Zazulka/Rozdział ósmy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Zazulka
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1915
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa – Kraków
Tłumacz Zofia Rogoszówna
Tytuł orygin. Abeille
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ ÓSMY.
SMUTNE ZAKOŃCZENIE WESOŁEJ WYPRAWY DO BŁĘKITNEGO JEZIORA

Zazulka szła dalej po piasku, aż przystanęła pod grupą starych omszałych wierzb; z pod nóg jej wyskoczył nagle maleńki duszek i machnąwszy kozła w powietrzu, z pluskiem zapadł w jezioro, znacząc jego powierzchnię niezliczoną ilością kół, które rozszerzały się przez chwilę a potem znikły. Duszkiem tym była maleńka zielona żabka o białym brzuszku. Cisza zalegała dokoła. Świeży podmuch wietrzyka muskał taflę jeziora, a pod jego dotknięciem drobne fale wyginały się figlarnie niby usta, drżące uśmiechem.
— Bardzo ładne to jezioro — mówiła Zazulka. — Szkoda tylko, że jestem taka głodna i że tak pokaleczyłam nóżki na kamieniach. I trzewiczki podarły się w strzępy. Chciałabym bardzo być już z powrotem w zamku.
— Usiądź na trawie, siostrzyczko — prosił Jantarek — owinę twoje nóżki wilgotnemi liśćmi babki. To ci z pewnością sprawi ulgę. Odpocznij chwilkę, a ja pobiegnę poszukać czegoś do zjedzenia. Widziałem tam powyżej kilka krzaków jerzyn, aż czarnych od jagód. Wybiorę najsłodsze i największe i przyniosę ci je w kapeluszu. Daj mi swoją chusteczkę. Nazbieram do niej poziomek, widziałem mnóstwo rosnących w cieniu drzew, tuż obok ścieżki, którą szliśmy przed chwilą. A kieszenie wypełnię orzechami.
Śpiesznie sporządził pod płaczącą wierzbą posłanie z mchu i trawy i znikł w gąszczu krzewów.
Zazulka upadła na posłanie i złożywszy rączki, jak zwykle czyniła przed zaśnięciem, patrzyła na gwiazdy zapalające się jedna po drugiej i migocące na bladej kopule niebios. Po chwili rzęsy opadły i przysłoniły jej oczy. Zazulka nie miała siły dźwignąć znużonych powiek, ale poprzez rzęsy ujrzała wyraźnie maleńkiego Krasnoludka, lecącego ponad nią na czarnym kruku. Nie, to nie było złudzenie, to był prawdziwy Krasnoludek, który, szarpnąwszy wędzidłem, przeciągniętem przez dziób czarnego ptaka, zawisł w powietrzu tuż nad Zazulką i wytrzeszczywszy na nią gały okrągłych oczu, wpatrywał się w nią przez chwilę, poczem ubódł ostrogą kruka i znikł w górze. Wszystko to widziała Zazulka, jak przez mgłę tylko, bo zaraz potem zasnęła.
Spała już na dobre, kiedy nadbiegł Jantarek, niosąc w kapeluszu jagody. Widząc ją uśpioną, położył kapelusz koło niej, i zeszedłszy nad jezioro, usiadł na brzegu, zanurzywszy w chłodnej wodzie obolałe stopy, czekał na przebudzenie się Zazulki. Jezioro spało także w koronkowej ramie, okalającego go listowia. Coś niby para czy mgła biała, rozsnuwała się wolno, łagodnie po jego tafli. Raptem księżyc wysunął się z poza drzew, a wtedy jezioro rozmigotało się tysiącem iskier.
A przecież Jantarek wyraźnie widział, że iskry te nie są odblaskiem światła księżycowego, gdyż płomień ich był błękitny i kołysały się, wirowały, jak gdyby wykonywały jakiś dziwny taniec. Wpatrzywszy się w nie lepiej, dojrzał, że iskry te migocą na podobieństwo gwiazd ponad czołami, wychylających się z toni postaci niewieścich. Jeszcze chwila a z jeziora, wynurzył się cały korowód dziewic, o długich zielonych włosach, strojnych w wieńce z alg i muszli. Alabastrowe ich ramiona i piersi, unoszące się nad falami jeziora, osłaniały zwiewne, przejrzyste zasłony, naszywane perłami i bursztynami. Teraz dopiero poznał Jantarek, że są to Boginki Wodne. Próżno jednak porwał się do ucieczki. Dziesiątki bladych i zimnych jak marmur ramion, wyciągnęły się ku niemu i poniosły pomimo krzyków i szamotania w kryształową toń Błękitnego Jeziora.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jacques Anatole Thibault.