Wawrzyn czoła wasze krasi...

Widzę was, o cne postacie!
Mądrość bije wam od czoła,
Słodycz dziecka w oczach macie,
A miecz w dłoni — archanioła.

Wasze prochy tu dostojne
W tej świątnicy odpoczęły...
Widzę was, o duchy zbrojne,
Batorego i Jagiełły...

Widzę wielkość mej Ojczyzny,
Co pod pieczą waszą rosła,
A dziś stoi wśród mielizny,
Jak samotna łódź bez wiosła...

Nad nią burza ryczy dzika,
Fala nawę w przepaść chłonie,
Znikąd gwiazdy ni sternika,
Coby wiodły ją przez tonie...

Czemuście mi poznać dali
Wielkość naszą w tej zamroczy?
Wstyd mi czoło moje pali,
Nie śmiem stanąć wam przed oczy.

Cóż ja biedny, cóż wam rzeknę,
Gdy staniecie groźni, niemi?...
Chyba do was się ucieknę,
O! anioły naszej ziemi!


Chyba pójdę, skąd nad groby
Blask mi żywszy światła miga;
Tam mej troski i żałoby
Ulituje się Jadwiga...

Pójdę bolem rozszalały
Do stóp świętej tej postaci,
I zapytam drżący cały:
»Matko! — kto mi łzy zapłaci?«[12]


*

O! strażnico dziejów Polska,
Echem tylu wspomnień drżąca!
Tyś jak harfa jest eolska,
W którą palec Boży trąca.

Dziwne skarby i wspomnienia
Przechowujesz w swojem łonie,
Dziwny z ciebie w pokolenia
I tajemny urok wionie.

Kto raz wstąpi w twoje progi,
Kto odetchnie twem powietrzem,
Temu mniej już ucisk srogi,
Samo jarzmo zda się letszem.

Bo z twych murów — wieków chwała
Zda się budzić duch zwycięski:
»Patrzcie — stoję jakem stała,
»Mimo tylu burz i klęski!«

O! świątynio ty żałobna,
O! przybytku śmierci chmurny
Jakżeś dziwnie jest podobna
Do olbrzymiej dziejów urny!


Jak łzawnica starodawna,
Patrzysz z grobów w mrok daleki;
O! świątynio tyle sławna,
Pozdrowiona bądź na wieki!


*

Dziejów naszych księgo złota,
Wielka w tobie moc zamkniona.
Na dnie twoim leży cnota,
Niby perła utajona!

Snopy blasków i promieni
Rozsypujesz dziejom na tło,
Nie znasz mroków ani cieni,
Samo w sobie skupiasz światło.

Tyś jak jutrznia jest różowa,
Co wesela blaskiem płonie...
I niedarmo »Gwiazd Królowa«
Królowała w twej koronie.

I niedarmo, Polsko miła,
Sztandar wiary niosłaś górą:
Boś ty jedna godną była,
Bożej Matki zwać się córą.

Już u dziejów swych kolebki
Poszłaś w niebo orlim lotem!
Już żył w tobie ten duch krzepki,
Co jak olbrzym stanął potem...

Już twa słodycz i gościnność
W siwym Piaście się skupiła;
Już ofiary cnej powinność
Z Wandą w cichy grób zstąpiła.


Dotąd duch ten czuwa stary,
Na mogile twych pamiątek,
Duch miłości i ofiary,
Co dał dziejom twym początek!


*

Duchu Polski, wiecznie żywy!
Mimo ciosy co dnia krwawsze,
Mimo wroga ręki mściwej,
Nieśmiertelny! żyjesz zawsze!

W tobie wiara i otucha,
W tobie port nasz i zbawienie,
Tyś bożego cząstką ducha,
Więc i wieczne twe istnienie!

Tyś proroczem hasłem świata,
Co pomimo zniszczeń dzieła,
Nad grobami grzmiąc ulata:
»Jeszcze Polska nie zginęła!«


*

Jest w Karpatach góra wielka,
Wyniesiona ponad inne,
Jak cudowna karmicielka,
Czarem poi serca gminne.

Szczyt jej wiecznie poza chmurą,
Ginie w rąbku śniegów białym,
Lud ją zowie »Babią górą«
Stąd, że matczy Tatrom całym.

Duch podania, co z niej wieje,
Włada w pełni wśród tej dziczy,
I na całe nasze dzieje
Rzuca urok tajemniczy.


Nieraz, gdy noc padnie głucha,
A wiatr w zeschły liść szeleści,
Grono prządek trwożnie słucha,
Czarodziejskiej opowieści.

Na odźwierku blask łuczywa,
Fantastyczno rzuca cienie,
A staruszka, matka siwa,
Budzi dawnych lat wspomnienie.

I gdy rąbek ich odsłania,
To jak wróżka kiedy wieści:
Taka moc w niej przekonania,
Taka siła w jej powieści...

Coraz wolniej mkną wrzeciona,
Coraz ciszej w gwarnym chórze,
Dziatwa słucha rozmarzona,
Baśni o zaklętej górze.


*

Wieki płyną — jak w tej stronie,
Nie za ludzkiej już pamięci,
W tajemniczem góry łonie
Wojownicy spią zaklęci...[13]

Skąd tu przyszli, kiedy, poco?
Próżno pytać wieści głuchéj,
Dość, że nieraz ciemną nocą,
W długim szlaku mkną tu duchy...

Nieraz słychać tu chrzęst broni,
Przytłumiony gwar człowieczy,
Brzęk ostrogi, rżenie koni
I ostrzenie stalnych mieczy.


A gdy burza pomknie dzika,
Poprzez nagie Tatr ogromy,
Góra z grzmotem się odmyka
I duch staje w niej widomy.

Stoi, patrzy w dal głęboką
I poświstu wiatrów słucha,
Nieruchome jego oko,
Zdradza ognie jego ducha.

Szyszak mu na skroni błyska,
Pierś rozsadza pancerz twardy,
Głownię miecza w dłoni ściska,
Stoi, patrzy rycerz hardy.

Cisza wkoło... żadne zgoła
Nie wstrząsają ziemią dreszcze...
»Czy już pora?« rycerz woła —
A głos z góry grzmi: »Nie jeszcze!«

I znów grom po gromie spada,
Jak w dzień sądu ostateczny,
Góra z jękiem się zapada
I duch wraca na sen wieczny.

Lecz niedługo już snu tego,
Stara matka dziatwie wróży:
Za chwilami chwile biegą,
Słońce wstaje znów po burzy...

Wkrótce wzejdzie dzień słoneczny,
Dzień zbawienia, dzień otuchy,
Co z pościeli zbudzi wiecznej,
Pod tą górą spiące duchy.


Wstaną one — miecz przypaszą,
Na cisawe konie siędą,
I za świętą sprawę naszą,
Z zaborcami walczyć będą.

Bo nie żadna siła ludzi,
W pomoc przyjdzie Matce świętej,
Lecz ten Boży duch ją zbudzi,
Co w tej ziemi spi zaklęty!


*

Ojców moich ziemio święta,
Ziemio wielkich cnót i czynów!
Tyś na wskroś jest przesiąknięta,
Krwią ofiarną twoich synów.

I niedarmo w twoje rano,
O puścizno przodków droga!
»Ziemią świętą« ciebie zwano,
Boś najbliżej stała Boga.

Byłaś ziemią poświęcenia,
Manną głodnych, skrzydłem gości,
Dziwny ciebie opromienia
Czar męczeństwa i świętości...

Niegdyś — ze stron tych pątnicy,
Z wiarą w sercu niewymowną,
Do Piotrowej szli stolicy,
Po relikwii kość cudowną...

I gdy, wszedłszy w święte progi,
W posłuchania krótkiej chwili,
O talizman łaski drogi,
Dla Ojczyzny swej prosili:

Papież rzekł im: »O! pielgrzymi!
»Nacóż innych wam świętości?
»Wasza ziemia krwią się dymi,
»Krwią, ze świętych ofiar kości!«

I wziął w rękę swą sędziwą,
Polskiej ziemi grudkę małą,[14]
I na dłoń mu się — o dziwo!
Kilka kropli krwi polało...

»Weźcież — rzecze — proch ten z sobą,
»I cud Boży głoście wszędzie,
»Niech ta ziemia wam ozdobą
»I relikwią świątyń będzie!

»Niechaj proch ten z waszych progów
»Wciąż wam świadczy przed oczyma:
»Jak nad Boga niema bogów,
»Nad tę ziemię świętszej niema!«







  1. Przy wejściu do katedry na Wawelu, jakby na straży, znajduje się po prawej ręce pomnik grobowy Piotra Kmity, wojewody krakowskiego, zmarłego 1553 r. — Piotr Kmita »szerokiej Polski strażnica«, — jak go nazywa Wasilewski, — był ostatnim potomkiem tego znakomitego rodu.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zakonnika.
  3. »Z żałością i z płaczem z wielkiego bolu serdecznego, opowiadamy wam upadek wasz«. — Słowa Skargi.
  4. Acernus — łacińskie miano Fabiana Sebastyana Klonowicza.
  5. »Worek Judaszów« — poemat Klonowicza.
  6. Klemens Janicki, niepospolity poeta, pisał po łacinie; był on synem kmiecia z Wielkopolski. Przełożył go na język polski Syrokomla.
  7. Dosłownie wyjątek ów z wiersza Kacpra Miaskowskiego »Na rozruch domowy« brzmi jak następuje:
    Słowiańska Safo! połóż lutnię złotą,
    Już nie kochanka opiewaj z pieszczotą,
    Ale włożywszy na pierś szatę wroną:
    Płacz nad Koroną.
  8. O jeziorze świętem w Wielkopolsce, po dziś dzień przechowuje się tradycya, że w niem odbył się chrzest Polski. Mieczysław I — podług legendy — walił tu i strącał do topieli bogi pogańskich Słowian. Stąd poszła nazwa jeziora, uświęconego najważniejszym aktem w dziejach Polski.
  9. Bojan — podług podania — najstarszy wieszcz słowiański.
  10. Zamożna rodzina Bonarów, osiadła od XIII wieku w Krakowie, słusznie chlubić się może szeregiem dobrze zasłużonych niebu i ojczyźnie synów. Z tejto rodziny wyszedł Izajasz, zakonnik reguły Augustyanów, policzony w poczet błogosławionych; Jan, żupnik krakowski i doradca króla Zygmunta I, cieszący się pełnem jego zaufaniem; Seweryn, orędownik i mecenas piśmiennictwa ojczystego i w. i. Rodzina ta wygasła przy końcu XVI wieku. — Odrowąże słynęli z cnót i świątobliwości. SławnyIwo Odrowąż, biskup krakowski i kanclerz Leszka Białego, czczony jako święty, fundował Kościół N. M. Panny w Krakowie — z rodziny tej wyszli: św. Jacek, św. Czesław i śta Bronisława.
  11. Mowa tu o Skałce pod Krakowem, na której wznosi się kościółek św. Stanisława, pierwszego męczennika Polski, który, jak wiadomo, padł z ręki Bolesława Śmiałego.
  12. Nic tak nie maluje tkliwego serca Jadwigi, jak owo historyczne wstawienie się tej dostojnej pani — za uciśnionymi zajazdem królewskim kmiotkami gnieźnieńskimi. W dziejach całego świata nie znam piękniejszego nad powyższe wyrażenia.
  13. O zaklętych rycerzach w Karpatach, słyszałem na miejscu legendę z ust górali.
  14. Cała ta legenda jest historyczna. Podług podania fakt wspomniany wydarzyć się miał za Zygmunta III. Ja go wziąłem z prelekcyi Mickiewicza o literaturze słowiańskiej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Bełza.